tag:blogger.com,1999:blog-6459915119960353232024-02-20T04:20:01.150-08:00DestinyBasiahttp://www.blogger.com/profile/15625343881239709730noreply@blogger.comBlogger13125tag:blogger.com,1999:blog-645991511996035323.post-29091856422782110272013-04-18T03:54:00.001-07:002013-04-18T03:54:29.290-07:00Rozdział dwunasty - Samoocena<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="font-size: large;">O</span>budziły mnie hałasy dochodzące zza drzwi do mojego pokoju. Odnalazłam komórkę leżącą na szafce nocnej, sprawdziłam godzinę. Za dwadzieścia szósta. Westchnęłam i wstałam, bo wypadałoby pożegnać się z rodzicami, którzy za chwilę wyjeżdżają. Włożyłam okulary na nos i powlokłam się do salonu. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tata akurat siedział w salonie, oglądał telewizję i jadł kanapkę. Usiadłam obok niego.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ty już nie śpisz? – zdziwił się.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tak jakoś spać nie mogłam – zironizowałam. Zabrałam mu kanapkę, bo była z nutellą. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To moje! – zaprotestował. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Już moje, zrób sobie drugą – powiedziałam, wgryzając się w kanapkę. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mama drugiej mi nie zrobi – odparł smutno. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zaśmiałam się i oddałam mu pozostałość kanapki.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Mama weszła do salonu, ciągnąć za sobą walizkę.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dee już nie śpi? – zdziwiła się podobnie jak tata.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Spać nie mogła – wyjaśnił tata.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mhm. Ja już jestem gotowa, więc za chwilę możemy schodzić – odparła. Usiadła na podłokietniku sofy. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Rozległ się dzwonek domofonu. Spojrzeliśmy na siebie.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Kto to o tej porze? – spytała mama.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tata wzruszył ramionami i poszedł do holu. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jake! – krzyknął po chwili.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Niech to szlag, pomyślałam. Wyglądałam w tej chwili niezbyt reprezentatywnie, a zaraz wparuje tu Jake. W nogi!</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jednak coś powstrzymało mnie przed ucieczką do swojego pokoju i nawet poszłam do hollu, a za mną moja mama.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jake zapukał do drzwi, a tata mu otworzył.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dzień dobry – przywitał się, gdy tylko przekroczył próg. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Cześć, Jake – powiedział tata.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jake podszedł do mamy, pocałował zewnętrzną część jej dłoni, po czym uścisnął sobie z tatą ręce.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Cześć – przywitał się ze mną, dając mi buziaka w policzek. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Czułam, że się rumienię. W dodatku tuż obok stali rodzice…</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Spojrzałam na Jake’a. Do trzeciej gadaliśmy na fejsie, a ten wyglądał na wypoczętego: wyglądał jak model podczas sesji zdjęciowej, bez worów pod oczami czy przyćpanego wzroku. Nic z tych rzeczy. A ja? I owszem. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tata poszedł po walizki, a Jake chyba wyczytał jego zamiar z myśli, bo poszedł za nim. My z mamą wciąż stałyśmy w hollu i uśmiechałyśmy się do siebie. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To my będziemy jechać – powiedział tata. – Uważajcie na siebie, jakby coś się działo to dzwoń.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dobrze, tato – odparłam. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Obiecuję, że przy mnie nic jej się nie stanie – powiedział Jake. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mam taką nadzieję. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Trzymaj się, Dee. – Mama ucałowała mnie w policzek. – Pilnuj jej, Jake - powiedziała, przenosząc wzrok na Jake’a. Miała poważny głos. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Będę. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Cześć, mała. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dałam tacie buziaka w policzek, a on podał sobie dłoń z Jake’iem. <span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Miłego wyjazdu! – krzyknęliśmy za rodzicami, gdy byli na klatce schodowej. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie wiem jak ty, ale ja idę spać – odparłam, gdy tylko drzwi się zamknęły i Jake dodatkowo zamknął je na wszystkie możliwe zamki.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Opłaca się o tej porze? – spytał Jake.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tak! </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nawet się nie zorientowałam, gdy był przy mnie. Zwinnym, kocim ruchem wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju. Położył mnie na łóżku, starannie przykrył kołdrą.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A ty? </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Uśmiechnął się do mnie. Położył się na boku obok mnie. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dobranoc – powiedział.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wtuliłam się w niego i po chwili zasnęłam.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Obudziło mnie słońce świecące wprost w moje okna. Przeciągnęłam się leniwie. Włożyłam okulary.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chwila… Jake zasypiał ze mną, więc gdzie jest teraz? </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wyszłam z pokoju, ogarniając rękoma włosy.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W mieszkaniu unosił się zapach przypraw. Za nim poszłam do kuchni, gdzie Jake stał przy kuchence i mieszał coś na patelni.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co tak pachnie? – spytałam, stając na palcach i spoglądając znad ramienia, Jake’a (na którym się uwiesiłam) na patelnię.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Obiad – odparł, spoglądając na mnie. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zamruczałam mu do ucha.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A i Jakie już był na spacerze, w kuwecie Frankie’go posprzątane i oboje dostali jeść, i zrobiłem zakupy – poinformował.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Szczęka mi opadła. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie musiałeś, mogłeś mnie obudzić zrobiłabym to wszystko…</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Odwrócił się do mnie.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ale chciałem. Byłem już wyspany, a ty za to sobie słodko podrzemałaś – odparł uśmiechając się. Swoim nosem trącił czubek mojego. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co dzisiaj będziemy robić? – zapytałam, gdy jedliśmy pyszne spaghetti.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ładna pogoda jest, więc może pójdziemy na plażę? – zaproponował, spoglądając na mnie.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Plaża? I pewnie mam być w bikini, nie? I w dodatku pewnie pójdziemy do wody, przeraziłam się. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie mam ochoty na wylegiwanie się na plaży – mruknęłam, zawijając makaron na widelcu.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No proszę! – Zrobił smutne oczy i wygiął usta w podkówkę. Nie mogłam się nie zgodzić. Był taki słodki. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No dobrze, już dobrze! – zgodziłam się dla świętego spokoju. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Od razu jego grymas zamienił się w szeroki uśmiech. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po obiedzie poszłam wziąć prysznic i ogarnąć się. Usiłowałam być spokojna i wyluzowana, ale nie umiałam. Przerażała mnie myśl o tym, że mam być na plaży, jedynie w bikini, a w dodatku Jake pewnie będzie chciał iść popływać. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ubrałam niebieskie rurki (co z tego, że na dworze było dwadzieścia pięć stopni…), białą koszulkę w czerwone paski i czerwone Conversy (oczywiście pod ciuchami miałam strój kąpielowy). Włosy upięłam w wysokiego kucyka. Zrobiłam lekki (wodoodporny!) makijaż. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze, dodając sobie otuchy. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Gotowa – oznajmiłam. </div>
<div>
Jake siedział w salonie z laptopem na kolanach. </div>
<div>
Spojrzał na mnie.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span> - Będzie ci za ciepło – powiedział po tym jak zobaczył co miała na sobie. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Najwyżej – mruknęłam, wzruszając ramionami.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jak wolisz. - Wstał z kanapy, odkładając laptopa na stolik. - Wezmę jedzenie z kuchni i możemy iść. - Idzie do kuchni, a ja szybko wracam do pokoju i pakuję swoją torbę. Wrzucam do niej telefon, słuchawki, książkę, portfel, krem z filtrem, małą kosmetyczkę, okulary przeciwsłoneczne. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- O, tu jesteś - odparł, stając w drzwiach do mojego pokoju. W ręce trzymał kosz piknikowy. Nawet nie wiedziałam, że taki mamy. - Gotowa?</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tak, już tak - odpowiedziałam, uśmiechając się. Podeszłam do Jake’a. Wyszliśmy z pokoju, zamykając za sobą drzwi. - Gdzie znalazłeś ten kosz? </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- W spiżarni - odparł. Przeszliśmy mieszkanie i dotarliśmy pod drzwi. Jake otworzył je przede mną i wyszłam jako pierwsza. Gdy Jake wyszedł zamknęłam go na wszystkie zamki. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chwilę później byliśmy już na plaży. Jake rozłożył koc, zdjął ubrania i się położył. Ja zdjęłam trampki, włożyłam okulary i usiadłam po turecku obok niego. Wyjęłam czasopismo z torby i zaczęłam je przeglądać.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ekhm, może zdejmiesz te ubrania? - zapytał, ponosząc się na łokciach. Cholera, jego brzuch! Dlaczego ja go wcześniej nie zobaczyłam?! Sześciopak jak się patrzy, do tego te mięśnie na rękach… Chyba umarłam. - Ziemia do Dee! - Głos Jake’a sprowadził mnie na ziemię. Zamrugałam kilkakrotnie. Miałam przecież okulary przeciwsłoneczne na nosie, więc jak on widział, że się w niego gapię?! </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mówiłeś coś? - zapytałam, uśmiechając się.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Powinnaś zdjąć te ubrania, bo inaczej zaraz się usmażysz.. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie jest mi ciepło. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Spojrzał na mnie z politowaniem. Podniósł się, przybliżył do mnie i klęknął przy mnie. Chwycił dół mojej koszulki. Położyłam dłonie na jego rękach. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie. Jest. Mi. Ciepło - powtórzyłam dobitnie. Jake był silniejszy - pokonał opór moich dłoni i ściągnął mi koszulkę. Automatycznie wciągnęłam brzuch. Przegryzłam dolną wargę. Nie czułam się komfortowo w tej sytuacji. - Niech ci będzie, ale to wystarczy - powiedziałam, patrząc na Jake’a. Sięgnęłam do torby i wyjęłam z niej krem z filtrem. - Chodź tu, nasmaruję cię. - Jake grzecznie odwrócił się do mnie plecami. Wylałam nieco kremu na dłoń i zaczęłam wcierać krem w ciało Jake’a. Dotykanie jego było… przyjemne. Pomyślałam, że fajnie byłoby nieco pomasować Jake’a sprawiając mu przyjemność. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Okej, odwróć się - powiedziałam, gdy wmasowałam już krem w skórę na plecach Jake’a. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Z przodu w sumie mogę się sam wysmarować, ale skoro chcesz… - Odwrócił się twarzą do mnie. Uśmiechał się szeroko i gdy wcierałam krem w jego klatkę piersiową, wpatrywał się we mnie. Peszyło mnie to niemiłosiernie. Jego wzrok na mojej twarzy był palący. Gapiłam się w swoje dłonie i starałam się nie myśleć o tym, że się na mnie patrzył.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zamiana! - oznajmił po chwili. O cholera. Podałam mu butelkę z kremem. Moja ręką drżała. Odwróciłam się plecami do Jake’a, a po chwili poczułam jego dłonie na swoich plecach. Czule i delikatnie wmasowywał krem w moje ciało. Było to… zabójczo przyjemne. Miałam wrażenie, że pod jego dotykiem się rozpłynę. Miał silne i męskie dłonie, ale potrafił sprawić nimi delikatną przyjemność. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Cholera, mogłaś się najpierw położyć… - zaklął. Zachichotałam. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Brzuch sobie już sama wysmaruję, wyluzuj. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie - odparł, muskając ustami moją szyję. Niechętnie odwróciłam się do Jake’a. Uśmiechał się szeroko. Jego wzrok utkwił w moich piersiach. Czułam, że moje policzki zrobiły się czerwone. Wylał na dłonie olejek i zaczął go wcierać w moje ramiona i dekolt. Wpatrywałam się w jego twarz, wbiłam w nią wzrok. Chciałam, by Jake poczuł się tak samo jak ja wcześniej. Udało mi się go złamać - spojrzał na mnie ze swoim lekkim uśmiechem. Jego dłonie zjechały niżej i delikatnie muskał dłońmi odkryte fragmenty moich piersi. Czułam się nieswojo z jego dłońmi na moich piersiach. Nie było to nieprzyjemne, ale do końca przyjemne to też nie było. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Położyłam się na plecach i zamknęłam oczy. Miałam jedynie chwilę dla siebie. Wciąż byłam w dżinsach, co oczywiście nie dawało mu spokoju. Klęknął nade mną i trzymał dłonie na moich biodrach. Nie powiem jak dwuznacznie to wyglądało. Do tego jego spojrzenie… </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jake, do cholery, nie jest mi ciepło - powiedziałam już lekko wkurzona. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dlaczego, do cholery, nie zdejmiesz tych spodni? Świat się nie zatrzyma przez to. - I znów ten uśmiech. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Bo mam kompleksy, jasne?! - Pękłam. Po prostu pękłam. Nie miałam sił już dłużej tego trzymać w sobie. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jake był zaszokowany. Zrobił hairflip.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dee, ty i kompleksy? Przecież wyglądasz dobrze. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jaaaasneee. W którym miejscu? - zapytałam. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jake się uśmiechnął. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tu. - Schylił się i pocałował mój brzuch, który od razu jeszcze bardziej wciągnęłam. Zerknął na moją twarz. - I tu. - Pocałował mój dekolt. - I tutaj. - Pocałował mój bark. - Tutaj też. - Musnął ustami moje przedramię. - Tu. - Pocałował moją szyję. - A tu to już w ogóle. - Musnął moją dolną wargę, po czym mnie pocałował. W brzuchu poczułam motyle. Stado motyli. W głowie miałam fajerwerki. Wplotłam palce we włosy Jake’a i lekko pociągnęłam za ich końce. Zamruczał mi prosto w usta. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Czy teraz już wiesz, że wyglądasz dobrze? - zapytał, patrząc się prosto w moje oczy. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przegryzłam dolną wargę, zastanawiając się, czy powiedzieć prawdę, czy skłamać.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie - mruknęłam cicho.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dee, proszę. - Powiódł wzrokiem po plaży, po czym spojrzał ponownie na mnie. - Cholera. Masz fajną figurę. Jesteś śliczna. Nie, czekaj, nie jesteś śliczna. Jesteś piękna. Powinnaś w to uwierzyć. Powinnaś mi uwierzyć. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jejku, on to naprawdę powiedział, czy mi Słońce za mocno przygrzało? To były… najpiękniejsze słowa jakie kiedykolwiek było mi dane usłyszeć. W dodatku padły one z jego ust. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dziękuję - odparłam. Podniosłam się, złapałam jego podbródek i pocałowałam go w usta. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Uwierz mi, że wielu chłopaków z naszej szkoły właśnie teraz chciałoby być na moim miejscu - dodał. Uśmiechnął się. - Ale ja nie zamierzam zwalniać tego miejsca - powiedział, po czym mnie pocałował. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pozwoliłam Jake’owi zdjąć moje spodnie. Wciąż nie czułam się komfortowo, pomimo jego słów. Moje nogi są okropne: krótkie, grube z rozstępami i cellulitem. Leżałam na plecach, starając się nie myśleć o tym, że jestem półnaga. Miałam zamknięte oczy, wdychałam morskie powietrze. Jake poszedł do wody. Mi udało się zostać. Poczułam zimne krople wody na brzuchu. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Jake’a stojącego nade mną w lekkim rozkroku. Był cały mokry: z końców jego włosów skapywały krople wody, a na jego ciele - boskim ciele - była niezliczona ilość maluteńkich kropelek wody. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chodź ze mną. - Wyciągnął dłoń w moją stronę. Zrobił hairflip, przez co krople wody spadły na moje ciało. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zostanę tutaj, idź sam - odparłam, zaciskając usta w prostą linię. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Usmażysz się tu za chwilę, a ja obiecałem twojemu tacie, że nic ci się nie stanie. - Przekrzywił głowę na bok i lekko się uśmiechnął. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ugh. - Chwyciłam jego wyciągniętą dłoń i podniosłam się. Trzymając się za ręce przeszliśmy plażę. Woda była chłodna. Przeszły mnie ciarki, gdy tylko weszłam do niej po kostki. Bałam się wody to raz. Nie umiem pływać, to dwa. Nie wiedziałam, co mam zrobić. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jake… - powiedziałam cicho, łapiąc drugą ręką jego ramię. Trzęsłam się. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zimno ci? - zapytał, zatrzymując się. Woda sięgała nam do kolan.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Boję się wody i nie umiem pływać - wyrzuciłam z siebie. Jake spojrzał na mnie wielkimi oczami. Był zszokowany.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Czemu nic nie mówiłaś? </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Spuściłam wzrok.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jakoś nie lubię się chwalić tym, że boję się wody i nie umiem pływać. Jeszcze ktoś by mnie wyśmiał… - Woda była na tyle czysta i przejrzysta, że bez problemu mogłam oglądać swoje stopy. Palcami kopałam dołek w mokrym piasku. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ja bym cię nie wyśmiał. - Dwoma palcami uniósł mój podbródek do góry, tak że teraz patrzyłam się mu w oczy. - Teraz mi jest głupio… Wracamy? - zapytał po chwili ciszy. Przytaknęłam i wróciliśmy na nasz koc. Jake usiadł naprzeciwko mnie i trzymał mnie za rękę. - Jak to się stało, że boisz się wody?</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Miałam wtedy z pięć lat. W wakacje rodzice zabrali mnie na kajaki. Byłam taka ciekawa tego wszystkiego, co było wokół mnie… Wychylałam się na wszystkie możliwe strony, wierciłam się i w końcu wypadłam z kajaku. Miałam kamizelkę, ale i tak na chwilę poszłam pod wodę. Byłam taka wystraszona… Cały dzień później nie umiałam się pozbierać po tym. W zasadzie do dzisiaj nie mogę. - Wzruszyłam. Pamiętałam tamten dzień jakby to było wczoraj. - I przez to boję się wody i nigdy nie nauczyłam się pływać. - Uśmiechnęłam się blado. Jake przyglądał mi się. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nauczę cię pływać - wypalił.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co? Nie! - zaprotestowałam natychmiast. Odskoczyłam od niego jak oparzona. Na myśl o tym, że mam się zanurzyć we wodzie tak cała, nie czuć gruntu pod stopami, zrobiło mi się gorąco. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Spokojnie. Nie teraz. Za niedługo - uspokoił mnie. I tak nie poczułam się lepiej. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jake… - zaczęłam.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zaufaj mi, dobrze? - poprosił. Uśmiechnął się. Przyłożył dłoń do mojego policzka i kciukiem go gładził. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przytaknęłam, wdychając. Położyłam się na plecach i zamknęłam oczy, jednak czułam na sobie spojrzenie Jake’a. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Skąd masz tą bliznę? - zapytał. Otworzyłam oczy. Wskazywał palcem na kolano. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Um… Jak byłam młodsza to biegłam i się wywróciłam - odpowiedziałam. Podniosłam się na łokciach, wciągając brzuch.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A tą? - Wskazał na lewe przedramię. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jakiś rok temu w domu się wywróciłam i ręką pojechałam po podłodze. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A tą? - Dotknął palcem mojej lewej skroni. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Będziesz tak pytał o każdą bliznę na moim ciele? Mam ich dość wiele, bo jestem straszą niezdarą.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mhm - odparł z uśmiechem. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przewróciłam oczami. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jak byłam młodsza to uderzyłam głową o kaloryfer. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Serio? - zapytał, tłumiąc śmiech.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tak… - Irytowały mnie jego pytania. - Masz jeszcze jakieś pytania?</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tak. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jakie…?</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Pocałujesz mnie? - Zamrugał szybko i słodko się uśmiechnął. Podniosłam się zupełnie, prawą rękę położyłam mu na karku i pocałowałam go.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Gdzie będę spał? - zapytał Jake. Siedział w moim pokoju, robił coś na laptopie, a ja właśnie miałam iść wziąć prysznic. Cholera, o tym nie pomyślałam. Zatrzymałam się i odwróciłam na pięcie. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Um… - Zamyśliłam się. - Możesz spać tutaj, a ja najwyżej prześpię się na kanapie albo w pokoju gościnnym - odparłam. Jake wstał od biurka i swobodnym krokiem podszedł do mnie, świecąc swoim nagim torsem. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Damy radę zmieścić się oboje na twoim łóżku. - Uśmiechnął się i zrobił hairflip. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ja tam sama się na nim ledwo mieszczę… - mruknęłam, bawiąc się palcami i wbijając wzrok w skarpetki. Przegryzłam dolną wargę, gdy Jake podniósł moją twarz za podbródek, zmuszając mnie do tego, bym spojrzała mu w oczy. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie zaczynaj znów tego samego tematu - odparł łagodnym głosem, jednak wiedziałam, że jest już poirytowany. - Leć pod ten prysznic - dodał. Uśmiechnęłam się przelotnie, po czym odwróciłam się do Jake’a plecami i popędziłam pod prysznic. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Stojąc pod deszczownicą zastanawiałam się jak to będzie. Mam z nim spać w jednym łóżku. A co jeśli on będzie chciał się ze mną przespać? Ja pojęcie o … no wiecie, mam żadne, a Jake wręcz przeciwnie. Idę o zakład, że z Amy zrobił to nie raz czy dwa. Ba! Sypiał z nią regularnie, więc możliwe, że będzie chciał, żebym ja też z nim przespała. Zaczęłam się bać, że mu nie sprostam - mam zaledwie szesnaście lat, Jake jest moim pierwszym chłopakiem takim na poważnie, a teraz mam w dodatku przeżyć z nim swój pierwszy raz. Cholera, cholera, cholera! A może powinnam z nim porozmawiać? Mogłabym mu delikatnie zasugerować, że mam pewne obawy, że trochę się boję. Przecież nie co dzień przeżywa się swój pierwszy raz. Zwłaszcza z chłopakiem jakim jest Jake - czyli idealnym. Zaczęłam się zastanawiać, czy chcę z nim się przespać czy też nie. Z jednej strony miałabym to już za sobą, ale z drugiej strony wydaje mi się, że jest to rzecz, z którą nie należy się spieszyć. Jednak, co jeśli kiedyś tam Jake ze mną zerwie i zostanę starą panną? Chyba trzeba kuć żelazo póki gorące, prawda? </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wyszłam spod prysznica i owinęłam się ręcznikiem. Chwyciłam drugi, w którym schowałam włosy. Stanęłam przed umywalką. Zmyłam reszki makijażu, oczyściłam twarz tonikiem i wyszczotkowałam zęby. Ubrałam bieliznę i pidżamę, rozczesałam dokładnie włosy, włożyłam okulary i wyszłam z łazienki.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jak chcesz to możesz iść wziąć prysznic - odparłam. Jake wciąż siedział robił coś na moim laptopie. Wyglądało mi to na facebooka. Jake obrócił się na krześle i zmierzył mnie wzrokiem, przez co moje policzki pokryły się różem. Uśmiechnął się. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jasne - rzucił. Wstał i podszedł do swojego plecaka, w którym miał rzeczy. Wyjął z niego niedużą, czarą kosmetyczkę i granatowe bokserki. - Zaraz wracam - odparł, mijając mnie i muskając przelotnie mój policzek. Gdy usłyszałam, że drzwi z łazienki się zamknęły stwierdziłam, że wejdę na Facebooka i Twittera. Zajęłam miejsce Jake’a. Przeleciałam wzrokiem przez jego tablicę, po czym go wylogowałam, bo nie znalazłam tam nic podejrzanego. Zalogowałam się na swoje konto, a po chwili napadła mnie Anna z tysiącem pytań o Jake’a.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Anna Smith: </b></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Hej. Co u Ciebie? Co dzisiaj robiłaś z Jake’iem? Będzie u Ciebie spał, prawda? Będziecie spać w jednym łóżku, nie?</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Westchnęłam i zabrałam się za odpowiadanie na jej wszystkie pytania.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dee Collins:</b></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Cześć. U mnie w porządku. Byliśmy na plaży z Jake’iem. Tak, będzie u mnie spał. Nie wiem, czy w jednym łóżku. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nieładnie tak kłamać. - Usłyszałam szept Jake’a. Wystraszyłam się tak, że podskoczyłam na krześle. Odwróciłam się, a on stał tuż za mną w samych bokserkach, które nieźle się na nim opinały. Wróciłam wzrokiem na jego twarz. Uśmiechał się głupkowato. - Co takiego przyciągnęło twój wzrok? - zapytał. Zrobił hairflip, a kropelki wody musnęły moją twarz. Zarumieniłam się.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie, nic - mruknęłam. Odwróciłam się na krześle i wlepiłam wzrok w monitor, licząc na to, że Jake sobie po prostu pójdzie. Jednak ten stał wciąż stał za mną. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Anna Smith</b></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Co robiliście na tej plaży…? :D </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie umiałam się skupić na odpowiedzi, wiedząc, że Jake to wszystko czyta. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dee Collins</b></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>No to, co się robi na plaży: opalaliśmy się.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Anna Smith</b></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie próbował wciągnąć Cię do wody? Powiedziałaś mu, że się boisz i nie umiesz pływać?</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dee Collins</b></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tak, na końcu musiałam mu powiedzieć. Szczegółowo opowiem Ci to jak się spotkamy. Co u Ciebie?</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Usłyszałam, że Jake odszedł, więc odetchnęłam z ulgą. Wrócił do łazienki.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Anna Smith</b></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>U mnie ok., widziałam się dzisiaj z Caroline, byłyśmy na lodach. Połaziłyśmy po parku, pogadałyśmy. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dee Collins</b></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>I pewnie mnie poobgadywałyście, co?</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Anna Smith</b></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dobrze wiesz, że nie robimy takich rzeczy.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dee Collins</b></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tak, wiem. Dobra, ja spadam. Do zobaczenia. Xx</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Anna Smith</b></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Trzymaj się, skarbie. Xoxo</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wylogowałam się z Facebooka i zalogowałam się na Twittera. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Spędzam czas z kimś, kto chyba mnie kocha…</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Szybko zajrzałam jeszcze w swoje interakcje, jednak nikt do mnie nie pisał, więc wylogowałam się. Wstałam i poszłam na balkon. Kafelki były nagrzane od całodziennego słońca. Podeszłam do balustrady i rozglądałam się po okolicy. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Poczułam czyjeś ramiona oplatające mnie w talii. Jakim cudem nie słyszałam, że on podchodzi? Ach, no tak jestem przecież wpół głucha. Usta Jake’a musnęły moją szyję. Objęłam jego ręce, chcąc by był jeszcze bliżej mnie. Ponownie złożył pocałunek na mojej szyi, tym razem bliżej ucha. Uśmiech wkradł się na moją twarz, było to przyjemne. Zawiał chłodny wiatr, a mnie przeszły ciarki. Miałam na sobie jedynie cienkie długie spodnie i podkoszulek na ramiączkach. Ciało Jake’a było ciepłe, ale mimo to zrobiło mi się chłodno. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chodź do domu, obejrzymy jakiś film - odparł. Odwróciłam się do niego zi z uśmiechem mu przytaknęłam. Wróciliśmy do pokoju, zamykając za sobą drzwi balkonowe.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zrobić popcorn? - zapytałam, gdy Jake podszedł do biurka.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Możesz, ja poszukam za ten czas jakiegoś filmu. Na co masz ochotę? - Spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem. Już prawie, prawie powiedziałam: </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Na ciebie. - Ale w porę się ogarnęłam. - Na komedię romantyczną.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No to już szukam. - Obdarzył mnie szerszym uśmiechem. Minęłam go, czując na sobie jego wzrok. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po kilku minutach wróciłam do swojego pokoju. Zastałam Jake’a siedzącego na łóżku z laptopem na kolanach. Oderwał wzrok od monitora, gdy usłyszał, że weszłam - chodzę jak słoń, w przeciwieństwie do niego - i uśmiechnął się, widząc mnie. Podeszłam do niego. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Gdzie mam się… położyć? - zapytałam. Jake siedział na środku łóżka. Mówiłam, że się nie zmieścimy, ale on był uparty. Miałam nadzieję, że będę spać przy ścianie to go wtedy zrzucę z łóżka. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chodź tu, pod ścianę - odparł, robiąc mi miejsce. Postawiłam miskę z popcornem na szafce nocnej i zajęłam miejsce obok Jake’a. Um… Byliśmy bardzo blisko siebie. Jake wyłączył kartę z Facebookiem. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co to za film? - spytałam, bo nawet nie zdążyłam zobaczyć tytułu, bo Jake szybko włączył pełny ekran i włączył film. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- “Trzy metry nad niebem”. Czytałem, że jest fajny i jest w nim dużo motorów. - Uśmiechnął się. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Odpowiedziałam delikatnym uśmiechem. Jake chwycił miskę z popcornem i położył ją na moich kolanach. Po jakieś godzinie nieco się zsunęłam i oparłam głowę na ramieniu Jake’a. Wciąż patrzyłam się w monitor, będąc ciekawa jak losy Babi i Hache się dalej potoczą. Przez cały czas podczas oglądania filmu, miałam wrażenie, że Babi to ja, a Hache to Jake. Z tą różnicą, że Jake nie jest ode mnie starszy. </div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Film się skończył, a ja wtuliłam się w Jake’a, będąc senna. Nawet nie wiem kiedy usnęłam. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
___________________________________________________________________</div>
<div>
Cześć wszystkim.</div>
<div>
Pewnie już większość osób zapomniała o tym opowiadaniu, ale postaram się to zmienić. :)</div>
<div>
Mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał.</div>
<div>
Zapraszam na mojego nowego bloga: <a href="http://story-about-a-girl-and-a-boy.blogspot.com/" target="_blank">Well, let tell me a story about a girl and a boy</a> . Jest to opowiadanie o Justinie. </div>
<div>
Następna notka? Nie mam zielonego pojęcia, mam nadzieję, że w miarę prędko!</div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
<i>Buziaki,</i></div>
<div style="text-align: right;">
<i>Basia.</i></div>
Basiahttp://www.blogger.com/profile/15625343881239709730noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-645991511996035323.post-87061910423165254752013-04-02T13:33:00.003-07:002013-04-02T13:33:31.244-07:00Rozdział dziesiąty - Ofiara<div style="text-align: center;">
Rozdział oparty na prawdziwych zdarzeniach</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="font-size: large;">O</span>budził mnie dźwięk przychodzącego smsa. Nie otwierając oczu ręką znalazłam komórkę. Oczytałam smsa, który był od Jake’a.<br />
<div style="text-align: center;">
<i>„Będę za 10minut. Bądź gotowa.”</i></div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jego treść podziałała na mnie jak kubeł zimnej wody. Nawet nie odpisałam, by się z nim wykłócić, że nie zdążę. Wyskoczyłam z łóżka i pognałam do kuchni, w której mama gotowała obiad.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jake zaraz będzie! – oznajmiłam, wyhamowując na śliskim parkiecie. – Ja idę się szybko umyć, więc jakoś go tam zajmij czy coś.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie umawiałaś się z nim wczoraj? – zapytała.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pokręciłam przecząco głową.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To leć!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Gazem wskoczyłam pod prysznic. Szybko się odświeżyłam, stwierdzając że wszelkiej depilacji dokonam później jak wrócę. Wyszczotkowałam zęby, rozczesałam włosy. Ubrana jedynie w bieliznę wyszłam z łazienki. Chciałam wejść od razu do garderoby, jednak czułam, że Jake już jest w moim pokoju. Wyjrzałam zza rogu i zobaczyłam, że leży na moim niezaścielonym łóżku. Wychyliłam zaledwie głowę, by nie musiał oglądać mnie nieubranej, zwłaszcza, że nie mam ciała modelki Top Secret.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zaraz będę ubrana, daj mi jeszcze parę minut – oznajmiłam. Jake wstał z łóżka i wolnym krokiem podszedł do mnie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Liczyłem na to, że będziesz protestować, że nie zdążysz i mam nie przyjeżdżać, a tu taka niespodzianka – powiedział widocznie zadowolony. Objął mnie w talii. Przegryzłam dolną wargę. Cholera jasne, przeklinam się w myślach, co mnie podkusiło, żeby sprawdzać, czy Jake już jest?!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Na jaki szalony pomysł wpadłeś?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zabiorę cię na małą przejażdżkę – powiedział spoglądając mi w oczy. Chwycił w swoje palce jedno z moich mokrych, fioletowych pasm włosów, po czym dodał: – Moja fioletowa dziewczyno.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Uśmiechnęłam się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ale ja nie jadłam jeszcze śniadania – przypomniało mi się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- W takim razie skocz się ubrać, a ja zrobię ci śniadanie – powiedział. Chwycił mnie za ramiona, obrócił i lekko klepnął w tyłek, zmuszając mnie, bym poszła się ubrać. Weszłam do garderoby i zamknęłam się w niej od środka.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Czułam, że uśmiecham się jak wariatka.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W co by tu się ubrać?, pomyślałam. Najpierw wysuszyłam włosy, tak na pół gwizdka. W międzyczasie w głowie skompletowałam ubrania: czarne Vans’y, czerwone spodnie i niebieski chłopięcy T-shirt z nadrukiem. Ubrana wróciłam do łazienki. Włożyłam szkła kontaktowe. Spryskałam się ulubionymi perfumami. Stojąc przed lustrem zorientowałam się, że nie mam makijażu i Jake mnie taką widział. Nie panikowałam, bo to nie koniec świata. Zrobiłam lekką kreskę eyelinerem, pociągnęłam rzęsy tuszem wydłużająco-pogrubiającym, a usta musnęłam błyszczykiem. Włosy spięłam w kucyka, którego wzmocniłam niewielką ilością lakieru do włosów, by się nie rozwalił zbyt prędko. Na koniec uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jake’a nie było w moim pokoju, gdy wyszłam z łazienki. Spakowałam więc torbę i wrzuciłam ją do koszyka roweru. Wyprowadziłam go z pokoju. Będąc w holu słyszałam, że Jake rozmawia z moją mamą. Ucieszył mnie fakt, że nie są do siebie wrogo nastawieni, zwłaszcza rodzice względem Jake’a.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Postawiłam rower, opierając go o ścianę obok kuchni.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zrobiłem ci płatki na mleku – oznajmił, podając mi miseczkę wypełnioną płatkami czekoladowymi.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dzięki – powiedziałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po tym jak spałaszowałam śniadanie, pożegnałam się z mamą i razem z Jake’m (który miał inny rower: coś jak bmx, ale o większych kołach, ramie, a dodatkowo miał amortyzatory) wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do windy i zjechawszy na dół, wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy. Jake wyprowadził mnie do lasu. Jechał przede mną. Jeździliśmy po różnych pagórkach, gdzie Jake dawał popis swoich umiejętności. Musiałam jechać maksymalnie wolno, by zachować odległość od niego. On bawił się w najlepsze. Skakał, robił obroty i te wszystkie swoje tricki. Szkoda, że ja nie jestem taka uzdolniona, westchnęłam w myślach.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jedź pierwsza – powiedział w końcu. Wyminęłam go i jechaliśmy dłuższą chwilę dzikim lasem, ledwo widoczną ścieżką. Czułam jak moje ręce muskają wszelkiego rodzaju rośliny, z którymi nie miałam ochoty na bliższy kontakt. Co chwila przechodziły mnie od tego dreszcze.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ohyda – mruknęłam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Skręć w lewo – poinstruował mnie. Rozglądnęłam się i dojrzałam widoczną ścieżkę. Po paru przejechanych metrach skręciłam w lewo. Przyspieszyłam nieco. Droga była już lepsza niż w lesie jednak pełna piasku i kamieni. Nagle Jake mnie wyprzedził. Jechał dość szybko, po czym driftował. Automatycznie mocno ścisnęłam hamulec. Straciłam równowagę i upadłam. Sunęłam po ziemi jak długa, słysząc jak rower upada. Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie rozpłakałam się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jake natychmiast zmaterializował się przy mnie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nic ci nie jest, Dee? – spytał, wyciągając rękę. Odruchowo wyciągnęłam lewą, a to co na niej zobaczyłam, sprawiło, że mój żołądek zrobił fikołka omal nie zwracając swojej zawartości przy okazji.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W dolnej części dłoni miałam zdartą skórę niemal do mięsa. Wyglądało to ohydnie. Krew zmieszana z brudem i piaskiem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie dobrze to wygląda… – mruknął Jake. Zdjął plecak z pleców i zaczął przeszukiwać jego zawartość. Ja w tym czasie siedząc na ziemi zaczęłam szukać innych obrażeń. Skóra na łokciu była lekko zdarta i podobnie na przedramieniu. Lewa nogawka spodni była rozdarta, a pod nią miałam kolejną ranę identyczną jak na przedramieniu. Dopiero teraz, gdy odkryłam kolejne rany, te zaczęły lekko pobolewać. Przeniosłam wzrok z nogi, na Jake’a, który grzebał w apteczce.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie masz, co trzymać w plecaku? Apteczka? PSP też masz? – zapytałam ze śmiechem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie, akurat PSP nie mam – odpowiedział lekko się uśmiechając. – Poza tym wolę być przygotowany na każdą możliwość – odparł. Chwycił w dłoń buteleczkę wody utlenionej. Wolną ręką chwycił moją dłoń i kilka kropel wody spadło na ranę, która zapiekła. Syknęłam z bólu. Gdy woda utleniona się spieniła Jake nałożył opatrunek i owinął rękę bandażem. Następnie opatrzył ranę na łokciu i zadrapanie na przedramieniu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ale te spodnie muszę rozciąć, żeby opatrzyć ranę – powiedział Jake.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ale to moje ulubione spodnie! – zaprotestowałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Inaczej się nie da. No chyba, że je zdejmiesz, a potem pojedziesz bez nich, żeby rany nie podrażnić ciągłym ściąganiem i wkładaniem – odparł. Jego głos był śmiertelnie poważny, jakbym miała dostać hiszpanki, cholery czy czegoś w tym rodzaju od nieoczyszczonych ran.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To obetnij w miarę równo też drugą nogawkę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jake delikatnie uśmiechnął się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Poczułam jak zimne ostrze nożyczek muska moją skórę, przecinając materiał spodni. Raz-dwa i część nogawki zsunęła się po mojej nodze, zatrzymując się na kostce. To samo Jake zrobił z drugą nogawką. <br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wiesz to moja wina – zaczął, wyciągając dłoń, którą chwyciłam prawą, nieokaleczoną ręką i wstałam. – Powinienem wiedzieć, że twój rower się nie nadaje do takich wypadów; ma za słabe hamulce na taką nawierzchnię. Przepraszam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przytuliłam go. Był taki słodki, martwiąc się o mnie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wracamy czy jedziemy gdzieś jeszcze? – zapytałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie masz dość? – spytał wyraźnie zdziwiony.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pokręciłam przecząco głową z uśmiechem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Lepiej już wróćmy do domu – odparł. Niechętnie wsiadłam na rower, uprzednio podniesiony przez Jake’a i pojechaliśmy tą samą drogą, co przyjechaliśmy, do domu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co ci się stało?! – zapytała mama, gdy tylko weszłam do domu, prowadząc rower.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Taki tam wypadek. Wiesz jaka ze mnie ofiara… – mruknęłam, kierując się do swojego pokoju.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie mam co liczyć na jakieś sprawozdanie, prawda? – krzyknęła za mną.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Później – odparłam. Po tym jak postawiłam rower na nóżce, podeszłam do łóżka i padłam na nie. Długo nie leżałam, bo ktoś wpadł jak bomba do mojego pokoju. Zerwałam się z łóżka i zobaczyłam, że o biurko opiera się Anna z Caroline u boku. Dopiero teraz dostrzegłam, że Anna trzyma w ręce parę megawysokich szpilek, a Caroline ma jakieś ubrania na wieszakach, przewieszone przez ramię. Uśmiechały się złowieszczo.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie włożę tego! – zaprotestowałam od razu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Widać, że rzadko zaglądasz do szafy swojej mamy, bo to jej rzeczy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To taki żart – sprostowała Caroline szczerząc się. – No ogarnij się i idziemy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Gdzie? – spytałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Do mnie! – odpowiedziała rozpromieniona Anna.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ale do imprezy jeszcze daleko…<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ale trzeba przygotować dom, umalować się, ubrać i uczesać!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To ja idę się umyć – odparłam i skierowałam się ku łazience, kuśtykając, co nie uszło uwadze dziewczyn:<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co ci się stało? – spytała Anna.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Niedawno wróciłam z wypadu na rowery z Jake’m, gdzie miałam mały wypadek.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Aaa… Musisz mieć ten bandaż na ręce?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jak widzę ranę to mi się na wymioty zbiera.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No dobra, jak już musisz. Coś wymyślimy, żeby zakryć bandaż. Może rękawiczka? – spytała Caroline Annę. Ja weszłam do łazienki, rozebrałam się, przyglądając się przy tym swoim ranom. Weszłam pod prysznic, włączyłam wodę i delikatnie się umyłam, omijając rany, których nie chciałam podrażnić chemicznymi substancjami żelu pod prysznic. Ledwo co umyłam po raz drugi włosy. Ubrałam bieliznę i rozczesałam włosy. Zawołałam dziewczyny, które weszły do łazienki. Anna zaczęła suszyć mi włosy, a Caroline poszła szukać mi, czego stosownego na imprezę. Wróciła po paru minutach, a w rękach trzymała: czarne baleriny, miętowe spodnie, białą koszulkę i sówkę na długim łańcuszku.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zepnij jej włosy w wysokiego kucyka, a ja zrobię jej make-up – powiedziała Caroline. Anna wyłączyła suszarkę – włosy były już dość suche – rozczesała włosy i spięła ja w kucyka. Caroline przyniosła jeszcze swoją kosmetyczkę, po czym zabrała się za robienie makijażu. Gdy Caroline skończyła, ubrałam się w to, co przygotowała. Wyglądałam bardzo fajnie. Podziękowałam dziewczynom, przytulając je.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mamo, idziemy już do Anny, przygotować wszystko – powiedziałam mamie, gdy miałyśmy wychodzić.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- O której wrócisz? – spytała.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie wiem. Albo rano albo w nocy…<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zadzwoń jak coś, dobrze?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jasne. Cześć.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Do widzenia – powiedziały razem dziewczyny i wyszłyśmy z domu. Pod blokiem stał zaparkowany samochód Anny – czerwony Mercedes z rozkładanym dachem. Wsiadłyśmy do niego, po czym Anna dała gaz do dechy, przez co po dziesięciu minutach byłyśmy już na obrzeżach miasta, gdzie mieszkała. Zaparkowała pod jednym z większych domów. Wysiadłyśmy. Ścieżka prowadząca do domu już była przyozdobiona w strzałki i światełka, które póki co się nie świeciły. Do drzwi wejściowych były przymocowane balony, a raczej całe drzwi były w balonach. Było ich tak wiele, że ledwo dało się odnaleźć klamkę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dobra, jest po trzeciej. Do imprezy mamy cztery godziny – powiedziała Anna, gdy usiadłyśmy w salonie, by obgadać parę spraw dotyczących imprezy. – Ja z Caro skoczymy pod prysznic, a potem nas umalujesz i uczeszesz, ok?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jasne – odparłam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A potem poprzesuwamy meble i jakoś ten salon przystroimy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To może ja już zacznę? Bo pewnie będziecie gotowe za nie mniej niż pół godziny.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- W sumie czemu nie – wzruszyła ramionami Caroline. – Chodź Anna.<br />
Obie wstały i poszły na piętro. Ja zabrałam się za dmuchanie balonów, które znalazłam w kuchni na blacie między górą chipsów, a górą natchosów. Gdy nadmuchałam chyba z dziesięć nie czułam płuc, ledwo co oddychałam, a na domiar złego moja komórka zaczęła dzwonić. Wyjęłam komórkę z kieszeni.<br />
Jake.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tak? – spytałam zaraz po ty jak odebrałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- O której po ciebie przyjechać?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ja już jestem u Anny – odparłam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To w takim razie zaraz będę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wiesz bądź tak za dwie godziny, bo dziewczyny się jeszcze będą szykować także…<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Także co? – spytał. Dałabym sobie uciąć rękę, że właśnie się uśmiechał.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Także to trochę potrwa, a pewnie nie chcesz wysłuchiwać narzekań, co mają ubrać.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Będę za godzinę, więc niech się pośpieszą – odparł. – Cześć, Dee.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Pa.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Poszłam na górę i najpierw zaczęłam dobijać się do jednej łazienki, a potem do drugiej, mówiąc, że mają się pośpieszyć, bo Jake będzie za dziesięć minut. Chyba nawet usłyszałam kilka gróźb pod moim i jego adresem, ale co tam. Drobny żart nikomu nie zaszkodził, prawda?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Godzinę później – punktualnie co do sekundy – Jake się zjawił. Na szczęście dziewczyny były już gotowe – no prawie tylko nie były jeszcze ubrane w to, co ubiorą na imprezę, ale już wiedziały, co ubiorą – więc od razu mogliśmy w czwórkę zacząć przestawiać meble. Jake może i jest chudy, ale nie można powiedzieć, że skoro chudy to i słaby. Bez większego wysiłku przesuwał meble w salonie.<br />
Już przed siódmą wieczorem muzyka grała na cały regulator, a dom powoli zaczął zapełniać się ludźmi. Jake przedstawił Annie swojego kolegę – całkiem przystojnego kolegę – a oni od razu zaczęli rozmawiać bez skrępowania.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chyba nadają na tych samych falach – powiedziałam do Jake’a, gdy odeszliśmy kawałek od Anny i Roberta.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Najwidoczniej – odparł. – Zatańczymy? – spytał.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jasne.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jake chwycił moją rękę. Poszliśmy w stronę tańczących, gdzie przyciągnął mnie do siebie. Zaczęliśmy poruszać się w rytm muzyki, co chwilę ocierając się o siebie nawzajem. Cicho śpiewałam piosenkę, która właśnie rżnęła na cały regulator – <i>Drive by </i> Train’u. Jake patrzył na mnie z szerokim uśmiechem. W refrenie przyciągnął mnie gwałtowanie do siebie, po czym pocałował mnie. Wspięłam się na palce tak wysoko jak tylko mogłam i położyłam dłonie na jego policzkach.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To nie jest nic przelotnego – zamruczał Jake w połowie pocałunku.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wiem – odparłam, ponownie złączając nasze usta.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Impreza trwała do później nocy. I zostałam do końca. Wypiłam parę piw, a Jake tylko jedno przez to, że musiał mnie jeszcze odwieźć. O czwartej pożegnałam się z dziewczynami i razem z Jake’iem wyszliśmy z domu. Drogę do samochodu przeszliśmy w ciszy, trzymając się za ręce. Jake otworzył przede mną drzwi od samochodu, a ja wsiadłam, uważając, by nie zrobić sobie guza na głowie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tylko jedź ostrożnie, dobrze?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zawsze tak jeżdżę, Dee. Zapnij pasy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Czyj ten samochód jest? – spytałam, zapinając pas.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mój. Ale dość rzadko nim jeżdżę. Wolę motor – odparł, odpalając silnik. Ruszył z piskiem opon. Prawą ręką chwyciłam pas, który przechodził mi przez ramię. Jake jechał z zawrotną prędkością, która wbijała mnie w fotel.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zwolnij, proszę – powiedziałam błagalnie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jadę powoli. Ulica jest pusta. Zaraz będziesz w domu – odparł spoglądając na mnie. Uśmiechał się delikatnie. Gdy ponownie spojrzał na jezdnię gwałtownie zahamował. Gdyby nie pas już byłabym przed maską samochodu. – Co za idiota! – krzyknął. Zmienił bieg i ruszył, wymijając samochód, który zajechał mu drogę. – Że też tacy ludzie dostają prawo jazdy – mruknął jakby do siebie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chwilę później byliśmy pod moim domem. Wysiadłam z samochodu. Jake natychmiast zjawił się u mojego boku. Odprowadził mnie aż pod same drzwi na górze. Pocałowaliśmy się na dobranoc, chociaż było po czwartej rano, więc chyba raczej na dzień dobry.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wpadnę popołudniu. Dobranoc – odparł, głaszcząc kciukiem mój policzek. Ostatni raz musnęłam jego usta.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dobranoc.<br />
Weszłam do domu. Nogi zaczęły mi się plątać. Prawa, lewa, prawa, lewa, powtarzałam w myślach. Nie wiem jakim cudem dotarłam do łóżka. Zdjęłam ubranie. Nie miałam siły na szukanie pidżamy. Poszłam spać w bieliźnie. Długo nie musiałam czekać na to aż przyjdzie sen.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dee – czyiś słodki głos budził mnie. Złapał za rękę i wyciągnął z krainy snu. Niechętnie poddałam się mu i już chwilę później otworzyłam oczy.<br />
Zobaczyłam Jake’a kucającego przy moim łóżku. Najciekawszy był fakt, że kołdra była skopana i leżała pozwijana w nogach łóżka, a to znaczy, że Jake znów widział mnie bez ubrań.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co tu robisz? –spytałam, podnosząc się i chwytając kołdrę, którą się zakryłam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wiesz jest już szesnasta, a ty nie odbierałaś komórki, więc się zacząłem martwić i przyjechałem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Która jest?! – spytałam spanikowana.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Czwarta popołudniu. Spałaś prawie dwanaście godzin – odparł z uśmiechem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Żartujesz?! Nigdy nie spałam tak długo!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nic się przecież nie stało! – powiedział szczerząc się. Wepchał się na łóżko obok mnie , co było bardzo miłe, ale też nie powinien.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To co dzisiaj robimy? – spytałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A co ci się chce?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Hm… – zamyśliłam się – prawdę mówiąc to nic.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To leżymy! – odparł, ściągając ze mnie kołdrę i przykrywając się, chociaż był ubrany w dżinsy i koszulkę. Objął mnie ramieniem. Czułam się dość niezręcznie i dwuznacznie w tej sytuacji. Jake pocałował mnie w szyję i na chwilę schował twarz w jej zagłębieniu, łaskotając mnie swoimi włosami. Wtuliłam się w niego. – O której wyjeżdżają twoi rodzice? – spytał, przerywając ciszę jaka zapanowała, no nie licząc chaotycznie bijących naszych serc.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jakoś jutro wcześnie rano. Pewnie koło szóstej czy coś.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No widziałem, że się pakują i ganiają po domu, szukając różnych rzeczy – odparł wesoło.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Idziemy pooglądać tv? – zapytałam, po chwili.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jasne. – Wstał - dość niechętnie – a za nim ja. Omal się nie zabijając się. Gdyby nie Jake, który w ostatniej chwili mnie złapał. – Moja fioletowa kaleka – zaśmiał się, na co ja obdarzyłam go morderczym spojrzeniem, przez co momentalnie ucichł. Poszłam do garderoby i wyjęłam byle jaką koszulkę i dresowe spodnie. Prędko wskoczyłam w te ubrania, czując się już znacznie lepiej i mniej… nago. W łazience Jake rozczesał moje splątane włosy. Razem poszliśmy do salonu, przez który, co chwila przebiegali rodzice.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Rozsiedliśmy się na kanapie. Położyłam się na kolanach Jake’a. Włączyliśmy Disney Channel i oglądaliśmy „Fineasza i Ferba”. Wpatrywałam się w migoczący, kolorowy ekran i nierealistyczne postaci, czując jak palce Jake’a muskają moje podbrzusze, które nie było zakryte koszulką. Odruchowo wciągnęłam brzuch, by nie był tak wydęty, jak zwykle. Było to miłe. Jake delikatnie odsuwał moją koszulkę, aż do żeber. I sunął palcem w górę, odsuwając koszulkę i w dół zsuwając ją z powrotem. Uśmiechnęłam się do Jake’a. Podniosłam się i musnęłam ustami krawędź jego żuchwy. Prawdę mówiąc miałam ochotę na taki prawdziwy, długi pocałunek, ale doszłam do wniosku, że od jutra Jake będzie tylko dla mnie i nie będę musiała się martwić rodzicami, którzy w każdej chwili mogą wparować do salonu.<br />
Basiahttp://www.blogger.com/profile/15625343881239709730noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-645991511996035323.post-41742108263106247852013-04-02T13:19:00.000-07:002013-04-02T13:21:12.041-07:00Rozdział dziesiąty - Fioletowa dziewczyna<br />
<span style="font-size: large;">P</span>o zakończeniu roku szkolnego udało mi się spotkać z Jake’iem tylko na chwilę. Zdziwił mnie fakt, że dopiero co widziałam go w czarnym garniturze, w którym wyglądał obłędnie i superseksownie, a już ma na sobie biały T-shirt, na który zarzucił koszulę w kolorową kratę, czerwone rurki i Nike za kostkę, jednak to spostrzeżenie zostawiłam tylko dla siebie. Objaśniłam mu pokrótce całą sytuację Anny (nie pomijając faktu, że kolesia chcę zabić, a Jake zaoferował się, że mi pomoże) i zapytałam, czy niema jakiegoś kolegi, z którym moja przyjaciółka mogłaby się wybrać na jutrzejszą imprezę. Jake stwierdził, że zna kogoś odpowiedniego, więc nie pozostało mi nic innego jak zaufać mu. Pożegnał mnie całusem w policzek połączonym z pogładzeniem kciukiem mojego policzka, mówiąc, że idzie skoczyć z chłopakami na miasto.<br />
Odnalazłam swoje przyjaciółki, wzięłam je pod rękę i ruszyłyśmy na podbój tegorocznych wakacji. Wszystkie trzy z uśmiechami na twarzy opuściłyśmy budynek szkoły i spacerowym krokiem skierowałyśmy się w stronę centrum miasta. Jak co roku udałyśmy się do McDonald’s, który jak zawsze w dni takie jak ten jest zatłoczony uczniami różnych szkół z San Francisco. Grzecznie ustawiłyśmy się w jednej z długich kolejek i czekałyśmy na złożenie zamówienia. Czas zabijałyśmy rozmawiając o wszystkim i o niczym, wspominając przy tym różne zabawne wydarzenia z ubiegłego roku szkolnego.<br />
– Trzy duże shake’i: dwa czekoladowe i jeden waniliowy – powiedziała Anna, gdy przyszła nasza kolej. Młoda kobieta wystukała zamówienie na komputerze, po czym powiedziała, ile mamy zapłacić. Każda z nas miała już odliczoną kwotę za swój napój, więc wspólnie dałyśmy pieniądze. Po chwili dostałyśmy nasze shake’i i wyszłyśmy z restauracji.<br />
Spacerowałyśmy zalanymi słońce mulicami San Francisco. Co chwila mijałyśmy grupki ludzi w naszym wieku cieszące się z wakacji. Po drodze wciąż rozmawiałyśmy, tematy nam się nie umiały skończyć. Jak nie gadałyśmy o mnie i Jake’u, to o jutrzejszej imprezie, jak nie o niej, to z kolei obgadywałyśmy ostatni odcinek „Glee”. Mogliby nas zamknąć w więzieniu na dwadzieścia pięć lat to przez ten czas tematy, by nam się nie skończyły.<br />
– Jake już powiedział ci, że cię kocha? – zapytała nagle Caroline.<br />
Zamurowało mnie.<br />
– Nie – odparłam, a po chwili dodałam: – Nie mówi, ale to pokazuje.<br />
– To znaczy, że już spaliście razem?!– spytała zdziwiona Anna, robiąc wielkie oczy.<br />
Walnęłam ją w ramię.<br />
– Nie! – zaprzeczyłam szybko. – Po prostu drobnymi gestami, martwiąc się, troszcząc się o mnie pokazuje mi, że mnie kocha – powiedziałam spokojnie, zamykając temat.<br />
Idąc jedną z ulic zobaczyłam salon fryzjerski i to nie taki zwykły. Wyglądał na ekskluzywny, a jego nazwa poinformowała mnie o tym, że tu chodzi strzyc się moja mama. Na witrynie widziałam zdjęcia dziewczyn w kolorowych włosach: niebieskich, różowych, fioletowych, białych. Skusiło mnie to, by zafarbować włosy. Czemu by nie? Mam wakacje, mogę zaszaleć.<br />
– Co powiecie na to, żebym zafarbowała włosy? – zapytałam dziewczyny.<br />
– Masz przecież ładny kolor –odparła Anna.<br />
– Nie na jakiś zwykły… Miałam namyśli tak jak na tych zdjęciach – wskazałam brodą szybę salonu fryzjerskiego.<br />
– Fioletowy, by ci pasował. Zielony z kolei, by podkreślił twoje oczy, ale jakoś nie widzę cię w zielonych włosach. Niebieski… Hm… – zaczęła zastanawiać się Caroline.<br />
– W fioletowym byłoby ci najlepiej –wtrąciła Zuza.<br />
Chwyciłam przyjaciółki za ręce i pociągnęłam na drugą stronę ulicy, nie zwracając uwagi na to, że pasy są w zupełnie innym miejscu. Weszłyśmy powolnym krokiem do salonu fryzjerskiego .Jedna kobieta właśnie miała ścinane włosy, druga robiła sobie trwałą, trzecia farbowała włosy.<br />
– W czymś pomóc dziewczyny? –zagadnęła do nas wolna fryzjerka, która siedziała za niewysokim kontuarem.<br />
– Dzień dobry – powiedziałam. –Chciałam zafarbować włosy na fioletowo.<br />
– No to usiądź na krześle, a zaraz się tobą zajmę – odpowiedziała z uśmiechem. Podałam dziewczynom swoją torbę, rozplotłam włosy z koka i zajęłam miejsce na wolnym krześle. Wzięłam głęboki oddech. <i>Now or never.</i><br />
Po godzinie moje włosy były w kolorze lawendy i strasznie mi się podobały.<br />
– I jak? – zapytała fryzjerka, odpinając czarny fartuch, który był zapięty na mojej szyi.<br />
– Świetnie – odpowiedziałam z uśmiechem. Dziewczyny, które do tej pory siedziały na skórzanej czerwonej sofie wstały i podeszły do mnie. Wstałam z krzesła i zaprezentowałam się przyjaciółkom.<br />
– Jest znacznie lepiej niż myślałam. Ten kolor świetnie ci pasuje – powiedziała Caroline.<br />
Uśmiechnęłam się.<br />
Zapłaciłam kartą kredytową, bo niemiałam przy sobie tyle gotówki i razem z dziewczynami wyszłyśmy z salonu fryzjerskiego. Idąc ulicą nie umiałam się napatrzeć na swoje odbicie w witrynach sklepowych. Byłam zakochana w swoich włosach.<br />
– Ej, a może wyślemy twoje zdjęcie Jake’owi? – zaproponowała Anna.<br />
– Nie, lepiej jak się z nim spotkam. Chcę widzieć jego minę! – zaśmiałam się.<br />
– No to dzwoń do niego! Pójdziemy z tobą, a potem się zwiniemy – powiedziała Caroline. Wyjęłam komórkę i zaczęłam stukać sms’a.<br />
<div style="text-align: center;">
<i> „Hej. Masz czas żeby się spotkać? Najlepiej za niedługo. Mam niespodziankę. Xx” </i></div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zanim wysłałam pokazałam dziewczynom, czy może być.<br />
– Nie! Napisz lepiej coś zboczonego!– zażartowała Caroline.<br />
– Nie wymyślaj – powiedziałam, spoglądając na nią spod byka. Wysłałam swojego smsa.<br />
Dopiero teraz zauważyłam, że jesteśmy blisko parku, do którego często chodzę z Jake’iem, i w którym Jake jeździ na desce i bmx’ie. Usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa. Wyjęłam komórkę z torby. Odpisał.<br />
<div style="text-align: center;">
<i> „Jestem z chłopakami w skate parku. Wpadnij, jestem ciekawy.”</i></div>
– Jake jest w skate parku –powiedziałam.<br />
– No to idziemy! – odparła wesoło Anna.<br />
Chwilę później byłyśmy w umówionym miejscu. Wokół nas jeździli chłopcy – bardzo ładni chłopcy – na deskach, bmx’ach, rolkach… Pokonywali grawitację, łamali wiedzę z podręczników do fizyki. Jake natychmiast podjechał do nas na deskorolce. Dał mi buziaka w policzek, a ja poczułam małe tupiące bizonki w brzuchu.<br />
– Cześć – powiedział, po czym poprawił włosy.<br />
– Hej – odpowiedziałyśmy chórkiem. Roześmialiśmy się, ale dość nerwowo.<br />
Jake zmierzył mnie wzrokiem.<br />
– Ładnie ci w nich – powiedział,u śmiechając się uroczo. Przyglądał mi się jeszcze dłuższą chwilę. Jego oczy lekko połyskiwały.<br />
– To my idziemy, Dee. Do jutra! –powiedziała Anna. Spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem. Obie przytuliły mnie, dały buziaka w policzek i poszły.<br />
Jake rzucił deskę na ziemię. Upadła z hałasem.<br />
– Stań na niej – powiedział. Niechętnie stanęłam i od razu zaczęłam się chwiać. Jak na mój gust miała poluzowane śruby.<br />
Jake złapał mnie za ręce.<br />
– Naprawdę ci w nich ładnie –powiedział, uśmiechając się uroczo. W jego policzkach pojawiły się dołeczki. Przegryzł dolną wargę, a ja mało nie odleciałam. Dlaczego on jest taki słodki?!<br />
Pocałował mnie. Zaskoczył mnie, ale oddałam mu pocałunek. W głowie miałam pustkę, w brzuchu motyle, nogi jak zwaty. Za każdym razem, gdy całuję się z Jake’iem czuję się, jakby całowała się z nim po raz pierwszy.<br />
– Dziękuję – odpowiedziałam. –Cieszę się, że ci się podoba.<br />
– Moja fioletowa dziewczyna –powiedział. Puścił moją lewą rękę. Zeskoczyłam z deski, a Jake wziął ją w wolną rękę. – To co robimy?<br />
– Chodźmy do mnie po rower –zaproponowałam.<br />
– Czekaj chwilę – powiedział i wskoczył na deskę. Podjechał po swój rower. Deskę przypiął do plecaka bez którego się nigdzie nie rusza. Wrócił do mnie na bmx’ie.<br />
<br />
– Nie będę go wnosił na górę, Dee. Jedziemy windą – powiedział Jake, widząc, że kieruję się ku schodom.<br />
– Zostaw tutaj – zaproponowałam.<br />
– Żartujesz? Za dużo dla mnie znaczy. To tak jakbym miał ciebie zostawić na klatce i iść do kolegi. Jeszcze bym wrócił i ciebie by nie było. Nie ma opcji, Dee.<br />
Jego porównanie sprawiło, że moje kąciki drgnęły ku górze.<br />
Niechętnie podeszłam do niego i razem wsiedliśmy do windy. Oparłam się o ścianę przy przyciskach z numerami pięter. Jake wcisnął piątkę. Drzwi windy się zamknęły i po chwili ruszyliśmy w górę. Jake oparł rękę o ścianę na wysokości mojej głowy. Zbliżył swoje usta do moich. Musnął delikatnie moje usta. Czułam jak się uśmiecha.<br />
Winda zatrzymała się na piątym piętrze, moich uszu dobiegł dźwięk świadczący o tym, że drzwi się otwierają. Otworzyły się z cichym łoskotem, a my dalej się całowaliśmy w najlepsze. Teraz to ja się uśmiechnęłam. Żadne z nas nie chciało tego przerwać. Drzwi zamknęły się z takim samym dźwiękiem jak przy otwieraniu. Czułam, że zjeżdżamy w dół. Zaśmiałam się w myślach, a Jake po chwili roześmiał się. Spoglądaliśmy na siebie i śmialiśmy się jak małe dzieci. Winda zatrzymała się na drugim piętrze, drzwi rozsunęły się i weszła do niego mała dziewczynka, która spojrzała na nasi uśmiechnęła się. Zjechaliśmy z nią na dół, po czym znów pojechaliśmy w górę. Tym razem wysiedliśmy na moim piętrze. Weszliśmy do domu.<br />
– Jestem! – oznajmiłam, a mama weszła do przedpokoju.<br />
– Dee! – krzyknęła, spoglądając na moje włosy. – Coś ty zrobiła?<br />
– Mnie się podoba – powiedział Jake.<br />
– Zafarbowałam włosy na fioletowo? A nie, sorry, to lawendowy – wyjaśniłam.<br />
– Widzę. David! – zawołała tatę, który po chwili zjawił się przy nas.<br />
– Tak?<br />
– Zobacz, co Dee zrobiła.<br />
Tata zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów, po czym powiedział:<br />
– Co takiego?<br />
– Zafarbowała włosy, nie widzisz?! –oburzyła się mama.<br />
Jake od razu zauważył, pomyślałam.<br />
– Aaa. No tak. I co?<br />
Mam pokręciła głową z dezaprobatą.<br />
– Gdzie farbowałaś? – spytała jakby to było najważniejsze: gdzie.<br />
– Tam, gdzie ty zawsze – odparłam.<br />
– Chociaż tyle – westchnęła.<br />
– A co nie podoba ci się? –zapytałam.<br />
– Mogłaś powiedzieć, że chcesz zafarbować włosy.<br />
– Mi ten pomysł dzisiaj przyszedł jak przechodziłam z dziewczynami obok fryzjera…<br />
– Ot tak?<br />
– Ot tak – powtórzyłam jej słowa. –A teraz, idę po rower i idę z Jake’m na rowery – powiedziałam i poszłam w stronę swojego pokoju. W nim chwyciłam rower, wrzuciłam torebkę do koszyka z przodu i wyszłam z pokoju o mało się nie zabijając o drzwi i inne takie rzeczy. <br />
Idąc do przedpokoju usłyszałam rozmowę taty z Jake’m. Zatrzymałam się.<br />
– Widzę, że między wami to już tak poważnie się robi – powiedział tata.<br />
No nie, pomyślałam zażenowana.<br />
– Trochę… – odparł lekko zmieszany Jake.<br />
– Cieszę się, że trafiła na takiego chłopaka jak ty, Jake. Wyglądasz na mądrego i taki też mi się wydajesz.<br />
Czułam, że palę buraka. Stwierdziłam, że cofnę się przebrać, bo w końcu wciąż mam na sobie granatową, ołówkową spódnicę, białą bluzkę i granatowe baleriny. Wróciłam się do pokoju i prędko wskoczyłam w niebieskie spodnie i kolorowy, chłopięcy T-shirt. Chwyciłam rower i bez zatrzymywania się poszłam do przedpokoju, w którym czekał na mnie uśmiechnięty Jake. Uśmiechnęłam się.<br />
– Idę! – krzyknęłam. Jake otworzył przede mną drzwi, przytrzymał je, bym wyszła, wyprowadzając rower. Wyszłam uśmiechając się wdzięcznie. Poszłam w stronę windy. Jake po chwili do mnie dołączył. – O co pytał cię tata? – zapytałam, wciskając przycisk przywołujący windę.<br />
– Słyszałaś naszą rozmowę? – spytał, spoglądając na mnie.<br />
– Taki tam urywek… – mruknęłam.<br />
– Który?<br />
– Ten o tym, że… eee… Cieszy się, że trafiłam na takiego chłopaka jak ty.<br />
– A już wiem.<br />
– I co jeszcze mówił?<br />
– Takie tam… – mruknął. Winda przyjechała, drzwi się rozsunęły, a my wprowadziliśmy rowery do środka. Jake jak zawsze wcisnął odpowiedni guzik.<br />
– Takie tam co? – spytałam, unosząc jedną brew ku górze i przyjmując zdecydowany, poważny wyraz twarzy. <br />
– Mówił jeszcze, że ma nadzieję, że się tobą dobrze zaopiekuję i że jeśli kiedykolwiek cię zranię to…<br />
– To?<br />
– To mnie zabije – odparł krótko i bezemocjonalnie.<br />
– A ja jego… – mruknęłam.<br />
– Ale przecież ja tego nigdy nie zrobię – powiedział uśmiechając się.<br />
Mam nadzieję, odparłam w myślach, a w prawdziwej odpowiedzi uśmiechnęłam się.<br />
Drzwi się rozsunęły i wyszliśmy z windy. Przed klatką wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy. Jeździliśmy pobliskimi uliczkami, wjechaliśmy do miasta, jeździliśmy po promenadzie wzdłuż wybrzeża.<br />
Ciągle jechałam albo obok Jake’a albo za nim, więc w końcu przyśpieszyłam, stanęłam na pedałach, nie przestając pedałować i wyprzedziłam Jake’a na jakiego bmx’ie.<br />
– Niezła dupa! – krzyknął za mną, a ja momentalnie usiadłam na siodełku. Słyszałam jak się śmieje. Dogonił mnie. –Ale serio – odparł uśmiechając się. – Jest grzyweczka jest dupeczka – zaśmiał się.<br />
– Nie wiem, w którym miejscu –pokazałam mu język.<br />
– Obok mnie.Basiahttp://www.blogger.com/profile/15625343881239709730noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-645991511996035323.post-46789366148601270482013-04-02T12:59:00.003-07:002013-04-02T12:59:26.972-07:00Rozdział dziewiąty - Jake<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="font-size: large;">D</span>opiero, gdy drzwi z pokoju cicho trzasnęły Anna rozpłakała się na dobre. Przytuliłam ją i mamrotałam jakieś słowa pocieszenia. Był środek nocy, a o tej porze słabo kontaktuję. Usiadłyśmy na sofie. Wyjęłam z torby pudełko chusteczek, a przy okazji wypadły żelki, na które Anna omal się nie rzuciła.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Żelka dostaniesz, jak przestaniesz płakać – zaszantażowałam przyjaciółkę. Wyjęła z pudełka chusteczkę i głośno wysmarkała się w nią. Wyjęła kolejną, którą otarła sobie oczy. Jej oczy ciągle świadczyły o tym, że przed chwilą wylały rzekę łez, jednak Anna wyglądała już nieco lepiej. Otworzyłam paczkę żelek, a moja przyjaciółka wyjęła z niej kilka kolorowych, glutowatych miśków. Sama też się poczęstowałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- „Pieniądze szczęścia nie dają, ale za pieniądze można kupić żelki, a to już całkiem blisko do szczęścia” – zacytowała Anna. Uśmiechnęłam się. Była to stuprocentowa prawda. Nic nie sprawia większego szczęścia niż żelki i nic nie poprawia nastroju jak żelki.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A teraz powiedz, co ten frajer zrobił – powiedziałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Przyszedł do mnie wieczorem kompletnie nawalony z jakąś półnagą laską u boku. Powiedział mi, że nigdy mnie nie kochał, nigdy mu się nie podobałam, po czym zaczął się całować z tą dziewczyną. – I znów się rozpłakała. Jak on mógł?! Anna jest najlepszym materiałem na dziewczynę, a ten ją tak traktuje?! Po prostu nogi z dupy mu powyrywam i do tego wykastruję tego frajera.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zabiję go, słyszysz? Nie płacz przez takiego frajera. – Przytuliłam przyjaciółkę, po czym staram skierować naszą rozmowę na bardziej przyjemny temat. Wpadam na pomysł, by jakiś kolega Jake’a poszedł z Anną na imprezę, bo nie chcę, by była sama. Nie chcę, by była bardziej zdołowana.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jakieś dwie godziny później kładziemy się spać. Nie ma mowy o tym, by rano przekroczyć próg szkoły. Wpadniemy dopiero w piątek po świadectwa i pożegnamy się ze szkołą na dwa miesiące.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ze snu wyrwał mnie rozdzwoniony telefon. Spadłam z łóżka, po czym zaczęłam szukać komórki. Gdy ją znalazłam, spojrzałam na rozświetlony wyświetlacz. Jake się dobija.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Odebrałam naciskając zieloną słuchawkę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tak? – spytałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dee, jestem pod twoim domem. Za ile zejdziesz?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Em, bo ja jestem u Anny. Przyszłam do niej w nocy, bo dzwoniła… Ten koleś, z którym widzieliśmy ją ostatnio rzucił ją i musiałam przyjść do niej.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Przyszłaś do niej w nocy?! Sama? – spytał zszokowany.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie, specjalnie obudziłam tatę żeby mnie zawiózł – zironizowałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mogłaś zadzwonić do mnie – powiedział oschłym głosem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tak, miałam budzić cię po północy, żebyś mnie podrzucił do Anny! – uniosłam się. Zaczęłam chodzić w kółko po pokoju.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie spałem o tej porze. Nigdy nie śpię o tej godzinie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nastała cisza.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Przepraszam – powiedziałam cicho.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wiesz, że się o ciebie martwię… – mruknął. Jest taki troskliwy…<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Spotkamy się popołudniu? – zapytałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jasne. Przyjdę po ciebie koło czwartej.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Przyjdę do skate parku o czwartej, ok?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ok. Nie będzie cię w szkole? – spytał szybko.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Cześć.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Pa – rozłączyłam się. Odwróciłam się. Anna obudziła się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Kto dzwonił?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jake – odparłam. Moja przyjaciółka przetarła dłońmi oczy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co chciał?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Przyjechał po mnie i pytał się za ile zejdę. Znaczy… Przyjechał pod mój dom. – Zrobiłam parę kroków i rzuciłam się na łóżko.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Aaa. Idziemy do szkoły?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chyba sobie żartujesz – mruknęłam. Anna podniosła się i klepnęła mnie w tyłek.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chodź zrobić śniadanie, panno zakochana po uszu w największym ciachu z naszej szkoły.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ej! – mruknęłam. Moja przyjaciółka pociągnęła mnie za nogę, przez co znów przyjrzałam się z bliska podłodze. Pozbierałam się, otrzepałam i poszłam za Anną do kuchni.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wróciłam do domu przed dziesiątą. Zjadłam śniadanie, poszłam na spacer z Jakiem i uprzątnęłam kuwetę Frankie’go. Z racji z tego, że mi się nudziło włączyłam wieżę na cały regulator i zaczęłam sprzątać salon i kuchnię. Tańcząc ze szmatką w rękach i ślizgając się w skarpetkach po parkiecie, ścierałam kurze. Naczynia włożyłam do zmywarki, po czym nastawiłam odpowiedni program i uruchomiłam urządzenie. Wykrzesałam z siebie ostatni sił i przetarłam powierzchownie podłogi. Zmęczona do granic możliwości padłam na swoje łóżko. Po chwili przydreptał do mnie Frankie, więc gdy tylko wskoczył na łóżko zaczęłam go drapać za uchem, aż nie zaczął mruczeć. Niedługo potem przybiegł też Jakie i też wskoczył na łóżko, więc i jego musiałam głaskać.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W końcu czas zmusił mnie do tego, że musiałam wstać z łóżka i zacząć się szykować. Zrobiłam klasyczny make-up: tusz i eyeliner. Ubrałam luźną szarą koszulkę i do tego niebieskie rurki i czerwone Converse. Włosy spięłam w koka i przeczesałam kilka razy grzywkę, by była ułożona tak jak powinna. Do torby powrzucałam parę niezbędnych rzeczy takich jak portfel, niewielka kosmetyczka, klucze, kalendarz, telefon i gumy. Podłączyłam słuchawki do iPoda i włączyłam<i> Drive by</i> Train. Do koszyka, który był umocowany z przodu mojego czerwonego roweru Electra. Wyprowadziłam rower z pokoju i doprowadziłam do drzwi. Cholera, będę musiała jechać windą, pomyślałam, a mój żołądek splótł się w supeł na samą myśl o jeździe windą. Wychodzę z domu, zamykając drzwi na klucz. Gdy tylko winda przyjechała nieśmiało do niej weszłam, prowadząc rower. Nacisnęłam przycisk z liczbą zero i czekałam na to, by już móc wysiąść z tej przeklętej maszyny. Gdy drzwi rozsunęły się, czym prędzej wyszłam. Chwilę później byłam już na powietrzu. <span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Usiadłam na rowerze, mocno złapałam gumowe rączki kierownicy, wzięłam głęboki oddech i ruszyłam. Nie jest tak źle, pomyślałam po przejechaniu dłuższego dystansu. Niedługo potem dojechałam do skate parku. Wszyscy patrzyli na mnie wielkimi oczami. Chwilę później u mojego boku zjawił się Jake z deską pod pachą. <br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ty jeździsz na rowerze? – zapytał wyraźnie zdziwiony.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Kiedyś musi być ten pierwszy raz – żartuję, susząc do niego zęby.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Czyli nigdy wcześniej nie jeździłaś?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jeździłam, ale jakoś przestałam – odpowiedziałam, po czym zeszłam z roweru i zajęłam miejsce na prowizorycznych trybunach. – No ja już cię zaskoczyłam, więc teraz ty to zrób.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jake uśmiechnął się, po czym rzucił deskę na ziemię, wskoczył na nią i odpychając się parę razy odjechał w stronę najbliższej rampy. Gdy parę razy przejechał po rampie zaczął robić różne tricki, które zapewne mają jakieś fachowe nazwy, których ja nie znam. Parę razy się wystraszyłam, że zaraz coś Jake’owi się stanie, bo to co wyczyniał było dość niebezpieczne, bynajmniej dla mnie. Chwilę później wrócił na chwilę do mnie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zaskoczona? – spytał z tym swoim zwalającym z nóg uśmiechem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- I to bardzo – odparłam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jake napił się wody, poprawił włosy, przez co omal nie umarłam i zmienił deskę na bmx’a. Znów zaczął robić różne tricki i obroty, a ja przyglądałam się temu, jak łapie wszelkie zasady fizyki.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zanim pojechaliśmy do mnie, stwierdziliśmy, że fajnie byłoby się przejechać, więc pojeździliśmy po parku, a potem okrężną drogą do mojego domu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie wjedziesz windą, prawda? – zapytał Jake, gdy staliśmy na klatce. Pokiwałam przecząco głową. – Znosiłaś rower po schodach? – I znów taki sam gest. – Jechałaś windą? – Uśmiecham się. – Więc i teraz pojedziesz – powiedział, a ja już chciałam zaprotestować, gdy on pocałował mnie przelotnie, zamykając mi usta. Poprowadził swojego czarno-fioletowego bmx’a ku windom, a ja zostałam zmuszona, by iść za nim. Cała wystraszona wsiadłam do windy. Jake wcisnął guzik z piątką, a po chwili drzwi się zamknęły, tak samo jak moje oczy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie bój się! – powiedział Jake. Poczułam jak mnie przytula. Usłyszałam jak drzwi się rozsuwają, więc wyrwałam się z uścisku Jake’a i prędko wyszłam z windy. Będąc już na klatce słyszałam śmiech orzechowookiego. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam, że powoli wychodzi z windy. Pokręciłam głową. Weszliśmy do mojego domu, a już na wejściu czułam zapach kurczaka i nagle zgłodniałam. <br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To ja! – krzyknęłam, a z kuchni wychylili się moi rodzice najwyraźniej ucieszeni.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dobry wieczór – przywitał się Jake.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Cześć – odpowiedzieli moi rodzice. Zastanawiałam się z czego oni się tak cieszą.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jake, zjesz z nami? – zapytał mój tata.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jasne – odpowiedział. Zostawiliśmy rowery na korytarzu i poszliśmy umyć ręce, przy czym nie obyło się bez tego, że byłam cała mokra, a Jake wyszedł suchuteńki. Gdy z powrotem pojawiliśmy się w okolicach kuchni mama dała mi talerze, a Jake’owi sztućce do rozłożenia na stole. Po tym jak nakryłam do stołu i poprawiłam sztućce, które Jake źle rozłożył, poczułam jego dłonie na swojej talii. Odwróciłam się twarzą do niego i uśmiechnęłam się. Ciągle wydawało mi się, że to wszystko jest pięknym snem, z którego zaraz wyrwie mnie mój budzik. Zatracając się w orzechowych oczach Jake’a, nawet nie spostrzegłam, kiedy zaczęliśmy się całować jak zawsze delikatnie, z wyczuciem, a mimo to z uczuciem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Niedługo potem w czwórkę zasiedliśmy do kolacji. Tata nie szczędził różnych upokarzających historii z mojego dzieciństwa, przez co miałam ochotę zapaść się pod ziemię.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mam nadzieję, że zaopiekujesz się Dee, kiedy my wyjedziemy – powiedział nagle.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ale że jak: wyjedziemy? Sami jedziecie? Beze mnie? – zapytałam. Zwykle w trójkę wyjeżdżaliśmy na wakacje.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tym razem my z tatą jedziemy sami na tydzień, a potem pojedziemy razem – uspokoiła mnie mama. I tak dalej uważam, że to nie fair.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zajmę się Dee – zaoferował się Jake.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tylko wiesz: niech jej włos z głowy spadnie, a porozmawiamy inaczej – powiedział tata i mimo żartu jego głos brzmiał raczej poważnie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Włos z głowy jej nie spadnie – przyrzekł. Uścisnęli sobie dłonie, a ja z mamą przyglądałyśmy się temu z miną: „Ach, ci faceci”.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A kiedy jedziecie? – zapytałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- W poniedziałek – odpowiedziała mama.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po kolacji poszliśmy z Jake’iem do mojego pokoju. Wyszliśmy na taras i przyglądaliśmy się morzu, które cofało się i wracało z powrotem. Jake obejmował mnie od tyłu i miał opartą głowę na moim ramieniu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Te wakacje zapowiadają się całkiem ciekawie, nie? – spytał, przerywając prowizoryczną ciszę między nami.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tak – odpowiedziałam. – Wprowadzisz się do mnie na tydzień? – zapytałam odwracając się lekko, by spojrzeć na Jake’a.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jeżeli twojemu ojcu chodziło o tak dogłębną opiekę nad tobą, to czemu nie – wzruszył ramionami uśmiechając się przy tym jak mały chłopiec.<br />
Basiahttp://www.blogger.com/profile/15625343881239709730noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-645991511996035323.post-81546108477628474862013-04-02T12:44:00.002-07:002013-04-02T12:44:28.468-07:00Rozdział ósmy - Pod osłoną nocy<br />
<span style="font-size: large;"> R</span>ozdzwonił się dzwonek, który obwieszczał koniec lekcji. Odruchowo nasunęłam słuchawki na głowę, włączyłam muzykę i powoli schowałam książki i zeszyty do torby. Jake stawił się przy mojej ławce.<br />
– Idź sam –spławiłam go.<br />
Zdjął moje słuchawki, burząc przy tym moją fryzurę za co miałam ochotę zabić go tu i teraz.<br />
– Chcę z tobą – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.<br />
– Później –odparłam. Przelotnie pocałowałam go w policzek i wyminęłam. Całe szczęście nie stawiał oporu. Z powrotem włożyłam słuchawki i przemierzyłam korytarz powolnym krokiem. Piętro wyżej na jednej z ławek czekał na mnie Max. Jak zwykle na mój widok na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Podszedł do mnie i przytulił mnie.<br />
– Ile można! – powiedział zamiast powitania.<br />
– Nie znasz mnie? – zapytałam ironicznie, po czym się zaśmiałam. Usiedliśmy na ławce i oboje wyjęliśmy swoje drugie śniadania. Ja miałam jabłko i kanapkę z jakąś zdrową zieleniną, a Max kanapkę z szynką, serem, kechupem i musztardą.<br />
– Wymiana?– zapytał.<br />
– Nie dzięki, wolę swoją zielonkę – zaśmiałam się. Zjedliśmy śniadanie, śmiejąc się i rozmawiając o planach na wakacje. W Maxie miałam prawdziwego przyjaciela. Kocham nie, ale jak siostrę, bo sam już ma dziewczynę.<br />
– Dawno już nigdzie razem nie byliśmy – zauważył.<br />
– A będzie z miesiąc.<br />
– Więc dzisiejsze popołudnie spędzimy razem! – ucieszył się i zaczął suszyć zęby. – I żadnych ale – dodał, grożąc palcem.<br />
– Spoko.<br />
<br />
Po kilku kolejnych nużących lekcjach, na których albo odliczałam do końca lekcji albo pisałam smsy pod ławką do Jake’a i Maxa. I w końcu nastała ostatnia lekcja. Jake już planował nam popołudnie, jednak udało mi się wywinąć. Po dzwonku szybko się spakowałam, co było niezwykłe dla mnie i zapewne wszystkich w klasie, że jako pierwsza wyszłam. Maxa znalazłam pod szkołą, czyli dokładnie tam, gdzie się umówiliśmy.<br />
- McDonalds? – spytał.<br />
– Na samą myśl o hamburgerze cieknie mi ślinka – zachichotałam.<br />
Po drodze śmialiśmy się, wygłupialiśmy się i rozmawialiśmy. Szliśmy dobre pół godziny, bo McDonalds mieści się w centrum San Francisco. Parę razy omal się nie wywróciłam, ale Max za każdym razem w ostatniej chwili mnie łapał.<br />
– Niezdarna jak zawsze – skomentował mój kolejny prawie upadek Max.<br />
– Aż taką niezdarną nie jestem jak myślisz – mruknęłam. Poprawiłam torbę na ramieniu. Słońce wyjrzało zza chmury, więc wyciągnęłam swoje ulubione ray-bany. Wsunęłam je na nos. Od razu świat wyglądał inaczej.<br />
– Na co masz ochotę? – zapytał Max, gdy stanęliśmy w długiej kolejce w McDonalds’ie.<br />
– A jak myślisz? – spytałam i zaczęłam grzebać w torbie, szukając portfela.<br />
-Fishburger – odparł.<br />
– Dokładnie– powiedziałam z uśmiechem. W końcu znalazłam portfel, więc go wyjęłam i zaczęłam odliczać pieniądze na kanapkę i picie. – A ty?<br />
– A jak myślisz? – spytał z uśmiechem.<br />
– Nuggetsy– odpowiedziałam pewnym głosem.<br />
-Dokładnie.<br />
Wzięliśmy nasze zamówienia i znaleźliśmy wolny stolik w głębi lokalu. Zajęliśmy miejsca naprzeciw siebie. Rozpakowałam swojego fishburgera i słomkę, którą włożyłam do kubka z coca-colą. Max zrobił to samo.<br />
– Savoureux1– powiedział Max, uśmiechając się przy tym szeroko.<br />
– Nawzajem– odparłam i spojrzałam na swoją kanapkę.<br />
Usłyszałam głos Maxa, wymawiający moje imię. Spojrzałam na niego, a on wsunął mi do ust frytkę. Roześmiałam się, a mój śmiech rozniósł się po całej restauracji. Gdy parę osób spojrzało na mnie z wściekłością w oczach, momentalnie ucichłam i wbiłam morderczy wzrok w Maxa. Ten tylko się cicho zaśmiał i wyjął z tekturowego, czerwonego pudełka kolejne kilka długich frytek. Włożył je wszystkie sobie do ust i mielił je z otwartą buzią.<br />
– Fuj –skrzywiłam się.<br />
- Doble – odparł sepleniąc.<br />
-Trollface, serio.<br />
Chyba z dobrą godzinę siedzieliśmy jedząc nasz obiad, śmiejąc się przy tym i wydurniając jak dwójka kilkuletnich dzieci. Ludzie krzywo na nas patrzyli, jednak nikt nie zdobył się na odwagę, by choćby słowem nas uciszyć. Wychodząc kupiliśmy jeszcze jedną porcję frytek i dużą coca-colę. Szwendaliśmy się po centrum San Francisco, podjadając frytki, śmiejąc się i przepychając na chodniku.<br />
– Prawie wpadłbym pod auto! – krzyknął Max, gdy tak uderzyłam go biodrem, że omal nie znalazł się pod kołami jadącego samochodu. Zaśmiałam się tylko. Max w ramach zemsty dźgnął mnie swoimi palcami pod żebrami, przez co momentalnie odskoczyłam z piskiem.<br />
– Zabiję –powiedziałam, mrużąc maksymalnie oczy. Wydałam z siebie cichy warkot. Podeszłam do Maxa, który wydawał się być rozbawiony tą sytuacją. Nie odszedł ani półkroku. Stojąc przed nim zamachnęłam się z całej swojej siły i grzmotnęłam go w ramię. On jedynie roześmiał się głośno, a ja zaczęłam masować swoją obolałą dłoń.<br />
– Och, przepraszam za moje mocne i twarde kości – powiedział delikatnie chwytając moją dłoń. Pochuchał w nią i subtelnie pocałował. – Lepiej?<br />
– Nie –mruknęłam, wyrywając ją z jego uścisku.<br />
– Foch? –spytał.<br />
– Forever na pięć minut. – Zaczęłam powoli iść przed siebie z rękami skrzyżowanymi na biuście. Max natychmiast mnie dogonił i zaczął rozbawiać swoimi głupawymi dowcipami, tudzież sucharami.<br />
– Co robi piekarz? – Spytał i zrobił chwilę pauzy.<br />
– Oświeć mnie – mruknęłam znudzona.<br />
– Schlebia innym.<br />
Zaśmiałam się, ale sztucznie. To było tak suche, że aż mokre.<br />
– Dobry żart, bracie, ale nie mów go już więcej.<br />
Zaczęło się ściemniać, gdy dotarliśmy pod mój dom. Nogi bolały mnie niemiłosiernie. Jedyne na co miałam ochotę to rzucenie się na łóżko i niewstawanie.<br />
Na podjeździe, który prowadził do podziemnego garażu stał Jake ze swoim motocrossem, a obok niego mój tata. Razem z Maxem spojrzeliśmy na siebie i czym prędzej do nich podeszliśmy.<br />
– Heej, a wy co tu robicie? – zapytałam. Max w międzyczasie mruknął jakieś dzień dobry.<br />
– Właśnie z twoim tatą rozmawiamy o motorach. Sam kiedyś jeździł – odparł Jake, uśmiechając się. Podszedł do mnie i subtelnie musnął swoimi ciepłymi, malinowymi wargami mój policzek, który zaraz potem zrobił się czerwony jak truskawki w lecie.<br />
– Jeździłeś na motorze?! – spytałam zdziwiona. Nigdy o tym nie słyszałam.<br />
– A tam miałem taki stary motor, w sumie coś jak motorynkę – odparł speszony, drapiąc się po kilkudniowym zaroście. – Co ja bym dał dzisiaj za taki motor… - rozmarzył się.<br />
– To sobie kup – odparłam lekko, wzruszając ramionami.<br />
– Chcesz, żeby mnie mama z domu wyrzuciła?! – zapytał spanikowany, a ja z chłopakami się roześmiałam.<br />
– Nie wyrzuci pana. – Jake położył dłoń na ramieniu mojego taty, który był niewiele wyższy od niego. – Wystarczy, że powie pan mamie Dee, że może wydać dwieście dolarów na co tylko chce. Niech pan mi wierzy, że się zgodzi.<br />
– W sumienie głupio mówisz, Jake. – Kąciki ust taty drgnęły ku górze, a jego szare oczy rozjaśniły się.<br />
– Albo kup mamie te kolczyki, co ci ostatnio pokazywała i powiedz jej przy tym, że kupiłeś motor – zaproponowałam.<br />
– Jakie kolczyki?<br />
– Te takie… Tam w centrum handlowym… Takie z tymi cyrkoniami czy co to to było…<br />
– Skąd ty takie rzeczy pamiętasz?<br />
– Po prostu słucham mamy. A nie wpuszcza jednym uchem, a wypuszczam drugim – odparłam, a po chwili dodałam cicho: – Faceci…<br />
– Ej, co ty masz do nas? – spytał Max, a po chwili wszyscy trzej zawiesili na mniej wzrok. Że też zawsze słuchają wtedy, kiedy nie powinni.<br />
– Nic, nic– odpowiedziałam pospiesznie. – Idę do domu, a wy się zajmujcie swoimi męskimi sprawami. – Omiotłam wzorkiem motor, tatę, Jake’a, Maxa i poszłam w stronę domu. Ledwo wdrapałam się po schodach. Ciężkimi krokami weszłam do domu, zdjęłam trampki i poszłam do siebie, a mijając mamę w kuchni mruknęłam tylkoc oś w stylu: „Cześć”. Rzuciłam się na łóżko i nie miałam najmniejszej ochoty by wyjąć z torby chociaż iPoda. Zamknęłam oczy i byłam bliska zaśnięcia. I zasnęłabym, gdyby Jake nie wpadł do mojego pokoju jak bomba.<br />
– A ten koleś to kto? – zapytał oschłym głosem. Leniwie podniosłam się, poprawiając fryzurę i spojrzałam na Jake’a zaspanym wzrokiem. Stał oparty o biurko i czekał na odpowiedź.<br />
– Co? –spytałam.<br />
– Co to za koleś, z którym przyszłaś?<br />
Czyżby Jake był zazdrosny?, zaczęłam się zastanawiać w myślach.<br />
– Aaa… To Max. Mój przyjaciel. Nie, nie zdradzam cię z nim. On ma i tak dziewczynę, którą kocha nad życie, także nie masz się o co martwić. – Po potoku słów, jaki wypłynął z moich ust, ponownie padłam na łóżko.<br />
– Aha. To d-dobrze – odparł. Słyszałam jak podchodzi do łóżka. Położył się obok mnie. –To czemu nie powiedziałaś mi wprost, że się z nim spotykasz?<br />
Spojrzałam na niego. Gapił się w sufit z dłońmi splecionymi na klatce piersiowej jak do modlitwy.<br />
– Jakoś tak wyszło. Nie chciałam żebyś się denerwował czy coś… – mruknęłam. Prawdę mówiąc, nie wiedziałam, czemu mu nie odpowiedziałam wprost, że idę spotkać się z Maxem.<br />
– Właśnie owijając w bawełnę, sprawiłaś, że się denerwowałem.<br />
Przysunęłam się bliżej niego i przywarłam policzkiem do jego piersi.<br />
– Byłeś zazdrosny?<br />
– A nawet jeśli to co? – spytał lekko rozzłoszczony.<br />
– To słodkie.<br />
– Destiny, a jakbyś ty zareagowała na moim miejscu? Jak zauważyłem cię z nim jak idziecie tutaj to byłem bliski rzucenia się z niego z pięściami. Ale stwierdziłem, że kiedy indziej się z nim rozliczę. Tak raz a porządnie. – Ton i barwa jego głosu bezprecedensowo świadczyły o tym, że nie żartuje. Był poważny jak nigdy. Rzadko używa mojego pełnego imienia. Zwykł je zdrabniać, albo używać jakiś innych słów, jak: kotek, myszko…<br />
– Jake, słuchaj… – westchnęłam. Podniosłam się i spoglądałam na niego z góry, świdrując do wzrokiem. – Max to tylko mój kolega. Jest tak od zawsze i tak pozostanie już zawsze.<br />
<div style="text-align: center;">
<i> „You’re insecure. Don’t know what for. You’re turning heads when you walk through the door. Don’t need make-up. To cover up. Being the way that you are is enough…”</i></div>
Na oślep szukałam na szafce nocnej komórki, która dzwoniła jak zwariowana. Gdy ją odnalazłam, przyłożyłam sobie do ucha, nawet nie patrząc, kto naraża się na mój gniew dzwoniąc w środku nocy.<br />
– Słucham?– zapytałam.<br />
– Dee? –usłyszałam zapłakany głos Anny. – Przepraszam, że cię budzę, ale…<br />
– Co się dzieje? – zapytałam, podnosząc się.<br />
– Możesz do mnie przyjść? Proszę.<br />
-Oczywiście, ale powiedz mi co się stało, a za dwadzieścia minut będę.<br />
– Pamiętasz tego chłopaka, z którym mnie wczoraj widziałaś w parku?<br />
– Tak –odparłam. Już wiedziałam, co się stało. Jak go tylko spotkam to go stłukę na kwaśne jabłko za krzywdy, jakie wyrządził Annie.<br />
– To on… - Nie dokończyła, bo znów się rozpłakała.<br />
- Dwadzieścia minut i jestem u ciebie – powiedziałam i rozłączyłam się. Prędko wyskoczyłam z łóżka, omal się nie zabijając przez pościel, w którą byłam zawinięta. Z szuflady szafki nocnej wyjęłam parę okularów. O tej porze niemiałam zamiaru bawić się w wkładanie soczewek kontaktowych, co zajęłoby kolejne dziesięć minut, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze jedną nogą śpię. Spodnie z pidżamy zamieniłam w dżinsy. Koszulkę zostawiłam tą co miałam. Była czysta, więc po co zmieniać. Szybko włożyłam skarpetki, sneakresy i bluzę. W łazience kilka razy przeczesałam włosy. Grzywka aż prosiła się o mycie, więc spięłam ją kilkoma wsuwkami, a na głowę naciągnęłam kaptur. W pokoju wzięłam komórkę i klucze, które wrzuciłam do kieszeni bluzy. Napisałam na kartce, że jestem u Anny i nie wiem czy dojdę do szkoły. Kartkę zostawiłam w kuchni na blacie. Z szafki wyjęłam opakowanie żelek i chusteczek. Wróciłam się po torbę, do której to włożyłam. Po chichu wyszłam z domu, zamykając go na klucz. Zbiegłam po schodach. Wyszłam z klatki. Gdyby nie uliczne latarnie panowałaby kompletna ciemność. Rozejrzałam się wokół siebie. Nie dostrzegłam niczego niepokojącego, więc puściłam się biegiem. Biegłam, prułam jak szalona pod osłoną nocy. Gwiazdy nade mną migotały, błyszczały białym blaskiem. Niebo wyglądało jak ciemna czekolada oprószona cukrem pudrem. Ulice były puste, jednak mimo to, co chwila obracałam się za siebie, czy aby na pewno nikt mnie nie śledzi. Ostatnia prosta i jestem pod domem Anny. Wyjęłam komórkę z kieszeni i wybrałam numer do Anny.<br />
– Jestem, otwórz – powiedziałam.<br />
– Sekunda –odparła i rozłączyła się. Chwilę postałam przed furtką, rozglądając się dookoła. W końcu Anna wyszła z domu i otworzyła mi. Z miejsca ją przytuliłam, a rozpłakała się jak małe dziecko.<br />
– Zabiję, skurwiela, obiecuję.<br />
______________________________________<br />
1- fr. smacznego<br />
Basiahttp://www.blogger.com/profile/15625343881239709730noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-645991511996035323.post-14281917213524686792013-04-02T12:25:00.001-07:002013-04-02T12:25:27.574-07:00Rozdział siódmy - Prawda<br />
<span style="font-size: large;">N</span>a dzisiaj moja szkoła zaplanowała Dzień Sportu. Dyscyplin sportowych było chyba więcej niż na Igrzyskach Olimpijskich: od piłki nożnej przez tenis stołowy do dwóch ogni. Ja mogłabym nie ćwiczyć, bo mam całoroczne zwolnienie z zajęć w-fu. Mam astmę, a że lekarz, do którego chodzę jest bardzo miły zwolnił mnie całkowicie z tych lekcji. Ja sportu i jakiegokolwiek wysiłku fizycznego nie lubię i to z wzajemnością. Jeśli jakimś cudem zaczynam się ruszać tak bardziej od razu sobie coś robię przy tym. Jednak dzisiaj uznałam, że spróbuję. Dwa ognie wydały mi się w sam raz.<br />
– Idę grać w dwa ognie – oznajmiłam Jake’owi, gdy staliśmy pod tablicą, gdzie było rozpisane, gdzie co się rozgrywa.<br />
– No to idziemy na aulę – odparł z uśmiechem. Odwrócił mnie i ruszyliśmy po schodach na pierwsze piętro.<br />
Do dziewiątej czekaliśmy aż wszyscy, którzy chcą grać się zbiorą i po dziewiątej podzielono nas na kilka składów. Niestety Jake źle wyliczył osoby i byliśmy w innych drużynach. Objaśniono nam zasady, po czym rozpoczęliśmy rozgrywki. Ja grałam pierwsza.<br />
Spokojnie chodziłam po boisku robiąc, co jaki czas uniki przed piłką. Dosyć długo już mnie nikt nie zbił. Jednak, gdy zaczęłam nad tym rozmyślać trafiono mnie. Mocno, jednak nie na tyle bym upadła. Rozglądnęłam się za piłką, wzięłam ją i podeszłam do czerwonej linii namalowanej kredą na parkiecie, która dzieliła prowizoryczne boisko na dwie połowy. Wybrałam ofiarę i rzuciłam piłką. Jednak mój cel był zwinny i uciekł. Cholera. Zeszłam z boiska pomagać matce. Tu ogromnie się nudziłam. Jednak zajęłam się wpatrywaniem w Jake’a i idealizowaniem go. Po chwili przyłapał mnie na tym, że się patrzę na niego. Skwitował to uroczym uśmiechem. Spuściłam wzroki dostałam piłką tak, że aż wpadłam na ścianę. Co za debil rzuca tak mocno piłką!? Kogo on chce zabić?! Zmroziłam wzorkiem całe boisko. Wzięłam piłkę i mocno nią rzuciłam na oślep.<br />
Moja rozgrywka dobiegła końca i na boisko weszła drużyna Jake’a. Usiadłam na ławce i rozległ się gwizdek. Jake za każdym razem łapał piłkę i celnie nią rzucał, raz za razem zbijając kogoś. Był wysportowany, sprytnie unikał ciosów, bez obaw chwytał piłkę. Przetrwał do ostatniego gwizdka.<br />
– Gratulacje – przybiliśmy piątkę.<br />
– Drużyna numer dwa gra teraz z drużyną numer trzy! – krzyknął wuefista.<br />
– Ty przeciwko mnie – odparł Jake. –Zobaczymy, kto się dłużej utrzyma.<br />
– Zakład, że zejdziesz przede mną? –zapytałam cwaniacko. Zmrużyłam oczy.<br />
– Zakład. O co?<br />
– O dziesięć dolców – rzuciłam. Nie miałam już nawet tyle w portfelu, więc niech mi szczęście sprzyja, by zbito go wcześniej niż mnie.<br />
– Dobra – powiedział. Uścisnęliśmy sobie ręce i Jake przeciął zakład. <span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Weszliśmy na boisko. Rozległ się gwizdek igra się rozpoczęła. Biegałam jak głupia po swojej połowie unikając piłki na minimetry. W końcu się wkurzyłam i wykorzystałam okazję. Wzięłam piłkę w ręce i mocno ją wycelowałam w Jake’a. Jednak on wiedział, że będę w niego celować i zdążył uciec. Zaklęłam cicho. Znów zaczęłam szybko przemieszczać się po boisku unikając kontaktu z piłką. Aż mnie trafiono. Łatwo rozpoznałam tego, co rzucił we mnie. Śmiał się jak opętany. Chwyciłam piłkę w ręce, podeszłam do krawędzi. Zmrużyłam oczy. Wycelowałam w tego, kto wydawał się największą ofermą. Trafiony! Punkt dla mnie. Pozostaję w grze. Jake był widocznie wkurzony. Liczył chyba na te dziesięć baksów. Nie tym razem baby, pomyślałam. Uciekłam przed kolejnym ciosem wymierzonym przez bruneta. Teraz gra toczyła się głównie między naszą dwójką. Byłam zmęczona bieganiem, więc wyginałam się, ile mogłam podróżnymi kątami. Gdy piłka minęła mnie dosłownie na kilka minimetrów znów zaczęłam chować się za innymi. Aż nie zaczęłam przeraźliwie kaszleć. Cała gra została wstrzyma. Jake pierwszy pojawił się u mojego boku.<br />
– Ej, co jest? – spytał. Ja ciągle kaszlałam i się dusiłam.<br />
– Inhalator! – wycharczałam. Jake zerwał się i pobiegł do szatni. Podszedł do mnie wuefista.<br />
– Usiądź – powiedział spokojnym głosem. Objął mnie i doprowadził do ławki. Usiadłam. Ciągle miałam duszności i kaszlałam. Jake przybiegł z prędkością światła do mnie. Podał mi inhalator. Po chwili było mi znacznie lepiej, a kaszel i duszności minęły.<br />
– Dzięki – powiedziałam z uśmiechem. Usiadł obok mnie.<br />
– Lepiej już nie graj – zalecił, obejmując mnie ramieniem.<br />
– A ty? – zapytałam. Przecież gra się już zaczęła.<br />
– Jak widać ktoś wszedł za mnie –uśmiechnął się.<br />
– Wygrałeś.<br />
– Nie ważne – odparł obdarzając mnie jeszcze szerszym uśmiechem. Zaczął przyglądać się grze. Ja z resztą też.<br />
<br />
Nie wzięłam udziału w żadnych rozgrywkach. Przyglądałam się za to poczynaniom Jake’a, który był niepokonany. Grał w piłkę nożną, koszykówkę, ping-ponga. I we wszystkim został graczem meczu. Byłam z niego dumna. Po całej celebracji i podsumowaniu dyrektora wróciliśmy do domu. Mimo, że większość dnia przesiedziałam byłam wyczerpana. W domu padłam na łóżko i nie miałam najmniejszej chęci ruszenia się. Jednak musiałam – o siedemnastej miałam mieć ostatnie w tym roku szkolnym korepetycje z matematyki. Niechętnie zwlekłam się z łóżka i poszłam do kuchni. Zrobiłam dwa tosty, które posmarowałam niczym innym niż Nutellą. Zjadłam je, ogarnęłam się. Spakowałam to torby książkę z matmy i zeszyt. Wzięłam jeszcze ulubiony nerdy i wyszłam z domu.<br />
Słońce grzało niemiłosiernie. Alenie przeszkadzało mi to. Wiał lekki wiaterek, który łagodził upał. Przez ciemne szkła okularów oglądałam świat. Niebo było jakoś bardziej niebieskie niż zwykle. Chmury bardziej białe i wydawały się bardziej puchate. Morze spokojnie falowało we własnym rytmie. Było bardziej przejrzyste niż zwykle. Ludzie wydali mi się bardziej radośni niż zwykle. Wszystko było inne! Czyżby to skutki zakochania się ze wzajemnością? Chyba tak!<br />
W ciągu pięciu piosenek i około miliona myśli o Jake’u, i jego nieziemskiemu uśmiechu doszłam do domu mojego korepetytora Ryana. Jego dom był w ścisłym centrum. Wdrapałam się na drugie piętro. Stojąc pod drzwiami wyłączyłam muzykę i wyjęłam słuchawki z uszu. Zapukałam. W oka mgnieniu drzwi się uchyliły i w progu stanął uśmiechnięty szatyn.<br />
– Hej – przywitał się. Weszłam do środka.<br />
– Cześć – odparłam. Zdjęłam buty i poszłam do salonu.<br />
Rozkład mieszkania Ryana znałam na pamięć. I zawsze od razu idę do salonu. Czułam tu się dosyć swobodnie. Mieszkanie było typowo męskie: lekki bałagan, proste linie i ciemne barwy. Żadnych szaleństw, skomplikowanych wzorów czy kwiatów. Salon był łączony z jadalnią, w której zwykle siedzieliśmy i robiliśmy zadania. Zajęłam miejsce przy kwadratowym stole. Wyjęłam książkę, zeszyt i długopis z torby. Po chwili dołączył do mnie Ryan z dwoma szklankami coli.<br />
Ryan był starszy ode mnie o dwa lata. Studiował na pobliskim uniwersytecie. Wszystkie laski lecą na niego. Jednak ja jestem odporna na jego urok. Ryan był wysoki, dobrze zbudowany. Jego koszulki nieraz się opinają na jego bicepsach i mięśniach brzucha. Nie jest typowym kolesiem, który pakuje. On tylko dba o swój wygląd. I chce zaimponować dziewczynom. Do tego ma jak zawsze seksownie postanowione włosy, a boki wygolone. Są prawie czarne. Jego oczy są brązowe, jak cętki żyrafy. Ma śniadą karnację i uśmiech, który zwala z nóg. Taki flirciarski, na który łapie się większość dziewczyn.<br />
Zaczęliśmy robić zadania z geometrii. Najpierw chwilę pogadaliśmy o tym temacie, powiedziałam co wiem, a Ryan to uzupełnił. Gdy rozwiązywałam zadanie rozdzwoniła się jego komórka.<br />
– Przepraszam – mruknął wstając. Poszedł do pokoju obok. Ja próbowałam rozwiązywać dalej zadanie. Długość tego boku do potęgi drugiej plus ten też to wyjdzie tamten bok do drugiej, myślałam i zapisywałam działanie. Hmm… Ile to wyjdzie?! Wyjęłam komórkę i zaczęłam liczyć.<br />
– To będzie sto czterdzieści cztery– powiedział cicho. Głos wydobywał się niebezpiecznie blisko mojej głowy. Delikatnie obróciłam się. Ryan pochylał się nade mną. Jego oczy zabłysły. Wolałam nie wiedzieć, jaka myśli przeleciała mu właśnie przez głowę.<br />
– Właśnie – odparłam z wymuszonym uśmiechem. Wbiłam wzrok w zeszyt i zapisałam wynik. Nie miałam odwagi spojrzeć gdzieś indziej.<br />
– No pokaż – powiedział zabierając mój zeszyt. – No dobrze! – pochwalił. Przeniosłam wzrok z blatu stołu na Ryana, który właśnie szukał zadania w książce. – Zrób teraz dziesiąte. – Spojrzałam na treść zadania. No chyba nie, pomyślałam. Przecież mózgu Einsteina, nie mam, żeby je rozwiązać!<br />
– Jak? – zapytałam cienkim głosem. Ryan uśmiechnął się i zaczął mi tłumaczyć zadanie.<br />
Gdy rozmawiałam z Ryan’em rozdzwoniła się moja komórka. Wyjęłam ją z kieszeni. Jake.<br />
– Sorki – burknęłam z uśmiechem numer pięć. Odebrałam. – Jake, nie mogę teraz rozmawiać – powiedziałam ściszonym głosem. Mój wzrok jak szalony gonił po pokoju. – Mam korki.<br />
– O której kończysz? – zapytał. Miło było słyszeć jego głos. Moje serce zaczęło wyrywać mi się z piersi na dźwięk jego barytonu.<br />
– Zaraz, a co?<br />
– Podaj adres to przyjdę po ciebie.<br />
Szybko przypomniałam sobie adres, pod którym właśnie jestem i podałam go Jake’owi.<br />
– Okej, to ja zaraz będę.<br />
– Pa – powiedziałam i się rozłączyłam. Położyłam komórkę na stole. Ryan przyglądał mi się. – Coś nie tak?<br />
Potrząsnął głową, jakby chciał pozbyć się jakieś myśli.<br />
– Wszystko gra… To dzwonił twój… chłopak? - zapytał, marszcząc brwi.<br />
– Mmm. Tak – odparłam. Spojrzałam na zegar, który zdobił przeciwległą ścianę. Był dosyć sporych rozmiarów. Wskazywał osiemnastą. – Wiesz, ja się będę zbierać.<br />
– Odprowadzę cię – powiedział z tym flirciarskim uśmiechem. Pozbierałam swoje rzeczy wrzuciłam je do torby i wstałam od stołu. Razem z Ryanem poszliśmy na przedpokój, gdzie ubraliśmy buty, a Ryan wziął kurtkę. Wyszliśmy z domu.<br />
Na dworze zachodziło już słońce. Ulicą, co chwilę mknął z zabójczą prędkością jakiś samochód. Niewiele osób mijało nas. Próbowałam w oddali zobaczyć sylwetkę Jake’a, ale chyba jeszcze był za daleko. Szliśmy w ogólnym milczeniu. Ryan chyba nie mógł strawić myśli, że mam chłopaka. Czasami wydawało mi się, że chciałby bym była kolejną zdobyczą w jego kolekcji. Liczył, że poddam się jego urokowi, który rzuca na każdą dziewczynę, jaka mu wpadnie w oko. Jednak ja byłam odporna. Nigdy nie był dla mnie szczególnie atrakcyjny. Traktowałam go jak kolegę, który mi pomaga w matmie. Nic więcej.<br />
Poczułam, jak Ryan chwyta moją rękę. Spojrzałam na nasze splecione dłonie. Chciałam wyrwać swoją rękę, ale jego palce zbyt mocno były na niej zaciśnięte.<br />
– Ryan! – krzyknęłam. Puścił moją rękę, ale za to zwinnym ruchem ścisnął mnie obiema dłońmi w talii i przyparł plecami do ściany budynku. Poczułam jego oddech na swojej szyi. Zarost na jego policzkach nieprzyjemnie ocierał się o moją skórę. Chwycił mnie za ramiona. –Debilu! – Zaczęłam się wyrywać, jednak on był silniejszy.<br />
– Nie wyrywaj się, ślicznotko –wysyczał. Spojrzałam mu w oczy, które zrobiły się teraz czarne niczym węgiel. Płonęło w nich pożądanie. Poczułam, jak jedna z jego dłoni zsuwa się z mojego ramienia i wędruje na moje biodro, na nawet niżej na udo. Chwycił je i przyciągnął do siebie tak, że zginało się pod kątem prostym. Coś mi mówiło, żebym się zaczęła bronić, ale wszystkie techniki, jakich kiedyś się uczyłam wyparowały mi z głowy. Nie chciałam by zrobił mi krzywdę. Musiałam coś szybko wymyśleć, przecież się już ściemnia.<br />
Poczułam jak jego oddech owiewa moją twarz. Pocałował mnie. Łzy napłynęły mi do oczu i zaczęły jak szalone spływać po moich policzkach.<br />
– Nie płacz. Nic ci się nie stanie –powiedział spokojnie ścierając łzy.<br />
Krzycz, powiedział głos wewnątrz mnie.<br />
– Puść mnie! Pomocy! Przestań! –Ryan przyłożył mi dłoń do ust uniemożliwiając wzywanie pomocy.<br />
– Zamknij się – wycedził przez zaciśnięte zęby. Znów mnie pocałował. Opierałam się. Gdy odkleił się ode mnie znów zaczęłam krzyczeć. Po chwili usłyszałam, jak ktoś biegnie.<br />
– Odwal się od niej! – krzyknął męski głos. Z nadzieją spojrzałam na mojego wybawcę. Jake.<br />
– Spierdalaj. Nie twój interes –powiedział chłodno Ryan.<br />
– Mój, bo moja dziewczyna –odpowiedział tym samym tonem. Rozdzielił nas, a ja od razu schowałam się za Jake’m.– A to taki gratis ode mnie – dodał i przywalił mu z całej siły w szczękę. Usłyszałam dźwięk łamanych kości. Jake uderzył go jeszcze w brzuch i kilka innych miejsc. – I lepiej, żebyś się do niej nie zbliżał – wysyczał. – Chodźmy stąd – powiedział cicho. Objął mnie mocno w talii i poszliśmy w stronę mojego domu.<br />
– Dziękuję… Gdyby nie ty – zaczęłam, a łzy napłynęły mi do oczu na myśl, co zaraz mogło się stać.<br />
– Usłyszałem twój krzyk. Mama mnie zatrzymała, tak byłbym wcześniej. Nic ci nie zrobił? – zapytał troskliwie. <br />
– Oprócz tego, że mnie pocałował… - powiedziałam cicho. Ciągle byłam roztrzęsiona. Jake zatrzymał się. Stanął przede mną i położył mi dłonie na ramionach.<br />
– Spokojnie… Nic ci się nie stało, a to, że cię pocałował dla mnie nic nie znaczy. Ty tego nie chciałaś – uśmiechnął się delikatnie i przytulił mnie. Poczułam się bezpieczna. <br />
W domu Jake został na kolacji. Opowiedzieliśmy, co się stało. Jake mnie do tego namówił. Rodzice postanowili, że już więcej nie będę przychodziła do Ryana na korepetycje i do tego mieli zamiar z nim poważnie pogadać. Chcieli nawet wytoczyć mu sprawę o usiłowanie gwałtu, ale zaprotestowałam. Nie chcę się włóczyć po sądach.<br />
Po posiłku Jake wyciągnął mnie na spacer, chociaż nie miałam ochoty. Jednak, gdy spojrzał na mnie swoimi smutnymi oczami i wygiął usta w podkuwkę nie mogłam się oprzeć. Wzięliśmy Jakiego i poszliśmy do parku.<br />
Gdy spacerowaliśmy zauważyłam, że Jake co chwilę się rozgląda. Robiłam to samo, jednak nikogo nie widziałam.<br />
– Jeśli szukasz jakieś lepszej dziewczyny ode mnie to od razu ucieknij – zażartowałam.<br />
– Nie szukam – odparł szeroko się uśmiechając. Usiedliśmy na ławce, a Jakie rozsiadł się Jake’owi na kolanach. Roześmiałam się. – A tobie nie za wygodnie?! – zapytał. Wybuchłam jeszcze większym śmiechem. Rozglądnęłam się po okolicy i nagle zobaczyłam dobrze znaną mi postać, ale co ona tu do cholery robi?! I to… z chłopakiem?! Szybko wybrałam numer do Caroline, która odebrała po dwóch sygnałach.<br />
– Cześć – usłyszałam w komórce głos przyjaciółki.<br />
– Hej. Wiesz może, co o tej porze Ann robi w parku i to z chłopakiem?<br />
– Co?! – zapytała zdziwiona. –Jesteś pewna, że to ona?<br />
– Raczej tak. Wiem, że jestem ślepa, ale nie przesadzajmy. Rozróżnię swoją przyjaciółkę od jakieś innej laski.<br />
– Nic mi nie mówiła, że się z kimś zaczęła spotykać… Jutro w szkole ją przyszpilimy – zachichotała. – A ty co robisz w parku o tej porze?<br />
– Wyszłam na spacer z Jakiem i… Jake’iem – odparłam spoglądając z bruneta. Znów się rozglądał.<br />
– Aaa. No to udanej randki. Do jutra. Buziaki.<br />
– Cześć – mruknęłam rozłączając się.– Ty serio, jakieś laski szukasz.<br />
Jake spojrzał na mnie z politowaniem.<br />
– Jakbym chciał to bym nie zrywał z Amy. Ale uznałem, że jestem wart kogoś lepszego niż ona – powiedział obejmując mnie ramieniem.<br />
<br />
– Mamo, mój rower dalej stoi w piwnicy? – zapytałam, gdy wróciłam do domu. Rodzice siedzieli w salonie, rozłożeniu na sofie i oglądali coś w telewizji.<br />
– A po co ci rower?! – zdziwił się tata.<br />
– A do czego służy rower? – spytałam z ironią.<br />
– Jest w piwnicy – odparła mama.<br />
– Przyniósłbyś mi go? – zapytałam, robiąc maślane oczy.<br />
Tata westchnął i niechętnie wstał.<br />
– Ale jak będzie stał w twoim pokoju, to obetnę ci kieszonkowe – zagroził i wyszedł z domu.<br />
– Jake prawda? – zapytała mama z uśmiechem.<br />
Przytaknęłam.<br />
Basiahttp://www.blogger.com/profile/15625343881239709730noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-645991511996035323.post-14033027876573157452013-04-02T12:03:00.002-07:002013-04-02T12:03:36.676-07:00Rozdział szósty - Marzenie<br />
<span style="font-size: large;">O</span>budził mnie dzwonek mojego telefonu. Nie otwierając oczu znalazłam komórkę. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.<br />
– Tak? –zapytałam zaspana.<br />
– Czekam już od dziesięciu minut. Kiedy zejdziesz? – usłyszałam głos Jake’a.<br />
– Po co?<br />
– Do szkoły? Wybierasz się do szkoły?<br />
– Cholera –zaklęłam pod nosem. Podniosłam się. – Zaspałam! Jake jedź sam, przyjdę na drugą lekcję – powiedziałam prędko. – Jak wyrobię –dodałam ciszej .<br />
– Poczekam. Mi się nie spieszy do szkoły – zachichotał. W mojej głowie pojawił się jego uśmiech.<br />
– To ja ci może otworzę… – Rozłączyłam się wstając z łóżka. Po drodze przejrzałam się w lustrze. No pięknie pokażę mu się w takim stanie, pomyślałam. Rozczochrana, w brudnej pidżamie, zaspana…<br />
– Dzień dobry – wyszczerzył się i pocałował mnie w policzek, gdy otworzyłam mu drzwi. Chwycił mnie za nadgarstki i z uśmiechem przyglądał mi się.<br />
– Czeeść –mruknęłam. –Tak, wiem nie wyglądam najlepiej. Więc ja może pójdę się trochę ogarnąć, a ty… Zrób sobie śniadanie, czy coś.<br />
– A ty jadłaś? – zapytał. Puścił moje nadgarstki i wyjrzał przez moje ramię przeszukując wzrokiem mieszkanie w poszukiwaniu kuchni.<br />
– Niby kiedy? – zapytałam ironicznie.<br />
– No to ci zrobię – odparł uśmiechając się. Poszłam do swojego pokoju. Najpierw spakowałam książki, a potem przywróciłam się do stanu człowieczeństwa. Zrobiłam makijaż, uczesałam się i ubrałam. Gdy wyszłam z garderoby w moim pokoju był już Jake. W ręce miał talerz z kanapkami, a w drugiej kubek kakao.<br />
– Dzięki –odparłam, gdy przydreptałam do niego. Pewnie nie zrobiłam tego z taką gracją, z jaką powinnam, więc pewnie wyszłam na jakąś totalną pokrakę. Wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek. Dziwne, że takie gesty przychodzą mi z taką łatwością. Przecież jeszcze niedawno Jake mnie onieśmielał. – Kakao… Nutella! –wydarłam się. Zaczęłam jak idiotka suszyć zęby.<br />
– Tylko się nie rzuć na te kanapki – zaśmiał się Jake podnosząc talerz wyżej.<br />
– Ej! –oburzyłam się. Zmrużyłam złowieszczo oczy. – Bo ci coś zrobię – zagroziłam.<br />
– Niby co?– zakpił.<br />
– Na przykład to – powiedziałam i lekko kopnęłam go w kość piszczelową.<br />
– Okej, okej. Wycofuję się – odparł spokojnie, jednak się uśmiechał. Podał mi talerz. Usiedliśmy na łóżku i oboje zaczęliśmy wcinać kanapki i pić kakao.<br />
Niedługo potem staliśmy przy motorze Jake’a.<br />
– To twój kask – podał mi niebieski hełm z przyciemnianą szybką z przodu. – W końcu ostatnio często jeździsz tym motorem, więc przyda ci się własny – dodał z uśmiechem.<br />
– Dzięki –odparłam wkładając kask. – I jak wyglądam? – zapytałam pozując.<br />
Jake roześmiał się.<br />
– Pięknie.– Wsiedliśmy na motor, Jake odpalił i ruszyliśmy. Znów gnał z zawrotną prędkością. Jednak jechaliśmy znacznie dłużej, niż jedzie się do szkoły. Rzeczywiście nie żartował z tym, że nie spieszy mu się do szkoły, pomyślałam. Oderwałam wzrok od pleców Jake’a i spojrzałam gdzie jesteśmy. Byliśmy poza miastem. Oprócz nas na drodze nie było nikogo. No pięknie! Na wagary mnie wyciągnął, pomyślałam. Będę mieć przewalone u rodziców. Szlaban na całe wakacje. Nie dość, że pierwszy fajny chłopak, to pierwszy szlaban i to przez niego!<br />
Gdy w końcu Jake się zatrzymał prędko zeszłam z motocross’u.<br />
– Jake… -zaczęłam spokojnie. Zdjęłam kask. – Pokopało cię?! Przecież rodzice mnie zabiją za to, że nie poszłam na lekcje! Zwłaszcza, że im o tym nie powiedziałam.<br />
Jake niespiesznie zszedł z motoru, zdjął kask, podszedł do mnie i mnie pocałował. Czyli go pokopało. Dobra, rodzicami zajmę się później. W jego ustach wszystko wydaje się prostsze.<br />
– Chodź, znam fajne miejsce – powiedział chwytając moją rękę. Po chwili byliśmy nad niewielkim stawem. W odległości kilkudziesięciu metrów od lustra wody była mała knajpka, jednak zamknięta. Usiedliśmy na drewnianej balustradzie, jaka otaczała budkę rybacką.<br />
– Ładnie tu– odparłam przeczesując wzrokiem okolicę. Staw otaczała ogromna trzcina. Nigdy nie znałam się na roślinach. W niewielkiej odległości po drugiej stronie jeziora rozpościerał się las. Widać było, że po drugiej stronie człowiek znacznie mniej ingerował w naturę.<br />
– Tak to prawda – jego głos sprowadził mnie na ziemię. Spojrzałam na niego. Jego oczy delikatnie połyskiwały, a na twarzy majaczył się uśmiech, którym tak często mnie częstuje. – Ale są rzeczy, a w zasadzie osoby, ładniejsze, żeby nie powiedzieć piękniejsze.<br />
– Jeśli chciałeś mi wcisnąć kit stulecia to ci się udało.<br />
– Nie wierzysz, prawda? – zapytał. Posmutniał nieco. Oczy mu przygasły.<br />
– Mam niską samoocenę.<br />
– Wiesz pewnie zabrzmi to nieco pysznie, no ale wiem, że większość dziewczyn się we mnie kocha i uważa, że jestem mega ciachem – tu nieco się rozchmurzył. – Ale ty jakoś nie byłaś i chyba ciągle do nich nie należysz. I to w zasadzie nieco mnie… zaintrygowało. Więc skoro postanowiłem się z tobą umówić, bo spodobałaś mi się, wydałaś się ciekawa, to twoja samoocena powinna podskoczyć w górę.<br />
Długo zbierałam odpowiednie słowa.<br />
– To nie tak… Bo uważałam i ciągle uważam, że jesteś mega ciachem, jak ty to ująłeś, ale jednak nie zawracałam sobie tobą głowy, bo wiedziałam, że nigdy nie zakochasz się w takiej dziewczynie jak ja. – Chciał zaprotestować, więc natychmiast dodałam: – Przecież urodą nie powalam, jestem pokraką, co chwilę się potykam, wszystko robię ślamazarnie, mój humor skacze, niczym dziecko na trampolinie i jestem totalnie niezrównoważona.<br />
– A może to co wymieniłaś to twoje atuty, hm? – Spojrzał na mnie pytająco.<br />
Zaczęłam się gorączkowo zastanawiać nad jego pytaniem i nad tym co powiedziałam.<br />
– Nie ma dwóch takich dziewczyn na świecie. Jesteś jedna jedyna. Jesteś wyjątkowa z tymi cechami jakie wymieniłaś. Dzięki nim roztaczasz wokół siebie aurę niewinności, ale i takiej pewności. Wydaje się, że wiesz czego chcesz, ale nie jesteś pewna. To takie kontrastujące i sprzeczne, ale może tak być.<br />
Aura? Wyjątkowa? Sprzeczności? On chyba mocno uderzył się w głowę.<br />
Westchnęłam. Przyznałam mu rację. Siedzieliśmy w milczeniu, nasłuchując śpiewu ptaków.S tykaliśmy się czołami.<br />
– Jaki jest twój sekret? – zapytał cicho.<br />
Chwilę myślałam nad jego pytaniem i tym co mu odpowiem.<br />
– Mam tatuaż. I nosiłam kiedyś okulary.<br />
– Co wytatuowałaś? – zapytał z uśmiechem oddalając się. Zeszłam z barierki, odwróciłam się tyłem, odgarnęłam włosy na prawe ramię. Na karku miałam wytatuowane:<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Music</i>. I do tego dwie złączone ćwierćnuty.</div>
– Fajne! –zachwycił się Jake. Wróciłam na miejsce. – A co z okularami?<br />
– Mam kontakty. Bo w okularach wyglądałam okropnie. Żadne mi nie pasują – wzruszyłam ramionami. – A teraz twój sekret.<br />
Jake podrapał się po karku.<br />
– Mój sekret, tak? – Przegryzł dolną wargę. – Nie mam jakoś specjalnie sekretów…<br />
– No dalej. Jakiś musisz mieć – zachęciłam go.<br />
– Kiedyś uprawiałem boks – rzucił beznamiętnie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- W takim razie mnie przebiłeś .Pamiętasz coś?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Trochę…<br />
- Pokażesz? – zapytałam ciekawa jego możliwości.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Kobiet nie biję – odparł. – Dobra, teraz ja mam pytanie. – Uśmiech powrócił mu na twarz.<br />
– Jakie?<br />
– Twoje marzenie – wyszczerzył się.<br />
– Nie mam marzeń – odparłam.<br />
– Musisz mieć. No coś czego pragniesz.<br />
Coś czego pragnę… O wiem.<br />
– Pójść na wszystkie możliwe koncerty. Każdego wykonawcy, jakiego słucham, a ich jest cała lista.<br />
– Niezłe, chociaż dosyć możliwe do zrealizowania.<br />
– Marzenia przecież są do zrealizowania. Nie są to rzeczy niemożliwe. Wystarczy chcieć i dążyć do ich spełnienia.<br />
– Jakieś jeszcze masz?<br />
– Porządnie się wyspać – wyszczerzyłam się. Jake roześmiał się tak, że omal nie spadł.<br />
– No każdy ma jakieś marzenia, nie? A twoje to niby jakie?<br />
– Poznać Tony’ego Hawka, chociaż pewnie to nazwisko nic ci nie mówi.<br />
– Coś mi się obiło o uszy. Pewnie jakiś skater, nie?<br />
– On jako pierwszy wykonał obrót o 900 stopni i poprawnie wylądował! – zachwycił się. Jego wzrok na chwilę stał się nieobecny. - Zrobił też 360 Varial McTwist. – To już totalnie nic mi nie mówiło.<br />
– Mhm.<br />
– No co? –zapytał szturchając mnie w ramie. Lekko, jednak mimo to spadłam na trawę. <br />
– Mój sekret numer trzy: mam słabą równowagę i koordynację ruchową – wycedziłam zbierając się z ziemi. Jake tymczasem śmiał się, jak głupi. Mocno go uderzyłam, tak że spadł, tyle że na deski tarasu knajpki. Mimo to ciągle się śmiał. – Wstawaj –mruknęłam kopiąc go w bok.<br />
– Ej! Leżącego się nie kopie – obruszył się. Nagle chwycił moją rękę i pociągnął mnie. Leżałam na nim. Podtrzymywałam się na wyprostowanych rękach, a Jake obejmował mnie w talii. Patrzył się na mnie tak, jak dziecko na wystawę pełną najpyszniejszych słodyczy. Jak mały chłopiec na upragniony samochodzik. Z takim rozmarzeniem i upragnieniem, jakbym była wszystkim czego chce. Jakby właśnie miał w ramionach cały świat.<br />
– Właśnie przy tobie spełniają się moje marzenia – wyszeptał. – Zawsze chciałem czuć się przy dziewczynie wolny, być przy niej sobą. Wydaje mi się, że doskonale mnie rozumiesz… – Zaczął gładzić mnie po ręce. – Przy tobie znacznie inaczej się czuję, niż przy Amy. Dla niej nic oprócz niej się nie liczyło. Uważała się za niewidomo jaką. A w tobie jest właśnie to fajne, że masz taką niską samoocenę, chociaż jakbyś stwierdziła, że jesteś ładna, świat by się nie zawalił.<br />
Pochyliłam się nad nim. Czułam jego oddech na swojej twarzy. Po chwili uległam i położyłam ię na jego torsie. Od muzyki mój słuch był już porządnie nadszarpnięty, jednak dosyć dobrze słyszałam miarowe i spokojne bicie serca Jake’a. To była najprawdziwsza i najmilsza muzyka dla moich uszu – bicie serca ukochanej osoby.<br />
<br />
– Mamo… - zaczęłam wchodząc do kuchni, gdzie moja mama przygotowywała kolację. Tata był w sklepie, więc wykorzystałam tą okazję. – Nie będziesz zła? – zapytałam.<br />
– Co się stało? – zapytała lekko zmartwiona. Nie przerywała mieszania w patelni.<br />
– Nie byłam dzisiaj w szkole – powiedziałam prędko. Wręcz wyrzuciłam to z siebie. Było mi lżej.<br />
– Jak to? Źle się czułaś? – Podeszła do mnie i przyłożyła mi dłoń do czoła.<br />
– Nie, nie przez to. Jake wyciągnął mnie na wagary… – mruknęłam gapiąc się w ziemię. Mama nie wróciła do poprzedniej czynności.<br />
– Ja też z tatą chodziłam na wagary. Więc całe szczęście, że nie miałaś dzisiaj żadnego sprawdzianu, a to już koniec roku.<br />
– Tylko niemów tacie, dobrze? – poprosiłam spoglądając na nią.<br />
Akurat wtedy wszedł tata. I chyba usłyszał pytanie, bo zapytał:<br />
– Co przede mną ukrywają moje kobiety? – Jak zwykle miał wielki uśmiech na twarzy. Na blacie postawił zakupy.<br />
– Dee poszła na wagary. Z Jake’m – powiedziała spokojnie moja mama. Zaczęła mieszać jedzenie na patelni.<br />
– No to ma szlaban ma miesiąc, bo się przyznała sama. Tak?<br />
– T-tak –wydukałam. Wiedziałam, że tak będzie. – A szlaban na co? Komórka, laptop, wyjścia, konsola, telewizja, lodówka, żelki?<br />
– Dee, ja żartuję. Ja też z mamą chodziłem na wagary. Mam dzisiaj dobry humor, więc nic się nie dzieje. – Tata podszedł do mnie i mnie przytulił. – Kupiłem ci twojeu lubione żelki.<br />
– Żelki! –krzyknęłam i wyrwałam się z objęć taty. Zaczęłam przeszukiwać reklamówkę, tak łapczywie, że ją potargałam. – Żelki! – powtórzyłam, gdy je znalazłam.<br />
– Ale zjedz po kolacji – nakazała mama zabierając mi opakowanie.<br />
– Żelki! – krzyknęłam z rozpaczą. Wyciągnęłam rękę do góry, by sięgnąć paczki ukochanych żelek.<br />
Mama pokręciła przecząco głową.<br />
– Foch! –Poszłam do swojego pokoju. Pora załatwić sobie lekcje za dzisiaj.<br />
Basiahttp://www.blogger.com/profile/15625343881239709730noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-645991511996035323.post-49964011157456535672013-04-02T03:44:00.001-07:002013-04-02T11:43:50.315-07:00Rozdział piąty - Przełom<br />
<span style="font-size: large;">S</span>potkałam się z Jakem jeszcze kilka razy. I to zazwyczaj w skate parku, gdzie nieustannie próbował mnie nauczyć jeździć na desce. Jednak jego deskorolka mnie nie lubiła – z resztą z wzajemnością – i nabiłam sobie kilka siniaków. I tak mi to różnicy wielkiej nie zrobiło, bo ciągle chodzę poobijana.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dasz radę. Dobrze ci idzie – powtarzał jak mantrę, gdy jakiś cudem odepchnęłam się na deskorolce i udało mi się nie wyrżnąć. Jake jak zawsze stał obok mnie i asekurował mnie by w razie czego złapać mnie i uratować.<br />
Właśnie stałam na desce i Jake trzymał mnie, bo przed chwilą byłam bliska wywalenia się.<br />
– Zerwałem z Amy – wypalił.<br />
– Aaa. Em… – Nie wiedziałam co powiedzieć. Ucieszyło mnie to, ale przecież nie zacznę skakać z radości, bo zerwał ze swoją dziewczyną.<br />
– Nie cieszysz się? – zapytał.<br />
– Zależy jak na to patrzeć…<br />
– Dee – chwycił moje ręce. –Zerwałem z nią dla ciebie.<br />
Zaczęłam chwiać się na desce, więc on automatycznie inaczej mnie chwycił. Utkwiliśmy w jakieś dziwnej pozie. Uznałam, że bezpieczniej będzie, jak zejdę z deskorolki. Usiedliśmy na ławce.<br />
– Jake, bo ja… Ja nie wiem czy jestem warta tego, żebyś zrywał ze swoją dziewczyną, którą kochasz. Nie jestem ani ładna, ani szczególnie mądra.<br />
Czułam, że się pogrążam.<br />
A on zamiast przyznać mi rację lub chociażby wyśmiać po prostu mnie pocałował. I to jak! Całował z takim uczuciem, tak gorąco. Motyle w moim brzuchu zaczęły się szamotać. Nie byłam bardzo obeznana w sprawach damsko-męskich. Miałam kiedyś kilku chłopaków, ale to były bardziej przelotne znajomości.<br />
– Uwierz mi jesteś warta. Jej po prostu już nie kocham. I to od dłuższego czasu.<br />
Moje policzki znów zmieniły barwę na czerwoną.<br />
– Chodźmy się przejść –zaproponował. Wstałam, on również. Wziął w rękę deskorolkę i ruszyliśmy w kierunku plaży.<br />
Na plaży napotkaliśmy Amy i jej świtę równie sztucznych i plastikowych koleżanek jak ona sama. Gdy zobaczyła mnie z Jakem i to trzymających się za rękę zagotowało się w niej. Od razu podeszła do nas.<br />
– Kogo ja tu widzę. Jakaś małolata zajęła moje miejsce u twojego boku, Jake – powiedziała słodkim głosem. Miałam ochotę się wyrzygać.<br />
– Może nie małolata co? – zapytałam.<br />
Ta zmierzyła mnie wzrokiem, jakby kalkulowała, która z nas jest ładniejsza. Może lepiej niech kalkuluje, która z nas ma mniej tapety na mordzie?<br />
– Mam drobną uwagę dla ciebie. Zwracaj się do mnie per pani. Jestem znacznie starsza od ciebie i pragnę szacunku – powiedziała ostro.<br />
Tym razem ja zmierzyłam ją wzrokiem. No fakt, wyglądała na starszą. Albo ten fluid i solarium tak ją postarzały.<br />
– Co jeszcze?<br />
– Co jeszcze? – powtórzyła. –Jeszcze odpierdol się od Jake’a. On jeszcze do mnie wróci.<br />
Poczułam się, jakby ktoś właśnie kopał pode mną dół, w którym się zapadałam. Próbowałam zachować godność. Szkoda tylko, że Jake milczał.<br />
– Coś mi się nie wydaje, żeby chciał wrócić.<br />
– Pożyjemy zobaczymy. Ty i tak mu nie dasz tego co ja.<br />
Zaczęłam zastanawiać się nad jej słowami. Jedyne co przychodziło mi do głowy to to, że ona mu się oddawała.<br />
– Skąd wiesz? Nawet mnie nie znasz.<br />
– Jesteś tylko gówniarą jak dla mnie.<br />
– Ej tylko bez wyzwisk! – odezwał się Jake. Szkoda, że nareszcie!<br />
– Bo co? – zapytała robiąc krok do przodu.<br />
– Bo tak ci przypierdolę, że ci ta tapeta z mordy odleci – powiedziałam.<br />
– Taka młoda, a taka wulgarna…- powiedziała spokojnie. – Coś ci powiedziałam. Masz się odnosić do mnie z szacunkiem, dziwko – dodała głosem pełnym jadu. Na jej ostatnie słowo we mnie się zagotowało. Wyrwałam dłoń z uścisku Jake’a i podeszłam do niej.<br />
– Mnie się przesłyszało prawda? –spytałam z ironią.<br />
– Nie czemu? Jak dla mnie jesteś dziwką. Mogę znaleźć jeszcze kilka innych określeń.<br />
– Ty, słoneczko, nie wiesz kto to dziwka. Ale uświadomię cię, że ja nią nie jestem. Może ty tak i któraś z twoich koleżanek. Ale nie ja. I nie pozwolę mówić tak o sobie. Zapamiętaj to sobie, bo inaczej porozmawiamy inaczej.<br />
– Niby jak?<br />
– Hmm… No nie wiem. – Podniosłam rękę w celu zamachnięcia się, ale ktoś ją chwycił. Liczyłam, że to Amy, ale jej ręce były splecione pod biustem. Jake. –Puść – wysyczałam. – Muszę jej przywalić.<br />
Jake puścił moją rękę, ale zanim zdążyłam się zamachnąć, on odsunął mnie od niej.<br />
– My już pójdziemy. Cześć –powiedział. Objął mnie mocno i ruszyliśmy przed siebie.<br />
– Jake, cholera! Ja nie pozwolę sobie jej tak traktować. Zasłużyła na to!<br />
– Destiny… – zaczął.<br />
Ze świstem wypuściłam z siebie powietrze. Nie lubię, jak ktoś tak mówi.<br />
– Posłuchaj. To, że byś jej przywaliła nic by nie dało. Ewentualnie byś jej coś złamała, albo by miała siniaka, co by ją bardziej wkurzyło. Ignoruj ją, ok? Może czasem się wciąć w nasz związek, ale nie zwracaj na nią uwagi. Ona musi się pogodzić z tym, że ją zostawiłem. Przepraszam za nią, że cię tak nazwała, ale ona tak ma.<br />
Czy on powiedział „nasz związek”? To znaczy, że co…? Że jesteśmy… pa-pa-parą?!<br />
Doszliśmy na dzielnicę, gdzie mieszkał Jake. Po obu stronach ulicy ciągnęły się rzędy domków jednorodzinnych zabudowie szeregowej. Każdy budynek miał dwa piętra, garaż i za domem zapewne ogródek. Weszliśmy do ostatniego domku po lewej stronie.<br />
– Mamo, to ja! – powiedział Jake, zamykając za mną drzwi, w których przepuścił mnie pierwszą. Hol był jasny, pachniało w nim kwiatami. Po chwili przyszła do nas szczupła, średniego wzrostu kobieta i miłym uśmiechem. Miała długie, ładnie falowane włosy w barwie miodu i brązowe oczy.<br />
– Ty pewnie jesteś Destiny –powiedziała, pochodząc do mnie. Uścisnęłyśmy sobie dłonie. – Jesteś jeszcze bardziej ładniejsza niż wyobrażałam sobie, gdy opowiadał mi o tobie Jake –przyznała.<br />
Chciałam zapaść się pod ziemię.<br />
– Napijesz się czegoś? A może jesteś głodna? – zapytała z typową matczyną troską.<br />
– W sumie… – mruknęłam cicho. Byłam trochę głodna. Od lunchu nic nie jadłam.<br />
– Zaraz i tak będzie obiad –stwierdziła i poszła zapewne do kuchni.<br />
– Tak, to moja mama – przyznał. Chwycił moją rękę. – Pokażę ci swój pokój – powiedział i poszliśmy w stronę schodów. Weszliśmy na pierwsze piętro. – To nie tutaj – odparł, gdy się zatrzymałam. Wspięliśmy się na poddasze. – To tutaj.<br />
Rozejrzałam się. Były trzy pary drzwi. Jedne na wprost mnie, a pozostałe po prawej i lewej.<br />
– Tam na wprost to mój pokój. Tam łazienka – wskazał na drzwi po lewej. – A tam coś jakby sala prób. Ćwiczymy tutaj często z chłopakami. Co chcesz pierwsze zobaczyć?<br />
– Twój pokój – powiedziałam. Poszliśmy na wprost.<br />
– Tylko mam mały bałagan – ostrzegł. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka.<br />
Pokój miał klimat. Ściana przy łóżku była pokryta fototapetą, która przedstawiała most Golden Gate nocą. Druga była cała w cegłówkach i było na niej mnóstwo znaków drogowych, tabliczek informacyjnych i różnych napisów. Przy oknie stało biurko. Tuż obok szafa. Oczywiście podłoga była tu najniższą półką i po niej walały się ubrania, śmieci i inne takie.<br />
– Fajnie tu masz. <br />
Chłopak pociągnął mnie w stronę łóżka. Było starannie zaścielone, co totalnie nie pasowało do tego pokoju. Panował w nim rozgardiasz, a tu nagle czystość.<br />
Jake zajął miejsce na łóżku, które lekko zaskrzypiało. Usiadłam mu na kolanach, a nogi splotłam za nim. Objął mnie w talii, a ja położyłam mu dłonie na ramionach. Uśmiechał się figlarnie. W jego orzechowych oczach tańczyły iskierki. Delikatnie zmierzwiłam dłonią jego włosy, burząc tym samym jego fryzurę. Uśmiechnął się złowieszczo. Zdjął gumkę z moich włosów.<br />
– Ej! – zaśmiałam się.<br />
– Ty możesz, to ja też – wytknął język.<br />
– Bo cię zaraz w niego ugryzę – zagroziłam.<br />
– Taka jesteś pewna? – zapytał i przybliżył się do mnie. Delikatnie przegryzł moją dolną wargę, po czym pocałował mnie. Tak namiętnie. Tak na serio. Mój organizm ciągle nie umiał przyzwyczaić się do jego pocałunków. Robił to w tak cudowny sposób… Moje serce waliło z zawrotną prędkością, w brzuchu latały motyle, a w głowie miałam totalną pustkę. Rozpływałam się.<br />
Gdy chciał przestać mnie całować, kurczowo mocniej objęłam go, nie pozwalając mu na oddalenie się ode mnie. Poczułam jak się uśmiecha. Wsunął mi swój język do ust, a mój od razu się z nim splótł. Jego jedna dłoń zaczęła śledzić linię wzdłuż mojego kręgosłupa wywołując tym przyjemne dreszcze.<br />
– I co? Jakoś ci nie wyszło – zachichotał.<br />
– Bo po prostu… Bosko całujesz –wypaliłam. No pięknie.<br />
Jake uśmiechnął się szeroko i zabawnie poruszał brwiami. On jest dobry w te gierki. Miał pewnie już niejedną dziewczynę, więc milion takich i innych doświadczeń za sobą.<br />
– Gdybyś mogła przeczytać moje myśli sprzed dwóch minut… – powiedział cicho.<br />
– Co rozbierałeś mnie w myślach? –zażartowałam. Ostatnio przebywanie w jego obecności przychodziło mi zbyt łatwo. Za swobodnie czułam się w jego towarzystwie. Zaczęłam na wiele sobie pozwalać.<br />
– A żebyś wiedziała – powiedział i cmoknął mnie w usta. Znów motyle zawirowały, serce zaczęło szybciej bić. Jestem ciekawa kiedy się do tego przyzwyczaję. Wychodzi na to, że jestem jego… dziewczyną.<br />
Ja, Dee jestem dziewczyną samego Jake’a! Największego ciacha w mojej szkole, o którym marzy ¾ lasek w mojej szkole. Czad.<br />
Dłonie Jake’a powędrowały w górę i spoczęły idealnie na moich łopatkach. Ciągle się uśmiechał, jednak jego uśmiech co chwila ulegał zmianie. Z zabójczego na subtelny, z łobuzerskiego na figlarny… Chwilami trudno było za nim nadążyć.<br />
Zorientowałam się, że się odchylam do tyłu. Po chwili wręcz leżałam na kolanach Jake’a. On tylko szaleńczo się uśmiechał. Dla żartu rozsunął swoje kolana i gdyby nie jego ręce, które ciągle mnie trzymały spadłabym na podłogę. Gdy na powrót złączył nogi pochylił się nade mną. Wwiercił swój wzrok ze mnie, jakby zastanawiał się nad tym, o czym myślę. Subtelnie musnął wargami moją szyję. Następnie nieco wyżej. Delikatnie przegryzł płatek mojego ucha. Jego usta znalazły się jeszcze na zakrzywieniu mojej żuchwy, policzkach, czole i w końcu znów na ustach.<br />
Ktoś zapukał. Jake odsunął się ode mnie, ale nie przywrócił mnie do pionu.<br />
– Tak? – zapytał głośno. Do pokoju weszła jego mama. Ciekawe, co sobie pomyśli…<br />
– Obiad zaraz będzie – oznajmiła spokojnym głosem.<br />
– Okej, zaraz zejdziemy – mruknął. Jego mama uśmiechnęła się ciepło po czym zaraz wyszła. Po chwili oboje wybuchliśmy śmiechem. – Z czego się śmiejemy? – zapytał.<br />
– Nie wiem. Ciekawe co twoja mama sobie teraz pomyślała.<br />
– Pewnie nic. Nie przejmuj się nią.<br />
<br />
– Jake zostań na chwilę – poprosiła jego mama, po skończonym obiedzie.<br />
– Po co? Nie może to zaczekać? –zapytał zniecierpliwiony.<br />
– To zajmie tylko minutę.<br />
– Aż minutę – powtórzył wkurzony.<br />
– Poczekam na górze – powiedziałam spokojnie. Odeszłam od stołu i skierowałam się w stronę schodów. Moja ciekawość wzięła górę. Weszłam tylko na pierwszy stopień.<br />
– Jake, widzę, że ty i Dee to coś poważniejszego. Ale zastanowiłeś się nad tym dobrze? Wiesz co może się stać.<br />
O co chodzi? Co może się stać?<br />
– Mamo… – zaczął znudzony. – Uwierz mi zastanawiałem. Ale nie mam ochoty być zabawką Amy. Ona najnormalniej w życiu mnie wykorzystywała. Z Dee jest inaczej. Przy niej czuję się szczęśliwy. Będę uważał. Na siebie. Na nią.<br />
– Moje zdanie poznałeś. Tylko żebyś potem nie żałował.<br />
Szybko weszłam po schodach na górę i wpadłam do pokoju Jake’a. Jak gdyby nigdy nic usiadłam na łóżku. W głowie miałam mętlik.<br />
Co się może stać? O co chodzi? Te pytania obijały mi się o czaszkę. Westchnęłam i położyłam się.<br />
Po chwili do pokoju wszedł Jake. Uśmiechał się znów, ale oczy go zdradzały. Nie był już tak szczęśliwy jak przed obiadem.<br />
<br />
Staliśmy pod moją klatką i nie mogliśmy się rozstać.<br />
– Zaraz moi rodzice tu będą –powiedziałam smutno.<br />
– Przydałoby się sprostować, że chyba jestem dla ciebie kimś innym niż kolegą – odparł uśmiechając się cwaniacko.<br />
– Jake… Tak nagle? Dopiero co im wmawiałam, że jesteś <i>tylko</i> kolegą, a już mam mówić, że jednak nie?<br />
– W sumie to sami się zorientują, gdy rzadziej zaczniesz przebywać w domu i często będę przychodził po ciebie.<br />
– No właśnie.<br />
Uśmiechnęłam się. Na ulicy dojrzałam samochód rodziców. No to przyjechali. Wspięłam się na palce i ostatni raz na dzisiaj posmakowałam ust Jake’a.<br />
– Cześć. – Chciałam odejść, jednak on nie rozplótł naszych palców.<br />
– Czekaj jeszcze – powiedział. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił. W jego ramionach świat wydawał się nieważny. Liczyło się tylko to, że słyszałam bicie jego serca.<br />
– Moi rodzice już przyjechali. Widzimy się jutro w szkole. Cześć.<br />
– Przyjadę po ciebie. Cześć.<br />
<br />
Weszłam do domu.<br />
– Czeeść! – krzyknęłam. Zdjęłam trampki i poszłam do kuchni. Pod nosem nuciłam piosenkę.<br />
– A ty co taka zadowolona? –zapytała mama. Jej i tacie dałam buziaka w policzek.<br />
– A tak jakoś. Co na obiad? Bo ja to bym zjadła… – zaczęłam główkować. – Może… Pizza? Spaghetti?<br />
Tata podszedł do mnie i przyłoży łdłoń do czoła. Gdy tylko ją zabrał poprawiłam grzywkę.<br />
– Gorączki nie masz. Dobrze się czujesz? – zapytał. Moja mama dusiła w sobie śmiech.<br />
– Tak. A nawet ci powiem, że bardzo dobrze! – Wyszczerzyłam się. – No to co na obiad? W zasadzie to nie jestem głodna. Jadłam u Jake’a. Idę odrobić lekcje. Pa! – Poszłam do swojego pokoju. Włączyłam laptopa i muzyką. Na cały regulator. <i>What makes you beautiful</i> One direction. Mieli świetne piosenki. Wyjęłam z torby zeszyt i usiłowałam skupić się na zadaniu z historii, ale Jake siedział mi w głowie. Ciągle i ciągle. I ciągle nie umiałam wyrzucić go zmyśli.<br />
– Czyli zero nauki na dziś, Dee –powiedziałam sama do siebie. Sprawdziłam, czy da się jeszcze głośniej włączyć muzykę. Nie dało się. Położyłam się na łóżku. Zamknęłam oczy i ujrzałam Jake’a. Jak zwykle wyglądał bosko. Te jego włosy, orzechowe roześmiane oczy, łobuzerski uśmiech… Oto co sprawia, że się w nim zakochałam.<br />
Basiahttp://www.blogger.com/profile/15625343881239709730noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-645991511996035323.post-13782124040467701612013-04-02T03:43:00.000-07:002013-04-02T11:21:31.128-07:00Rozdział czwarty - Ładna<br />
<span style="font-size: large;">R</span>ano zaraz po przebudzeniu poczułam cudowny zapach. Zaczęłam zastanawiać się skąd dobiega ta niebiańska woń. Otworzyłam oczy, podniosłam się i uświadomiłam sobie kilka rzeczy. Pierwsza to to, że spałam w ubraniu. Druga, że mam na sobie bluzę Jake’a. Tak i jak tylko sobie to uświadomiłam wróciły wspomnienia z wczorajszego dnia. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zaczęłam szukać swojej komórki. Gdy ją znalazłam zastałam kilka nieprzeczytanych wiadomości. Dwie od Caroline, jedna od Martina i jedna od Jake’a. Uznałam, że najpierw przeczytam tą od swojej przyjaciółki. Pisała – rzecz jasna – o to jak było na randce, a w drugim SMS’ie, że życzy mi „kolorowych i Jake’owych” snów. Kolejna wiadomość była od Martina. Pytał co u mnie i życzył mi – jak zwykle – miłego dnia. I na końcu przeczytałam wiadomość od Jake’a.<br />
<div style="text-align: center;">
„Cześć. Dzisiaj było genialnie. Dzięki za fajne popołudnie i wieczór. Koniecznie musimy to powtórzyć. Jak Jakie? Dobranoc! ;*”</div>
Tą wiadomość musiałam czytać kilka razy, by jej słowa i sens dotarły do mnie. Natychmiast mu odpisałam, że z Jakie’m wszystko dobrze, i że jestem za tym by znów się spotkać. Odpisałam jeszcze pozostałym.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zdjęłam bluzę od Jake’a, choć zrobiłam to z niemal bólem serca. Pachniała tak nim… Jego zapachem. Przyłożyłam ją sobie do twarzy i zaciągnęłam się jej zapachem, po czym ładnie ją złożyłam i położyłam na łóżku.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po obiedzie razem z rodzicami zabraliśmy Jakie’go do weterynarza. Okazało się, że był w zasadzie zdrowy, tylko ma niedowagę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wystarczy mu dużo karmy dla juniorków, a za miesiąc psiak będzie ważył co najmniej dwa razy tyle co teraz –przyznał lekarz z uśmiechem oddając mi Jakie’go.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pocieszeni tą informacją wróciliśmy do domu, by zostawić w nim nasze maleństwo i pojechać do sklepu, żeby kupić mu nieco akcesoriów. Zaopatrzyliśmy się – a raczej jego – w smycz, obrożę przeciw pchłom, miski, zabawki i cały zapas jedzenia, rzecz jasna dla juniorków z dużą ilością mleka. Gdy wróciliśmy Jakie zjadł i wraz z rodzicami zabraliśmy go na spacer. Mały nie był przyzwyczajony do chodzenia na smyczy, więc musiałam z nim biegać, co niezbyt mi się uśmiechało.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jakie wraz z Frankie’m świetnie się dogadywali, jeśli tak można to nazwać. Nie warczeli, ani nie syczeli na siebie. Gonili się po domu, bawili się razem i obaj często przesiadywali na balkonie oglądając mewy, które przelatywały nad ich łebkami.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Następnego dnia idąc do szkoły słuchałam Forever young One direction. Szłam jak zwykle niezwykle wolno, bo miałam mnóstwo czasu. Nagle usłyszałam ryk silnika motoru. Odwróciłam się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jakiś debil wjechał swoim motocrossem na chodnik. Zatrzymał się tuż obok mnie. Zdjął kask i tym debilem okazał się Jake. Automatycznie się uśmiechnęłam i moje serce zaczęło bić pięć razy szybciej. Po prawiłwłosy robiąc – jak zwykle – hairflip. Zszedł z motoru, postawił go na nóżce i podszedł do mnie. Wyjęłam słuchawki z uszu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Cześć. Podrzucić cię? – spytał podchodząc do mnie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Hej. Znaczy nie mam już daleko, ale czemu nie – odparłam. Jake podał mi kask. Wzięłam go od niego i podeszliśmy do motoru. Wsiedliśmy na niego, włożyłam kask i objęłam Jake’a w pasie. Po chwili ruszyliśmy. Jechaliśmy z zawrotną prędkością. I dosyć długo. Do szkoły mieliśmy przecież nawet nie dwie minuty, a jechaliśmy już dobre dziesięć. Nie wiedziałam co jest grane. A niech się dzieje co ma się dziać i tyle, pomyślałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zorientowałam się, że po prostu pojechaliśmy okrężną drogą. Jake’owi zachciało się szpanować. Gdy motor się zatrzymał zeszłam z niego. Zdjęłam kask i oddałam go jego właścicielowi.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dzięki – powiedziałam. Było miło jechać niemalże wtuloną w niego mijając z zawrotną prędkością ulice San Francisco.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Spoko – odparł uśmiechając się słodko. – Co dzisiaj robisz?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zamyśliłam się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- W sumie to jeszcze nie wiem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wpadniesz może do skate parku? Popołudniu?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie umiem jeździć na desce?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nikt ci nie każe jeździć –zachichotał. – To wpadniesz?<br />
- Zobaczę jeszcze – mruknęłam, poczym zadzwonił dzwonek. – Cześć.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Cześć – odpowiedział. Ruszyłam w stronę szkoły. Nie miałam ochoty siedzieć w ławce przez kilka godzin. Wiele bym oddała by jeszcze pojeździć z Jake’iem na motorze. <br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Popołudniu zdecydowałam, że przejdę się do skate parku. Nie miałam nic do roboty, a książki nie chciało mi się czytać. Miałam niezmiernie wielką ochotę zobaczenia Jake’a.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wybrałam swoje Nike, wzięłam torbę do której wrzuciłam książkę i czarne Ray-bany. Z uśmiechem na twarzy wyszłam z domu. Szłam powoli w rytmach Not afraid Eminema. Skate park znajdował się trochę daleko od mojego domu. Po jakiś dobrych dziesięciu piosenkach dotarłam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Będąc już na prostej do skate parku, Jake zauważył mnie i podjechał do mnie na swojej deskorolce. Uśmiechał się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Przyszłaś – powiedział, zatrzymując się. Chwycił deskę w rękę. Jego orzechowe oczy przybrały barwę płynnego złota i pięknie się mieniły w promieniach słońca.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No tak. Nie miałam co robić.<br />
Podeszliśmy do miejsca, gdzie znajdowało się mnóstwo ramp. Na większość nawet bym się nie wdrapała, ani by mnie wołami nie wciągnięto. Podziwiam skaterów za ich odwagę. Nie dość, że bez oporów wchodzą na nie, to jeszcze robią na nich te wszystkie tricki i akrobacje. Ja bym tak nie umiała.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Poznajcie Destiny – przedstawił mnie Jake swoim kolegom.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dee – sprostowałam nieśmiało.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To twoja nowa dziewczyna? –spytał jeden z nich.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie – odpowiedział. Mogę dać sobie rękę uciąć, że bezgłośnie dodał: – Jeszcze.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wszyscy chłopacy zaczęli mi się po kolei przedstawiać. Za Chiny nie spamiętam ich imion. Usiadłam sobie na ławce obok reszty. Jake zaczął jeździć. Wyjęłam książkę z torby, jednak przez dłuższą chwilę obserwowałam poczynania bruneta. To co potrafił wyczyniać było godne mistrza. Te wszystkie obroty, skoki… Ja w życiu bym tak nie zrobiła. I tak uzdolniona w sporcie nie jestem i unikam go jak ognia. Momentami dech zapierało. Z podziwem obserwowałam jego poczynania.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie dość, że przystojny, podobno gra w kapeli to jeszcze świetnie jeździ na desce, pomyślałam. Czy on ma jakieś wady? Czy może jeszcze więcej zalet i umiejętności, o których ja mogę pomarzyć?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Otworzyłam książkę tam gdzie miałam zakładkę. Jednak co chwila szukałam wzrokiem Jake’a i to w niego się patrzyłam, a nie w zbiór literek na kartkach opasłego tomu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Gdy w końcu zmusiłam się doczytania Jake mi przeszkodził.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Może chcesz pojeździć? – zapytał.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ty chyba mnie nie lubisz –odparłam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jake nie wiedział o co mi chodzi.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No życzysz mi w sumie śmierci. Przecież ja, na tym kawałku sklejki i czterech kółkach, się zabiję.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chłopak się roześmiał.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie zabijesz się. No chodź.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Westchnęłam zamykając książkę. Położyłam ją obok siebie i podeszłam do bruneta.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wejdź na deskę – zaczął instruować mnie. Zaczęłam patrzeć się w deskorolkę jak krowa na malowane wrota.– Ziemia do Dee! Ona cię nie ugryzie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tylko połknie w całości. Ech…<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Postawiłam najpierw jedną nogę .Po chwili drugą. Zaczęłam się chwiać. Jake złapał mnie za ręce.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Spokojnie. Wyluzuj – mówił, uśmiechając się. Tak, patrząc w jego oczy się wyluzuję, pomyślałam. I się zabiję. – No teraz się odwróć do przodu… Dobrze. A teraz jedną nogą się odepchnij.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ty mnie serio nie lubisz! – Teatralnie się oburzyłam, na co on tylko się zaśmiał. Znów tak słodko. Chciałam odepchnąć się lewą nogą i to ją postawiłam na ziemi. <br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie tą. Prawą będzie ci łatwiej.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zamieniłam nogi. Deskorolka zaczęła się chwiać. Odepchnęłam się lekko. Ale deskorolka zamiast jechać tam gdzie ja chciałam cofnęła się. Gdyby nie Jake już bym nie żyła. Wylądowałam w jego ramionach. Znów się zaśmiał. I pół skate parku, też.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Mówiłam ci, że się zabiję.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Deskorolka jeszcze nikogo nie zabiła – stwierdził. Wyswobodziłam się z jego objęcia, w którym było mi zbyt dobrze.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Byłabym pierwsza – odparłam. –Cóż za zaszczyt –dodałam sarkastycznie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No to może bmx? – zaproponował.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Przejechać się mogę –powiedziałam uśmiechając się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No to poczekaj. Pożyczę odkogoś.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ale jakby co za ewentualne szkody materialne nie ponoszę konsekwencji! – krzyknęłam za nim. Po chwili podjechał do mnie na niebieskofioletowym bmx’ie. Zszedł z niego i zajęłam jego miejsce.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No to jedź – odparł. Posłuchałam jego słów i pojechałam. Zrobiłam rundkę wokół skate parku i wróciłam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Już? – spytał zdziwiony.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A myślałeś, że co? Pojadę i nie wrócę?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No coś w ten deseń – odparł. –To co teraz? Deska cię nie lubi, na bmx’ie jeździć nie chcesz…<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To ty sobie może poćwicz jeszcze trochę, co? Ja tam sobie usiądę i tyle.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nudzisz się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie, czemu? Mam co i kogo podziwiać.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Za te „kogo” miałam ochotę się zabić. Albo chociaż zapaść pod ziemię.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ok. To ja chwilę pojeżdżę i się przejdziemy, ok?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Spoko – powiedziałam i wróciłam na swoje miejsce. Chwyciłam książkę. Jake patrzył na mnie. Zrobił hairflip. – No idź robić te swoje cuda na kiju!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No już, już – mruknął. Wsiadł na bmx i pojechał na rampę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Patrząc na jego poczynania uśmiechałam się. Fajny z niego byłby chłopak, pomyślałam w którymś momencie. Prędko pozbyłam się tej myśli. Nie, ja z nim nie będę. Takie ciacho jak Jake z taką kaleką jak ja? To wbrew prawom natury. Poza tym on już ma dziewczynę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>No, ale chyba jej nie kocha. Słyszałaś w jaki sposób mówił jej: „Ja ciebie też”, powiedziało Serce.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>No, ale i tak ją ma, uparcie bronił swego Rozum.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Cisza!, krzyknęłam wewnątrz siebie.<br />
Westchnęłam i zaczęłam czytać. Tylko za cholerę nie umiałam się skupić. Moje myśli nieustannie krążyły wokół Jake’a. W końcu się poddałam. Schowałam książkę i patrzyłam jak jeździ i robi tricki. Czekałam aż podjedzie i oznajmi, że możemy już iść. Chyba po jakiś trzydziestu minutach moje pragnienie się spełniło.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Straciłem rachubę czasu –odparł. – Sorki. Idziemy?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Spoko. Możemy – odpowiedziałam. Pozbierałam się i podeszłam do niego.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Cześć! – krzyknął w stronę chłopaków.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Cześć – mruknęłam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Odkrzyknęli pożegnanie i ku mojej uciesze ruszyliśmy. Przechadzaliśmy się ścieżkami parku. Rozmawialiśmy. Śmialiśmy się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Park cały tonął w różnych odcieniach zieleni. Słońce ledwo co przedzierało się przez gęste korony drzew. W powietrzu unosił się tlen w najczystszej postaci. Bez żadnych szkodliwych substancji. Tylko tu dało się swobodnie oddychać.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Usiedliśmy na trawie. Koło nas biegały dzieci śmiejąc się przy tym. Były takie beztroskie. Jednak ja nie zwracałam na nie większej uwagi. Wolałam patrzeć się na Jake’a. W jego orzechowe czy, w jego łobuzerski uśmiech. I zatracać się w tym, wiedząc, że on nigdy nie będzie mój.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zrobiliśmy sobie kilka zabawnych zdjęć. Nagle – ni stąd, ni zowąd – złapałam doła. Dobiłam się myślą, że nigdy z Jake’m nie będę. Nie jestem przecież dziewczyną dla niego. Jednak on jak nazłość to zauważył.<br />
- Ej, co jest? – spytał.<br />
- Nie nic – mruknęłam i uśmiechnęłam się sztucznie.<br />
- Widzę, że coś jest nie tak. Łatwo cię przejrzeć.<br />
Spojrzałam na zegarek. Chociaż on był dla mnie deską ratunku. Była szósta, a o siódmej muszę być w domu.<br />
- Naprawdę nic, tylko ja muszę już iść – odparłam pośpiesznie. Wstałam.<br />
- Tak wcześnie? Dopiero co tu przyszliśmy.<br />
Też wstał i wziął deskę w rękę.Zaczęłam iść, a on obok mnie. Jak kurde pies przewodnik. Nie potrzebuję go.Sama sobie poradzę.<br />
- Muszę być o siódmej w domu. Mam kolację – burknęłam.<br />
- A. No spoko. Chodźmy.Odprowadzę cię.<br />
Idź, debilu, do domu. Masz chyba własny!, myślałam. Chciałam się uwolnić od niego. Nie miałam ochoty oglądać go. I tak w życiu mój nie będzie. W zasadzie po cholerę się ze mną spotyka? No tak. Jak każdy chce mi narobić nadziei. Chyba na serio mam napisane na czole: Jasne, pobaw się moimi uczuciami. Jakoś sobie potem poradzę.<br />
<br />
- No to cześć – powiedziałam i poszłam w stronę klatki.<br />
- Czekaj! –krzyknął za mną Jake, ale ja go nie słuchałam. Wyjęłam klucze z torby. Mając je już w dłoni, brunet szarpnął moją rękę, klucze wypadły, a ja odwróciłam się. – No to cześć, mnie nie zadowala – mruknął uśmiechając się. Pochylił się lekko i musnął moje usta. Najpierw delikatnie, apotem wpił się w nie. Uwolnił tym samym stado motyli w moim brzuchu. Moje serce gwałtownie przyśpieszyło.<br />
– Jake! –krzyknęłam odrywając się od niego. – Nie rozbudzaj moich nadziei. Ty masz dziewczynę, więc ją całuj a nie mnie. <br />
Schyliłam się i wzięłam z ziemi klucze.<br />
– Tylko, że na niej mi już nie zależy – odparł. – Cześć, Dee.<br />
Odszedł, aja jeszcze dłuższą chwilę stałam tam. W mojej głowie echem odbijały się jego słowa: Tylko, że na niej mi już nie zależy.<br />
<br />
Był wtedy poniedziałek. Od tego czasu popadłam w coś na kształt depresji. Niebo chyba też, bo ciągle padało, a to na litość boską był czerwiec – miesiąc, gdy nigdy nie pada.<br />
W moim pokoju panował mrok. Okna były zasłonięte ciemnymi zasłonami. Ja siedziałam skulona w kącie łóżka i ryczałam w poduszkę. Powoli zaczynało mi łez brakować.<br />
W czwartek przyszły do mnie Caroline i Anna. Prawiły mi kazania.<br />
– Laska,ogarnij się! – powtarzała w kółko blondynka. Podeszła do okna i odsłoniła je.Na dworze – o dziwo – nie padało, a niebo zaczęło się przecierać.<br />
– Destiny, niech do ciebie cholera jasna dotrze, że Jake zakochał się w tobie. Chce zerwać z tą całą Amy.<br />
– Nie, na pewno coś ci się przesłyszało. Nie mógł zakochać się w kimś takim jak ja.<br />
– Destiny,chodź, coś ci pokażę – powiedziała Anna łapiąc moją rękę. Niechętnie wstałam złóżka. Zaprowadziła mnie do garderoby i kazała stanąć przed dużym lustrem.<br />
Prawdę mówiąc na chwilę obecną wyglądałam okropnie. Miałam rozmazany makijaż,podpuchnięte od płaczu oczy, totalny bałagan na głowie i brudny dres na sobie.<br />
– Co widzisz? – spytała Caroline.<br />
– Brzydką dziewczynę – mruknęłam.<br />
– No to chodź – powiedziała rudowłosa ciągnąc mnie ku wyjściu. Przeszłyśmy do łazienki.Tam zmyły mój makijaż i rozczesały włosy. Wróciłyśmy do garderoby, gdzie kazały mi się przebrać. Posłusznie wykonałam ich prośbę. Znów stanęłam przed lustrem.<br />
Dziewczyna w zwierciadle prezentowała się już znacznie lepiej. Jej włosy swobodnie opadały na ramiona kręcąc się przy tym lekko, oczy były jak zwykle duże i zielone. Była dosyć wysoka i nawet zgrabna, choć miała krągłości, całkiem zbędne.<br />
– Co sądzisz o <i>tej</i> dziewczynie w lustrze?<br />
– No… E…Ujdzie.<br />
– Nie, nie ujdzie, Dee – zaczęła mówić Caroline głosem nieznoszącym sprzeciwu. Stanęła pomiędzy mną a dziewczyną w lustrze. – Jesteś ładna. Podobasz się chłopakom. Myślisz, że nie słyszymy tego? Nie widzimy z Anną jak na ciebie patrzą? Poza tym wyrwałaś największe ciacho w szkole, nawet nie kiwnąwszy palcem. Sam w sumie ubiega się o ciebie. Więc zastanów się nad tym.<br />
Ja podobająca się chłopakom? Chłopcy gadający o mnie? Oglądający się za mną? Jake ubiegający się o mnie? Hm… Tego jeszcze w kinach nie grali.<br />
– Ale tonie może być prawda. Ja nie mogę podobać się chłopakom. To jakieś żarty…<br />
Odsunęłam się od lustra.<br />
– Destiny,do jasnej cholery. Taka jest prawda! Podobasz się chłopakom. David nie raz mi mówił, jak chłopacy o tobie gadają. Nie o mnie czy Annie. O tobie! Podoba im się twój styl, to jaka jesteś. Nie jesteś jak niektóre, co podczas lunchu malują sobie paznokcie albo przesiadują w kiblu poprawiając tapetę. Jesteś taka wyluzowana, lekko niezdarna, ale przez to urocza. Niech to do ciebie dotrze.<br />
Zauważyłam, że się uśmiecham.<br />
– Na serio,tak jest? – dopytywałam się nie dowierzając. Zbliżyłam się do lustra, a Caroline odsunęła się. Spojrzałam na swoje odbicie.<br />
Ładna byłam. Nie powalałam urodą, jak te dwie pozostałe dziewczyny obok mnie, ale byłam ładna. A gdy się uśmiechałam to jeszcze bardziej. Miałam fajny uśmiech. Wtedy w moich oczach pojawiają się iskierki. Co do figury, no to takiej jak moje przyjaciółki mieć nie będę… No, ale wszystkiego mieć nie można. Muszę zaakceptować to, że jestem taka jaka jestem.<br />
- I co? Ładna jesteś? – spytała Anna.<br />
- No chyba tak… – odparłam cicho.<br />
- Jaka jesteś?<br />
- Ładna.<br />
- Powiedz to głośno. Wierz w to.<br />
- Jestem ładna! – przyznałam w końcu. Bo jestem.<br />
<br />
Wieczorem, gdy dziewczyny już poszły zadzwoniłam do Jake’a. Odebrał znacznie szybciej niż się spodziewałam. Jakby tylko czekał, aż zadzwonię.<br />
- Cześć, nie przeszkadzam? –spytałam, gdy odebrał.<br />
- Cześć. Nie skąd – powiedział. Głos miał jakiś taki radosny.<br />
- Co robisz jutro wieczorem? – zapytałam prosto z mostu.<br />
- Skoro dzwonisz to masz jakąś propozycję. Zatem to co ty.<br />
Zaśmiałam się.<br />
- Czyli chcesz iść jutro wieczorem do klubu?<br />
- Jasne. Będę po ciebie o ósmej.<br />
- Ok. To do jutra.<br />
- Dobranoc, Dee.<br />
- Dobranoc.<br />
Rozłączyłam się. Tak! Spotykam się jutro z Jake’m. Wszystko idzie po mojej myśli. Tylko co ja ubiorę?! Szybko wybrałam numer do Caroline.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Skarbie, co mam ubrać, jak idę z Jake’m do klubu? – zapytałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dobry wieczór. Nie, nie przeszkadzasz. Jak u mnie? Dobrze.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ha ha. Bardzo śmieszne. No na serio nie wiem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wyluzuj. Jutro po szkole przyjdę do ciebie i coś wymyślimy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dzięki.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie ma za co. Opowiedz lepiej o czym rozmawiałaś z Jake’m.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No ja się spytałam, co jutro robi… On powiedział, że skoro dzwonię to mam propozycję, więc to co ja…<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dopiero teraz opowiadając naszą rozmowę Caroline dotarło do mnie, że jakby mu zależy. I że jest cholernie słodki.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No, więc jutro o ósmej ma przyjść po mnie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zazdroszczę ci. David w życiu czegoś takiego mi nie powiedział. Słodki jest.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No jest, jest. Tylko mi go nie podrywaj!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nawet nie mam zamiaru. Kocham Davida.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No dobra. To ja kończę. Do jutra, skarbie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Branoc.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Leżąc w łóżku rozmyślałam o tym wszystkim. O tym, że podobam się chłopakom, o tym, że oni gadają o mnie. O tym, że Jake chce zerwać z Amy dla mnie. I o tym, że wyszło na to – i przyznałam się sama przed sobą – że jestem ładna.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po szkole Caroline wraz z Anną przyszła do mnie. Weszły do mojej garderoby i zaczęły szukać różnych outfitów, które mogłabym ubrać na dzisiejszą randkę (nie, to nie jest randka!). Znalazły całe mnóstwo. Co jeden to groszy. Jednak na końcu na coś musiałam się zdecydować. Wybrałam najprostszy outfit, jaki tylko się dało. Czarne rurki, szarą luźną tunikę z asymetrycznym dekoltem i czarnymi napisami oraz białe Nike.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No to potem wyprostuj włosy i zepnij w kucyka – zaproponowała Anna.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No dobra.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ej musimy obgadać jeszcze imprezę na zakończenie roku szkolnego! – przypomniało się blondynce.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>I zaczęłyśmy dyskutować na ten temat. Caroline postanowiła zaprosić cały nasz rocznik. Myślałam, że zgłupiała, bo nas jest strasznie dużo. Ale Caroline ma ogromny dom – willę z jeszcze większym ogrodem, więc może sobie pozwolić na coś takiego. Zaplanowałyśmy, że zrobimy po prostu wydarzenie na facebook’u. Było to najprostszym rozwiązaniem. Raczej wszyscy mają konta na tym portalu, więc nie trzeba robić zaproszeń dla każdego z osobna. Zaplanowałyśmy co przygotujemy do jedzenia, picia i jaką playlistę… Uznałyśmy, że trzeba znaleźć najlepiej DJ’a. Miałyśmy całą masę planów, a zakończenie roku szkolnego już za dwa tygodnie. Musimy się sprężyć. Umówiłyśmy się, że za tydzień idziemy na wielkie zakupy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dziewczyny w sumie siedziały u mnie do późna. Zostały na kolacji, wyprostowały mi włosy, uczesały je. I przed wyjściem – co zrobiły w sumie dopiero za kwadrans ósma – życzyły mi udanej randki, za co chciałam je zabić.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Punkt ósma Jake się stawił. Uznałam, że zaproszę go do siebie, tylko na chwilę. Żeby rodzice w końcu go poznali. Miałam nadzieję, że nie zrobią mi zbyt wielkiej siary.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jak tylko Jake zadzwonił na domofon, czekałam przy drzwiach aż zapuka. Gdy to uczynił wręcz rzuciłam się by mu otworzyć. Przywitał mnie swoim słodkim uśmiechem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Cześć – powiedział.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Hej – odparłam. Zbliżył się do mnie i pocałował mnie w policzek. Czułam, że jestem bliska odpłynięcia. Wpuściłam go do środka. – Jake poznaj moich rodziców.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Cześć – przywitał się mój tata. Uścisnął sobie z Jake’m dłoń. – Dee non stop nam o tobie mówi – zażartował. Ale mnie to nie rozbawiło.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wcale nie! – zaprzeczyłam prędko.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jake zachichotał.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Miło panią poznać – powiedział brunet całując dłoń mojej mamy, co ją totalnie zbiło z tropu i onieśmieliło. No nie dziwmy się, mnie też by to onieśmieliło, jakbym była teraz na jej miejscu. Chyba pierwszy raz w życiu zobaczyłam, jak moja mama się rumieni. – Teraz już wiem po kim Dee odziedziczyła urodę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>To mnie zbiło z tropu. On na serio uważa, że jestem ładna. Albo podlizuje się moim rodzicom. Znaczy w sumie mojej mamie, która teraz jeszcze bardziej się zarumieniła.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Uśmiechnęła się i jak zwykle schowała pasmo swoich czarnych, prostych i krótkich włosów za ucho.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No to poznaliście się już, więc my idziemy – powiedziałam ratując sytuację. Wzięłam z sofy skórzaną kurtkę i torbę. – Cześć! – krzyknęłam kierując się ku drzwiom razem z Jake’m.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Odprowadzę Dee. Dobranoc –powiedział prędko. Zeszliśmy po schodach. Cały czas w głowie miałam jego tekst: Teraz już wiem po kim Dee odziedziczyła urodę.<br />
- Co to była za akcja przy rodzicach?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jaka niby? – spytał jakby nie wiedział o co mi chodzi.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No to jak się mojej mamie podlizywałeś. Z tym, że teraz wiesz po kim odziedziczyłam urodę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie podlizywałem się, to po pierwsze – powiedział chwytając moją dłoń. Moje serce zabiło szybciej. – Po drugie to prawda. Jesteś ładna. No i musiałaś to po kimś odziedziczyć – przyznał uśmiechając się i spoglądając na mnie. Powiedział, że jestem ł a d n a ! Myślałam, ze zaraz spadnę z tych schodów.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Klub do którego się udaliśmy znajdował się w centrum miasta. Muzykę słychać było już z daleka. W środku była jeszcze głośniejsza, czyli było to coś co zdecydowanie lubię. Niemal od razu weszliśmy na parkiet i tańczyliśmy do jednej z szybszych piosenek. Początkowo w sumie tylko nieśmiało kręciłam biodrami, jednak chwilę później Jake chwycił moją rękę i tańczyliśmy zapominając o wszystkim wokół. Okazał się nienajgorszym partnerem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ja swoje umiejętności taneczne zawdzięczałam rodzicom, którzy mnie nauczyli, gdy byłam jeszcze mała, a później już to w sumie systematycznie powtarzali, gdy byliśmy na wakacjach w knajpach czy u rodziny na urodzinach. Podobno taniec to też sport. Jednak w nim nie okazywałam się największą kaleką na świecie. Szło mi całkiem nieźle. Muzyka była czymś co lubię. Potrafię jej słuchać całymi dniami i nieśmiało poruszać się w jej rytmach. Chyba rodzice we mnie to zaszczepili. W domu niemal zawsze gra jakaś muzyka. Gdy gotujemy lub sprzątamy to słuchamy płyt. Ja jestem niemal maniaczką i bez niej nie umiem się obyć. Co nie robię – odrabiam lekcje, czytam, idę gdzieś – mam słuchawki w uszach i słucham muzyki. Inaczej się nie da.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tańczyliśmy do przeróżnych piosenek. I tych szybkich i tych wolnych. Szczególnie podobała mi się jedna, którą całe szczęście znałam. Była to piosenka Britney Spears <i>Everytime</i>. Podczas niej Jake pocałował mnie. Był to chyba nasz najlepszy pocałunek odkąd się znamy. Po prostu się rozpływałam. Nie potrzebowałam nic więcej oprócz jego ust, w tamtej chwili. Chciałam by trwała wiecznie, by piosenka się nie kończyła. By ten wieczór się nie kończył. Wiedziałam, ze teraz będę jej w kółko słuchać wspominając tą chwilę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Usiedliśmy przy naszym stoliku. Jake skoczył po coś do picia. Sprawdziłam godzinę. Była już dziesiąta. Ten czas tak szybko mijał. Nie miałam zamiaru wracać już do domu. Co to to nie. Mogę tu być aż do zamknięcia. Zobaczyłam, że Jake wraca z naszymi napojami. Dostrzegłam, że kilka dziewczyn obejrzało się za nimi. Tylko, że on nawet nie spojrzał na nie. Patrzył wprost na mnie. Tryumfowałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie byłam bardzo spragniona i dlatego też upiłam niewielki łyk ze swojej szklanki z coca-colą. Jake nie wiem dlaczego patrzył się na mnie, jak piję. Sam jeszcze nie tknął swojego napoju. <br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>– Czemu się tak patrzysz? – spytałam prosto z mostu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ładnie dzisiaj wyglądasz –przyznał.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Poczułam, że robię się czerwona. Zachichotał.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A z rumieńcem jeszcze ładniej.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Idziemy? – spytałam z innej beczki.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie wypiłaś jeszcze. Lepiej nie zostawiać szklanki bez opieki.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ty też – odparłam, na co on jednym haustem opróżnił naczynie z ciemnej cieczy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Już – powiedział uśmiechając się szeroko. – Teraz twoja kolej.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Upiłam małego łyka ze szklanki.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie chce mi się pić. Zostawię sobie na później – upierałam się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Uparta jesteś – przyznał.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Bywa – powiedziałam wstając. Zrezygnowany też podniósł się z siedzenia i poszliśmy znów na parkiet.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tańczyliśmy i tańczyliśmy. Miałam niewiarygodnie dużo siły. Normalnie już bym chciała wracać do domu. Ale miałam mnóstwo energii w sobie. Jakbym dopiero co wstała po długim śnie i była wypoczęta. Lub jakby ktoś mi wstrzyknął jakieś pobudzające prochy w żyły. Miałam ochotę tylko tańczyć i jeszcze ewentualnie (a może nie ewentualnie)całować się z Jake’m.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chce mi się pić – powiedziałam, wspinając się na palce, by dosięgnąć do ucha bruneta. Było tak głośno, że gdybym normalnie to powiedziała to by tego nie usłyszał. W odpowiedzi chwycił moją dłoń i poszliśmy do stolika. Wypiłam jednym haustem wszystko co było w szklance.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chcesz jeszcze? – spytał.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie. Chodźmy – powiedziałam na powrót wstając. Jake też to uczynił i poszliśmy na parkiet.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tym razem było jakoś inaczej. Byłam jakby znacznie odważniejsza i wyluzowana. Tańczyłam tak jak nigdy by mi to nie przyszło do głowy. Bywam szalona i spontaniczna, ale nie do tego stopnia. Jake był tym nieco zdziwiony, było to wymalowane na jego twarzy. Znacznie częściej nasze pocałunki wypływały z mojej inicjatywy, a on nie opierał się. Powoli traciłam kontakt ze światem. Co jakiś czas przed oczami miałam ciemne plamy. Chwiałam się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wracamy – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ale ja nie chcę wracać! –zaprotestowałam tupiąc nogą.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wracamy – powtórzył. Chwycił mocno moje przedramię i zaprowadził do stolika. Wziął moją kurtkę, ubrał mi ją i wyszliśmy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Na dworze uderzył mnie zimny podmuch wiatru. Jake objął mnie mocno w talii i bez słowa ruszyliśmy w stronę domu. Po drodze powieki zaczęły mi ciążyć i zaczynały bezwładnie odpadać. Resztkami sił broniłam się, by nie zasnąć. Gdyby nie silne objęcie Jake’a szłabym zataczając się i zapewne nie wróciłabym do domu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Gdzie masz klucze? – spytał w pewnym momencie. Zobaczyłam, że jesteśmy już pod moją klatką. Wyjęłam klucze z torby i podałam je Jake’owi. Otworzył drzwi i wprowadził mnie do środka. Przywołał windę. Nie miałam siły by się opierać, że wolę schody. Posłusznie do niej wsiadłam i wjechaliśmy na piąte piętro. Podeszliśmy do drzwi. Nie miałam już sił. Jake otworzył drzwi i weszliśmy do środka.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zaczynałam odpływać. Słyszałam jakieś strzępki rozmowy Jake’a z moją mamą. Chwilę później czułam, jak ktoś zdejmuje mi kurtkę, kładzie na łóżku, zdejmuje buty i przykrywa kołdrą.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W nocy się obudziłam. Miałam strasznie sucho w ustach. Wstałam, jednak zbyt szybko i zakręciło mi się w głowie. Odczekałam chwilę i poszłam do kuchni. Nalałam sobie do szklanki wody z kranu, którą szybko wypiłam i nalałam sobie jeszcze kilka razy. Nie przypominałam sobie, żebym piła tego wieczoru. Nic oprócz coca-coli. Żadnego alkoholu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dee? – usłyszałam jakiś męski głos dochodzący zza moich pleców. Ze strachu upuściłam szklankę, która z hukiem rozbiła się w zlewie. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Odwróciłam się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>To tylko Jake.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ale co on u licha robi u mnie w nocy?!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Co ty tu robisz? – spytałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Em… stoję? Twoja mama namówiła mnie, żebym został. Usłyszałem kroki i pomyślałem, że pewnie się obudziłaś –dodał podchodząc do mnie. – Lepiej się już czujesz? <br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No w sumie tak, ale strasznie mnie suszy…<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jakiś palant czegoś ci dosypał do coli. Mówiłem ci, że masz nie zostawiać pełnej szklanki.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No wiem… Ale nigdy mi się tonie zdarzyło – przyznałam. – Przepraszam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie przepraszaj. Najważniejsze, że tam byłem i nic się nie stało – powiedział obejmując mnie w talii. Jego głos pieścił moje uszy. Czułam się jak w niebie. Ziewnęłam. – Idź jeszcze spać. Dojdź to siebie – powiedział cicho. Zaprowadził mnie do pokoju. Położył mnie na łóżku i przykrył kołdrą. Sam usiadł przyoknie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zmarzniesz – ostrzegłam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nic mi nie będzie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Będzie. Idź się położyć do pokoju gościnnego.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wolę być tutaj.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- W takim razie… – zaczęłam. Zeszłam z łóżka, wzięłam swoją kołdrę, podeszłam do Jake’a i przykryłam go.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Oszalałaś? Kładź się do łóżka i to już – zażądał. Posłusznie wróciłam wraz z kołdrą do łóżka.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ale ty też idź do łóżka, Jake. Nie chcę, żebyś zachorował.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Niechętnie wstał, podszedł do mnie i pocałował mnie we włosy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dobranoc – powiedział cicho i wyszedł.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Położyłam się. Nie umiałam zasnąć. Gapiłam się w sufit i się uśmiechałam, jak jakaś wariatka. Oto jak działa na mnie Jake.<br />
<br />
<br />Basiahttp://www.blogger.com/profile/15625343881239709730noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-645991511996035323.post-31878051216440308182013-04-02T03:40:00.000-07:002013-04-02T03:40:09.289-07:00Rozdział trzeci - Inna<br />
<span style="font-size: large;"> O</span>budziłam się dopiero po dwunastej. Widok za oknem był piękny i wynagrodził zakończony sen. Niebo było bezchmurne w odcieniu typowego niebieskiego. Słońce było już w zenicie i jego promienie wlewały się do mojego pokoju przez ogromne okno. Wstałam, przeciągnęłam się i powędrowałam na taras. Pomińmy fakt, że miałam na sobie lekko pobrudzone spodnie z dresu i przydużą chłopięcą koszulkę. Moje włosy były zapewne wielką bezkresną dżunglą. Jednak na sekundkę wyszłam, by powdychać świeże nadmorskie powietrze. Było już trochę późno jednak ciągle czuło się bryzę. Prędko wróciłam do pokoju i poszłam do łazienki.<br />
W lustrze nad umywalką zobaczyłam dosyć ładną nastolatkę. Chwilowo niezbyt ogarniętą. Jej włosy były poplątane, a każdy pojedynczy włosek z grzywki w innym miejscu. Miała piękne ogromne zielone – niczym trawa morska – oczy i sporadyczne piegi. Policzki miała lekko zaróżowione. Jej usta były o pełne o sercowatym kształcie w kolorze malin. Barwa jej skóry przypominała papier czy angielską porcelanę.<br />
Prędko chwyciłam szczotkę i zaczęłam rozczesywać włosy. Po chwili były już ułożone. Jak zwykle lekko poskręcane. By do końca się pobudzić wzięłam prysznic. Podczas niego przypomniało mi się, że przecież dzisiaj spotykam się z Jake’m! Zaczęłam być podekscytowana. Usiłowałam wymyślić, co założę. W razie czego uznałam, że lepiej byłoby mieć gładkie nogi, gdyby odbiło mi i włożyłabym krótkie spodenki. Umyłam dokładnie włosy w ulubionym jabłkowym szamponie. Chyba po jakiś trzydziestu minutach wyszłam spod prysznica. Z powrotem włożyłam swoją „pidżamę”. Rozczesałam włosy i poszłam do kuchni.<br />
– Wyspana?– zapytała mama. Krzątała się po kuchni. Podeszłam do niej, wspięłam się na palce i dałam jej buziaka w policzek.<br />
– Raczej tak – odparłam uśmiechając się. Do myśli zakradł mi się Jake, więc automatycznie się uśmiechnęłam. – Zrobisz mi płatki? – zaczęłam suszyć ząbki, których tak na marginesie nie wyszczotkowałam. Oparłam się o szafkę kuchenną.<br />
– Dee, za godzinkę będzie obiad, więc chyba nie ma sensu byś jadła teraz płatki.<br />
– A co na obiad? – spytałam. Na kuchence stał jakiś garnek. <br />
– Coś dobrego – odparła uśmiechając się lekko.<br />
– W takim razie idę oglądać telewizję – zaczęłam iść w stronę salonu. – Gdzie tata?<br />
– Pojechał kupić sobie nowe buty. Wiesz jak strasznie nie lubi kupować czegoś dla siebie z nami.<br />
– A na tak– mruknęłam siadając na sofie. Włączyłam MTV. Nie leciało nic co by mnie zaciekawiło, więc zaczęłam skakać po programach. Nie było nic sensownego w telewizji. Wyłączyłam telewizor i poszłam do swojego pokoju. Wyjęłam laptopa spod poduszki i wzięłam go na taras. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu i włączyłam laptopa. Wiał lekki wiaterek, który rozwiewał mi włosy. To dobrze, przynajmniej włosy mi szybciej wyschną, zaśmiałam się w myślach. Najpierw włączyłam Skype’a i Twitter’a. Na tym pierwszym od razu napadła mnie Caroline.<br />
<br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Caroline: Cześć! Idziesz ze mną i Anną na zakupy? Może znajdziemy coś fajnego na moją imprezę. ;D</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Destiny: Heej. =* Sorki, ale już na dzisiaj mam plany. Ale może jutro?</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Caroline: Nie jutro właśnie nie mogę. A jakie plany? ;></span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Destiny: A tam. Nic ciekawego. Co masz zamiar kupić?</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
Miałam nadzieję, że nie będzie zadawała zbędnych pytań. Ale to przecież Caroline i nie da żyć, jak się nie dowie co, jak, gdzie, kiedy.<br />
<br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Caroline: Nic ciekawego…? Dee, znam cię na tyle, że wiem kiedy chcesz mnie zwieść. Z kim się umówiłaś? Z Jake’m?;> ;D Hmm… Nie wiem. Pewnie jakąś fajną sukienkę. Albo tunikę.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
Zastanowiłam się, co by jej odpowiedzieć. Jednak najpierw przejrzałam Twitter’a.<br />
<br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Destiny: Ja z Jake’m?! Caroline chyba ci na głowę do reszty padło! ;D O fajnie, fajnie. Ja pewnie też wybiorę się na jakieś zakupy, by kupić coś fajnego.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
Dodałam wpis na Twitterze i przeglądnęłam inne. Nie było żadnej akcji, więc przeszłam na Facebook’a. Oczywiście miałam milion powiadomień, bo jakby mogło być inaczej. Jednak, gdy zobaczyłam od kogo była ich spora część zaczęło mi brakować tlenu. Na dwadzieścia powiadomień czternaście było od Jake’a! Polubił moje wpisy, linki i zdjęcia, a nawet część skomentował! Zaczęłam szczerzyć się do monitora, jak jakieś nienormalne dziecko. Caroline w tej chwili odsunęłam chwilowo na dalszy plan i zaczęłam przeglądać komentarze. Jeśli chodzi o zdjęcia to uważał, że są ładne.<br />
<i>Ten śliczny uśmiech</i>!, pisał pod jednym ze zdjęć. Chyba byłam bliska zawału. Albo udaru. Wydaje mi się, że teraz szczęście emanowało ze mnie na jakieś pięć mil.<br />
Zauważyłam, że Caroline się do mnie dobijała.<br />
<br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Caroline: Hmm… Pewnie z nim. Przecież polubił twoje posty i zdjęcia na fejsie! I skomentował twoje zdjęcia. Więc nie wciskaj mi kitu, że nie z nim! ;P</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Caroline: Ej no! Jesteś tam Dee?</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Caroline: Dee do cholery! Obraziłaś się czy co?</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Destiny: Nie obraziłam się. ;p To że polubił i skomentował nie oznacza, że się ze mną umówił. ;] Idę do babci. Dawno u niej nie byłam.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
Poczekałam chwilę, aż odpisze.<br />
<br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Caroline: Oj tam, oj tam. xD U babci to byłaś tydzień temu. ;p Więc…?</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Destiny: To dawno, jak dla mnie!-.-‘’ Kiedy dodasz notkę na blogu?</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
Caroline pisze najlepsze opowiadanie na świecie. Każdy przy nim się chowa. Jest w stu procentach perfekcyjne, ma sens i głębsze przesłanie. Mimo tego, jak wiele główni bohaterowie już przeszli ciągle są razem. Mimo to, jak tamtejsza dziewczyna rani swojego chłopaka, on ciągle ją kocha i jest z nią. Chciałabym, żeby i mnie taka miłość się przytrafiła. I chyba nie tylko ja. Każdy na świecie pragnie takiej miłości.<br />
Włączyłam sobie <i>Just the way you are</i> Bruno Marsa. Zawsze ponosi mnie na duchu. I tym razem było tak samo. <br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Caroline: Może jutro. Nie wiem kiedy uda mi się coś sensownego napisać. Ej nie zmieniaj tematu! Wiem, że umówiłaś się z Jake’m i nie musisz mi wciskać kitu, że jest inaczej. Cieszę się z tego, słońce! Masz farta i mu się spodobałaś. Jejku ile dziewczyn chciałoby być na twoim miejscu! ;D</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Destiny: Z tobą na czele, nie? To podlega pod zdradę, nie? Muszę David’owi o tym powiedzieć. ;D</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
Zmieniłam piosenkę na <i>The lazy song</i>, bo wcześniejsza zaczęła mnie nudzić. Znów sprawdziłam kilka blogów. Na jednym był rozdział, więc od razu zaczęłam go czytać. Musiałam przerwać, gdy Caroline odpisała.<br />
<br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Caroline: Wcale nie! ;p Raczej z Anną na czele. Ona się w nim kocha nie ja. ;D Więc nie masz, co mówić David’owi.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Destiny: Och tak. Jasne. z/w</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
Niestety byłam bardziej ciekawa, co będzie się działo w rozdziale, niż tego co znów napisze Caroline. Uwielbiam zatracać się w opowiadaniach. Większość oczywiście była o zwykłej dziewczynie i sławnemu chłopakowi – tudzież gwiazdą pop. Jednak niektóre z nich mimo błahego pomysłu były ciekawe. Potrafiły zainteresować, trzymać w napięciu. Część tych autorek na prawdę ma talent. Ja takiego talentu niestety nie posiadam. Chyba żadnego nie mam. No cóż. Nie każdy ma wszystko, prawda? Los mi poskąpił i tyle.<br />
Gdy rozdział się skończył – oczywiście w najmniej oczekiwanym momencie –przeczytałam wiadomość od Caroline.<br />
<br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Caroline: No tak! xD A weź ja się w nim nie kocham. Weź wyjdź. ;p Dobra ja spadam szykować się na te zakupy. Miłej randki! <3</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Destiny: Ja nie idę na randkę!-.-‘’ Grr… Pa. </span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> </span><br />
Gdy tylko zamknęłam okienko z rozmową z Caroline zmieniłam piosenkę na <i>On the floor</i> Jennifer Lopez i Pitbull’a. Jak tylko usłyszałam pierwsze dźwięki automatycznie zaczęłam się ruszać w rytm muzyki.<br />
Ktoś zapukał.<br />
– Proszę! –krzyknęłam w stronę pokoju, bo nie chciało mi się wstawać z krzesła i iść do pokoju. Wszedł tata.<br />
– Obiad już jest – powiedział.<br />
– Ok, już idę – mruknęłam. Zdążył wyjść, a ja jeszcze nie wyłączyłam laptopa. Uznałam, że zostawię go włączonego w pokoju. Wstałam, wzięłam komputer i zostawiłam go w pokoju na biurku. Poszłam do kuchni.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- O której ten twój chłopak ma przyjść? – zapytał tata podczas obiadu. Na słowo „chłopak” omal nie zakrztusiłam się jedzeniem.<br />
– To nie jest mój chłopak! – zaprzeczyłam. I z pewnością nigdy nie będzie, dodałam w myślach.<br />
– To ten chłopak z którym się umówiłaś. Ten kolega – mówiąc ostatni wyraz z rąk zrobił cudzysłów.<br />
– Tato –warknęłam. – O trzeciej. Mam nadzieję, że nie będzie tu wchodził, ale jeśli tak to zachowuj się, ok? Nie chcę, żeby potem pół szkoły gadało o tym, co mu powiedziałeś albo co gorsza – zrobiłeś przy nim.<br />
– Dee, słońce. Tata wychodzi dzisiaj, prawda? Ciągle nie kupiłeś butów – wtrąciła mama. Chociaż ona jedna normalna, pomyślałam<br />
– Mogę kupić jutro.<br />
– Kupisz dzisiaj! – powiedziałyśmy razem z mamą.<br />
<br />
Była pierwsza. Zatem miałam dwie godziny na wyszykowanie się. Weszłam do garderoby, ale po chwili z niej wyszłam, bo uświadomiłam sobie, że nie wiem co mam włożyć .Położyłam się na łóżku. Zamknęłam oczy i po chwili wiedziałam już co ubiorę. Nie chciałam, żeby wyszło, że jakoś mi zależy, ale że też mi nie zależy. Wiele dziewczyn na moim miejscu włożyłoby sukienkę i piętnastocentymetrowe szpilki. Jednak ja jestem bardziej taką chłopczycą. Wolę nosić trampki, skejty, Supra, fullacapy, przyduże koszulki… Wróciłam więc do garderoby i wzięłam to Cop lanowałam ubrać.<br />
– Mamo… – zaczęłam, gdy byłam już ubrana. Zaczęłam się stresować. Bałam się, że przez to się źle pomaluję. –Zrobisz mi makijaż? – spytałam. Mama siedziała na sofie w salonie i oglądała jakiś program na TLC.<br />
– To przynieś wszystko – odparła uśmiechając się. Tata najwidoczniej pojechał na zakupy, bo nigdzie go nie było widać.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>– A paznokcie mi pomalujesz? –spytałam nieśmiało.<br />
– Chyba ci na tym chłopcu zależy – odparła uśmiechając się.<br />
– Nie! Nie zależy mi. Nie chcę się źle pomalować.<br />
– Idź już, Dee.<br />
Poszłam do swojej łazienki. Wzięłam eyeliner, tusz do rzęs, kredkę, fluid i szary lakier do paznokci. Po jakiś piętnastu minutach byłam gotowa. Lakier prezentował się nienagannie. Makijaż z resztą też. Było po drugiej. Przejrzawszy się w lustrze uznałam, że wyglądam nieźle.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Postać w lustrze miała na sobie kolorowe rajstopy w kolorze koszulki, czarne szorty, rozpiętą koszulę w kratę idealnie pasującą kolorystycznie do koszulki, czarne trampki za kostkę. Z szyi zwisał nieśmiertelnik, a na nadgarstkach prawej ręki miała mnóstwo kolorowych bransoletek. Wszystko idealnie współgrało: fryzura, makijaż, paznokcie i ubrania.<br />
Usiadłam przy biurku i zaczęłam sprawdzać różne stronki. Miałam ich mnóstwo – jak i czasu. Chciałam, by Jake już przyszedł. Nie mogłam się doczekać. To w sumie dziwne skoro wczoraj mniej więcej o tej porze postanowiłam się z nim nie umawiać i nie zależało mi. A teraz? A teraz czekam jak ta głupia księżniczka aż mój królewicz przyjedzie na swoim białym rumaku.<br />
Wszystkie stronki dobijały mnie: były oczywiście o szczęśliwej miłości! A nieszczęśliwa przecież się też zdarza. Czemu o niej nie piszą? Trzy czwarte dziewczyn ( i pewnie jakaś jedna setna chłopców) jest nieszczęśliwie zakochana. Więc pytam się: czemu akurat dzisiaj muszą wszędzie pisać o szczęśliwej miłości? Ja nie jestem zakochana. I z pewnością nie w Jake’u. Dajcie spokój.<br />
Weszłam na Twitter’a. Tam chociaż nie było nic o miłości. Potweetowałam z kilkoma dziewczynami na jakieś błahe tematy. Zegar strasznie się ciągnął. Ociągał się jeszcze gorzej ode mnie. Totalny brak sprawiedliwości na tym świecie jest.<br />
W najmniej oczekiwanym momencie rozległ się dzwonek domofonu. Szybko – omal się nie zabijając– pobiegłam do holu, by otworzyć Jake’owi.<br />
– Tak? –spytałam odbierając.<br />
– Dzień dobry jest twoja mama? – odpowiedziała pytaniem na pytanie koleżanka mojej mamy.<br />
– Tak jest– odparłam rozczarowana i otworzyłam jej drzwi na dole domofonem. Wkurzona wróciłam do siebie. No przyjdź w końcu, myślałam w kółko. Znów siedziałam na komputerze.<br />
Trzydzieści minut.<br />
Dwadzieścia dziewięć.<br />
Dwadzieścia osiem.<br />
Dwadzieścia siedem.<br />
Dwadzieścia sześć.<br />
Piętnaście minut i SMS. Prędko rzuciłam się by go odczytać. Pisał Jake! Chyba dziesięć razy przeczytałam jego treść zanim do mnie dotarła. Pisał, że nie spotkamy się i jest mu przykro. Rzuciłam telefonem o ścianę. Lekko. Spadł na łóżko.<br />
Pięć minut później przyszedł drugi SMS. Znów od Jake’a. Napisał w nim, że żartuje i punktualnie o drugiej będzie. Przepraszał. Myślałam, że go zabiję. Jak tylko goz obaczę to mu przywalę tak, że się dziecko nie pozbiera!<br />
Wkurzona powędrowałam do łazienki. Przeczesałam włosy i usta pociągnęłam błyszczykiem. Nie rozmazałam się, więc było ok. Wróciwszy do pokoju zaczęłam po nim niespokojnie chodzić.<br />
Było za dwie czternasta, gdy przyszedł kolejny SMS. Prędko go przeczytałam. Jake pisał,że zaraz będzie i mogę już zejść. Chwyciłam torbę do której wrzuciłam: iPod’a ze słuchawkami, komórkę, gumy, portfel.<br />
– To ja idę! – krzyknęłam i wyszłam. Zeszłam w miarę szybko po schodach. Będąc przed budynkiem po Jake’u nie było ani śladu. Włożyłam słuchawki i włączyłam muzykę. Po chwili ktoś głośno odchrząknął. Odwróciłam się, zdejmując słuchawki. To był Jake. Uśmiechał się. Uśmiech miał jak milion paczek moich ulubionych żelków.<br />
– Cześć – przywitał się. Wyciągnął rękę. Miał w niej długą czerwoną różę.<br />
– Hej. O dzięki – mruknęłam biorąc różę. Oczywiście pokułam się. – Wiesz co może ja ją zaniosę na górę? Po co ma być bez wody… – mruknęłam.<br />
Przyjrzałam się mu. Wyglądał bosko. Zaczynałam rozumieć, czemu tyle dziewczyn na niego leci. Te włosy zaczesane na skejta, hipnotyzujące orzechowe oczy, słodki uśmiech. Do tego wysoki, dobrze zbudowany, lekko umięśniony. Dzisiaj ubrany w czarne Nike, tego czarne rurki z niskim krokiem, luźny turkusowy T-shirt, w którym było mu po prostu idealnie. Na szyi jak zwykle miał nieśmiertelnik, a na plecach plecak.<br />
– Okej. Iść z tobą? – spytał czarując mnie tymi orzechowymi oczami.<br />
- Jak chcesz – odparłam obojętnym tonem. Poszliśmy w stronę mojego bloku. Gdy ja skierowałam się w stronę schodów Jake zapytał:<br />
– Nie jedziemy windą?<br />
– Boję się– burknęłam wchodząc na pierwszy stopień. Chłopak szybko mi dorównał.<br />
– Czemu? Top rzecież tylko winda. – W jego głosie dało się wychwycić troskę i chęć poznania przyczyny.<br />
– Bo… Kilka razy się zacięłam. Dostałam napadu klaustrofobii i tyle. Nie jeżdżę. Wolę schody.<br />
Normalnie mruknęłabym, że się boje i tyle. Ale przy Jake’u nie umiałam. Sprawiał, że musiałam się wygadać. Magik z niego no!<br />
Wspięliśmy się na moje piętro.<br />
– Poczekam tu – powiedział lekko się uśmiechając i wkładając ręce do kiszeni swoich spodni.<br />
Weszłam domieszkania, powiedziałam mamie, żeby włożyła różę do wody i wyszłam.<br />
– Chodźmy – powiedziałam i poszliśmy z powrotem na dół. – Gdzie idziemy? – spytałam, gdy wyszliśmy na ulicę.<br />
– Myślałem o pizzerii i luna parku. Co ty na to? – zapytał i zaczął znów czarować mnie swoimi oczami i uśmiechem.<br />
– Może najpierw luna park, a później pizza? Nie mam ochoty wymiotować – odparłam na co Jake się roześmiał.<br />
– Spoko. To chodźmy.<br />
Po drodze zaczęliśmy rozmawiać na jakiś błahy temat. Byłam cała spięta. Nie wiedziałam, co mam mówić, by nie wyjść na kretynkę. Jednak całe szczęście to Jake cały czas nawijał. Nie wyglądał na wygadanego. Możliwe, że dostrzegł, że jestem jakaś zestresowana, czy coś.<br />
W lunaparku postanowiliśmy iść na kolejkę górską. Był to chyba największy rollercoaster jaki w życiu widziałam. Bałam się. Cholernie.<br />
Po kupieniu biletów, weszliśmy na platformę i wsiedliśmy do wagoników. Jeszcze nie jechaliśmy, a już miałam puls chyba trzysta uderzeń na minutę. Zabezpieczono nas jakąś metalową rurką. Po chwili zaczęliśmy wjeżdżać pod stromą górę. Kurczowo chwyciłam się owej rurki. Gdy dojechaliśmy na chwilę się zatrzymaliśmy. Po czym nagle zjechaliśmy w dół. Jak idiotka zaczęłam się drzeć. Po drodze minęliśmy kilka bardzo ostrych i niemal pionowych zakrętów. Przy pierwszej pętli chwyciłam dłoń Jake’a. Brunet tylko cicho zaśmiał się pod nosem. Zamknęłam oczy. Tak na wszelki wielki. Czułam jedynie wiatr we włosach i to, że raz jestem do góry nogami a raz odwrotnie.<br />
– Em… Sorry… – mruknęłam zażenowana, gdy w końcu zatrzymaliśmy się. Puściłam dłoń Jake’a.<br />
– Nie no spoko – zachichotał. – Mnie tam nie przeszkadza.<br />
Wysiedliśmy z wagonika. Zakręciło mi się w głowie i zachwiałam się. Gdyby Jake mnie nie złapał, jak nic leżałabym na ziemi.<br />
– Chyba jednak jeszcze trochę będziesz musiała trzymać moją rękę – powiedział uśmiechnięty. Objął mnie ramieniem i opuściliśmy platformę. Było to miłe, jak tak powoli szliśmy, a on obejmował mnie.<br />
– Podobało ci się? – spytał, gdy usiedliśmy na pobliskiej ławce.<br />
– Średnio –mruknęłam.<br />
– Ta. Widziałem. Cała drżałaś i krzyczałaś. Jak dla mnie była niezła. Chociaż raz byłem na takiej mega wyjechanej w kosmos. Mówię ci ty byś tam umarła.<br />
– Omal tu nie umarłam – burknęłam pod nosem.<br />
– Chcesz odpocząć, czy idziemy na coś fajnego? – zapytał rozglądając się. Poszłam w jego ślady. Mój wzrok zatrzymał się na diabelskim młynie.<br />
– Może kupimy picie i pójdziemy tam? – zapytałam wskazując na ogromne koło nieopodal nas.<br />
– Właśnie oto chciałem zapytać – przyznał. Zaśmialiśmy się krótko. Wstał i zrobił najsłodszy hairflip jaki widziałam. Uśmiechnął się. Wstałam, nie chwiejąc się tym razem. Poszliśmy do sklepiku, w którym była ogromna kolejka. Stojąc w niej rozmawialiśmy o tym, jak spędzimy wakacje. Jake planował doskonalenie tricków na desce i bmx, i próby z chłopakami z kapeli. Ja planowałam wyjazd z rodzicami do Egiptu.<br />
Gdy w końcu kupiliśmy dwie puszki coca-coli, poszliśmy w stronę diabelskiego młyna. Kolejka znów była ogromna i trochę w niej postaliśmy.<br />
Ludzi w lunaparku było mnóstwo. Były całe rodziny, znajomi, pary… Każda pojedyncza osoba była inna. Na swój sposób się wyróżniała. Jeden chłopak miał oryginalnie postawione na żelu włosy. Jedna kobieta miała nienaturalnie długie, gęste i proste włosy. Jedna z nastolatek wyglądała jakby była top modelką, a w dodatku poruszała się z taką gracją, jakby codziennie chodziła po wybiegu. Każdy inny. Zero dwóch identycznych egzemplarzy.<br />
I ja się wyróżniam. Tworzę własny styl, własny świat malowany moimi ulubionymi kredkami. Staram się nikogo nie kopiować, nikogo nie naśladować ani w stylu bycia ani w ubiorze. Ja zamiast szpilek wolę wygodne trampki lub skejty. Zamiast sukienek – rurki i T-shirty. Zamiast tony „naturalnego” make-up’u wolę eyeliner, kredkę, tusz i błyszczyk. Zamiast słit opasek z kokardkami wolę fullcapy. Zamiast malutkich torebeczek wolę duże torby. Jestem inna niż wszystkie nastolatki w moim wieku. Zdaję sobie z tego sprawę i tego chcę.<br />
Gdy w końcu kupiliśmy bilety wsiedliśmy do wagonika. Wymieniliśmy uśmiechy, po czym powędrowaliśmy w górę. Widoki były nieziemskie. Przyłapałam się na tym, że kilka razy dłużej patrzyłam się na Jake’a i kilka razy też napotkałam jego spojrzenie. Rzecz jasna wtedy od razy spuszczałam wzrok i rumieniłam się.<br />
– Ładnie tu– mruknęłam. Krępowała mnie ta cisza.<br />
Jake uśmiechnął się.<br />
-Ujdzie. Są lepsze widoki – mówiąc to spojrzał na mnie. Tylko, że tak jakoś inaczej. Jakby to drugie zdanie odnosiło się do mnie. „Są lepsze widoki.” Że niby ja jestem tym lepszym widokiem? Haha. Dobre sobie.<br />
Zerknęłam na niego. Uśmiechał się tym swoim łobuzerskim uśmiechem. W policzkach pojawiły się mu urocze dołeczki. Znów zrobił hairflip, co powaliło mnie na łopatki. Musi być taki uroczy?!<br />
Westchnęłam, co zapewne nie uszło jego uwadze.<br />
Zjechaliśmy na dół. Z wagonika wysiadłam jak zwykle pierwsza. Był widocznie dobrze wychowany. Z dobrymi manierami.<br />
– Więc, gdzie teraz? – spytał wkładając ręce do kieszeni.<br />
Rozejrzałam się.<br />
– Tam –odpowiedziałam wskazując na najstraszniejszą karuzelę na świecie. Obracała się w każdy możliwy sposób, pod każdym kątem.<br />
– Odbiło ci? – zapytał, będąc najwyraźniej rozbawionym.<br />
– Możliwe. Idziesz?<br />
Uśmiechałam się. Nie wiem w sumie czemu. Jakoś tak napadł mnie dobry nastrój.<br />
– Samej cię nie puszczę, więc tak.<br />
Jego odpowiedź totalnie zbiła mnie z pantałyku.<br />
– Ekhm. Okej – mruknęłam zmieszana. Zaczęłam iść w stronę karuzeli.<br />
Tym razem kolejki nie było. Zakupiliśmy bilety i wsiedliśmy do podłużnego rzędu miejsc, których na oko dziesięć, jednak była tylko nasza dwójka. Zamknięto nas kratownicą. Spojrzeliśmy na siebie ostatni raz, po czym świat zaczął wirować. Obracaliśmy się w każdą możliwą stronę i pod każdym kątem. Nawet nie wiem, kiedy chwyciłam dłoń Jake’a. Jednak nie puścił jej. Zrobił to dopiero, gdy otworzono kratę. Dla mnie wszystko dalej kręciło się. Powoli wstałam i omal nie upadłam.<br />
N i g d y . Wi ę c e j . T a k i c h . Ka r u ze l !<br />
– To chyba jednak był zły wybór – powiedział sprowadzając mnie po schodkach. Obejmował mnie w talii. Czułam jakby coś ruszało mi się w brzuchu. Jakby stado latających motyli albo małe tupiące bizonki. W końcu szłam – lub raczej: byłam prowadzona – u boku najprzystojniejszego kolesia w okolicy. Nie dziwmy się.<br />
– Oj tam. Fajnie było! Chcę jeszcze raz! – oznajmiłam i zaczęłam się lekko wyrywać.<br />
– Nie –odparł swoim miękkim, uwodzicielskim głosem. Objął mnie jeszcze mocniej. – Usiądziesz najpierw. A potem poszukamy czegoś mniej… wywrotnego.<br />
Zrobiłam obrażoną minę.<br />
– Foch.<br />
– Jak focha to kocha – zażartował. Oboje się zaśmialiśmy. Miał taki uroczy śmiech. Taki słodki.<br />
Usiedliśmy na ławce. Powoli świat zaczynał być normalny. Nic nie wirowało jak jeszcze przed chwilą.<br />
– Lepiej ci już? – spytał z troską w głosie.<br />
– Tak. Już nic się nie kręci. To gdzie teraz? – zapytałam rozochocona. Zaczęłam się rozglądać po całym wesołym miasteczku, szukając czegoś fajnego. – Może dom strachów?<br />
– Spoko –odparł. Wstaliśmy i skierowaliśmy się w jego stronę.<br />
Siedząc w wagoniku widziałam przed sobą jedynie ciemność. Zawdzięczałam to Jake’owi, który wpadł na pomysł, żeby usiąść na samym przodzie. Serce obijało mi się o mostek z taką siłą, że omal go nie łamało.<br />
Ruszyliśmy. Najpierw powoli po prostej. Wszędzie panowała ciemność. Później nagle ni stąd, ni zowąd zjechaliśmy w dół. Moje serceo mal nie stanęło. Chyba znów piszczałam. Na każdym zakręcie pojawiał się jakiś stwór. Jak nie kościotrup, to jakaś zakrwawiona twarz.<br />
Można stąd jakoś uciec? Jakieś wyjście awaryjne może?<br />
Zamknęłam oczy, by nie widzieć tych upiorów. To nie na moje nerwy. Moje serce ciągle biło jak oszalałe. Gdy się zatrzymaliśmy ja ciągle nie otwierałam oczu.<br />
– Destiny, możesz już otworzyć oczy. Już po wszystkim – powiedział Jake uspokajającym głosem. Nieśmiało otworzyłam jedno oko, potem drugie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Staliśmy. Widziałam jasność i twarz Jake’a. Odetchnęłam z ulgą.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie żeby coś, ale ja wrażeń na dzisiaj mam dosyć – odparłam wysiadając. Moje serce powoli wracało do normalnego rytmu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Głodna?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Taaak.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- W pobliżu jest fajna pizzeria. Idziemy?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Z chęcią.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pod pizzerią rozdzwonił się telefon Jake’a.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Sorki – mruknął po czym odebrał. – Cześć, skarbie… Nie, nie mam teraz czasu. Później? Tak. Cześć. No, ja ciebie też.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Słysząc to na usta cisnęły mi się setki pytań. Pierwsze, czy ma dziewczynę. Choć to oczywiste. Do kolegi przecież “skarbie” się nie mówi. Ale to jego „ja ciebie też”. Chodziło o kocham cię. Ale do cholery powiedział to głosem pozbawionym jakichkolwiek uczuć! Raczej tak się nie mówi do swojej dziewczyny.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W pizzerii czas upłynął nam na rozmowie i śmiechu. Wyluzowałam się i szło jak z płatka. Zamówiliśmy mega dużą pizzę, a do tego coca-colę. Uwielbiałam to połączenie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ty raczej nie z tych, które namiętnie liczą kalorie i martwią się, że zaraz w ulubioną sukienkę się nie zmieszczą – zauważył. Brałam właśnie kolejny ogromny kawałek.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Coś ty. Jak chcę coś zjeść po prostu jem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No i prawidłowo. Wkurzają mnie takie laski, co tylko narzekają ile ważą.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ta, ja jestem jedną z nich, pomyślałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ja czasem tego nie rozumiem. Jak można narzekać na swoją wagę? I mówić w kółko, że jest się grubą, skoro jest się chudą jak patyk. Jesteś dziewczyną. Wytłumacz mi to.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Em… No bo wiesz… Wydaje mi się, że dziewczyny chcą być idealne. Idealnie ładne, żeby się wam spodobać i tyle.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dając tonę tapety na twarz na pewno nam się spodobacie – mruknął. Spojrzał na mnie. – Tyle, że ty jesteś wyjątkiem. Akurat tobie ładnie z tym makijażem. I ty nie przesadzasz.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Czułam, jak moje policzki z bladych robią się mocno różowe.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Znów rozdzwonił się telefon Jake’a. Odebrał z cierpiętniczą miną.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Taak? Nie, Amy. Nie spotkamy się dzisiaj. Sorry. Tak, jutro tak. No cześć.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Był lekko poirytowany.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ta laska mi żyć nie daje.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie wiedziałam zbytnio co odpowiedzieć.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wiesz, jak chcesz możesz Mio powiedzieć… – powiedziałam cicho.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie no dobra. Nie ważne. Jesz jeszcze czy idziemy?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- W sumie to już nie mam ochoty –odparłam. Jake poprosił kelnera, zapłacił mu i wyszliśmy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Na zewnątrz panowały niemal egipskie ciemności. Gdyby nie uliczne latarnie nic nie byłoby widać. Szliśmy wolnym tempem w bliżej nieokreślonym kierunku. Nawet sama dokładnie nie wiedziałam, gdzie się znajduję. Idąc rozmawialiśmy. Dobrze się czułam w jego towarzystwie. Bawiły nas podobne żarty, mieliśmy też zbliżone poglądy na różne tematy.<br />
Pod jedną z latarni zauważyłam małe czarne coś. Lekko się trzęsło.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No i wtedy ja podszedłem… -mówił Jake, ale ja go nie słuchałam. Zatrzymałam się. – Co jest? – zapytał. Podeszłam do latarni. Przykucnęłam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Owym małym czarnym czymś okazał się malutki piesek. Trząsł się z zimna. Delikatnie i ostrożnie wzięłam go na ręce. Nawet nie miał siły zaszczekać czy się bronić.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nic ci nie zrobię – powiedziałam cichym i spokojnym głosem. Przytuliłam psiaka. Miał ogromne brązowe smutne oczy. Aż serce żal ściskał. – Sprawdź, czy ma obrożę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jake podszedł do mnie. Sprawdził, czy nie piesek ma obrożę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie ma. Chcesz go wziąć, czy jak?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie zostawię go tutaj samego –odparłam. – No mały teraz będziesz miał własny dom.<br />
Zaczęłam iść. Jake chwilę stał w osłupieniu, ale prędko mnie dogonił.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Kurde, żeby tak zwierzę porzucić. Jak tak można? Ludzie są bezuczuciowi.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Właśnie. Musiałabym być bez serca, żeby go zostawić. Tak a propos może wejdziemy po coś do jedzenia dla niego? Pewnie jest głodny.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Tu niedaleko jest sklep, powinni coś mieć.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Rzeczywiście po chwili ujrzeliśmy sklep. Jake wszedł do niego i kupił saszetkę karmy. Wyłożyliśmy ją na chusteczkę. Piesek jadł dosyć szybko, co później przepłacił czkawką. Jake musiał, więc jeszcze raz iść do sklepu. Kupił małą butelkę wody, którą co chwilę nalewaliśmy do korka. Mieliśmy przy tym spory ubaw.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jak go nazwiesz? – spytał, gdy znów napełniał niewielką zakrętkę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zamyśliłam się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jeszcze nad tym nie myślałam. Może coś jak… Jakie?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tak imię w cholerę podobne do Jake. Ale spodobało mi się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span> Fajne. No Jakie, napij się jeszcze – zachęcił pieska, który właśnie się rozglądał wokół siebie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chyba ma już dość –powiedziałam i zabrałam korek. Zakręciłam butelkę i schowałam ją do torby. Jake wziął Jakie’go na ręce i poszliśmy dalej.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zaczynało być mi chłodno. Wiatr był już dosyć chłodny i silny, ale nie porywisty. W dodatku byłam dosyć skąpo ubrana. Rozpięta koszula i szorty dają tyle ciepła co nic.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Prawdę mówiąc nie liczyłam, że o tak późnej porze będziemy jeszcze spacerować. Gdybym wiedziała ubrałabym się cieplej… – mruknęłam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jake zatrzymał się. Bez słowa podał mi Jakie’go. Zdjął plecak i coś z niego wyjął.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Trzymaj – powiedział Jake podając mi coś, co właśnie wyjął z plecaka. Wzięłam to. Była to bluza.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dałabym radę, z resztą co na to twoja dziewczyna? Nie chcę, żebyś miał jakieś kłopoty przeze mnie – odparłam nieśmiało.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie chcę, żebyś była chora –odparł uśmiechając się. Jego uśmiech rozświetlał ciemność. – Daj Jakie’go.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Podałam mu pieska, zdjęłam torbę<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>i włożyłam bluzę, która była dobre dwa rozmiary za duża. Anorektyczką nie<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>jestem, ale i tak była duża. I do tego rękawy były za długie, a bluza zakrywała<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>mi szorty. W dodatku czułam, że mam na głowie jej kaptur.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Westchnęłam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Trochę za duża… Ale zaraz to się zrobi – odparł. Światła latarni ulicznych odbijały się w jego orzechowych oczach. Postawił Jakie’go na ziemi i zaczął podwijać mi rękawy. Szło mu to szybko. Ja bym się z tym męczyła kilka minut. Później delikatnie zdjął mi kaptur i spojrzał w oczy. W brzuchu zaczęły tupać mi małe bizonki. Moje serce zaczęło bić niespokojnie. Nogi niemal się pode mną ugięły. Jego twarz jakby zaczęła się przybliżać.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jake, w każdej chwili może iść tędy twoja dziewczyna. Nie chcę psuć wam związku.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Cholera! Że też mój rozum musi brać teraz górę, pomyślałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jebać to. I tak ten związek niema sensu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chciałam spytać czemu, co się dzieje ale zabrakło mi odwagi. Z resztą kim ja jestem, by go o to wypytywać?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Gdzie Jakie? – zapytałam. Jake spojrzał w ziemię.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Cholera! Przed chwilą tu był!<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>I zaczęliśmy go szukać. Całe szczęście nie odszedł daleko. Jake od razu wziął go na ręce i poszliśmy dalej.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W jego bluzie było mi znacznie cieplej. Do tego tak bosko pachniała jego perfumami, że czułam się jak we śnie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zauważyłam, że jesteśmy w mojej okolicy. Wokół panowała cisza. Rzadko przerywał ją przejeżdżający samochód. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nie chciałam już iść do domu. Jednak stanęliśmy pod drzwiami z mojej klatki.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Było bardzo fajnie – powiedział podając mi Jakie’go. – Dzięki za super wieczór – pocałował mnie w policzek. Momentalnie przyśpieszyło mi serce i oddech.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ja też – odpowiedziałam ledwo żywa.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To do zobaczenia – powiedział. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, zrobił hairflip, obrócił się na pięcie i powoli odszedł.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Czekaj! – krzyknęłam podbiegając. Będąc przy nim wspięłam się na palce i pocałowałam go. On jakby tylko na to czekał. Jakby wiedział, że to zrobię. W brzuchu stado małych bizonków zaczęło mi tupać. Nie wiem, czemu to zrobiłam. Musiałam. Czułam jak się uśmiecha.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Przepraszam, nie powinnam –powiedziałam cicho spoglądając na swoje trampki.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie przepraszaj to było miłe. Dobranoc.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Dobranoc – powtórzyłam i<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>poszłam do domu.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Będąc na klatce schodowej<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>sprawdziłam godzinę. Dochodziła jedenasta. Nie byłam na kolacji! Rodzice mnie zabiją. Przyśpieszyłam nieco i wdrapałam się na piąte piętro. Po cichu otworzyłam drzwi i wślizgnęłam się do mieszkania. Na palcach zaczęłam zmierzać do swojego pokoju.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nareszcie – usłyszałam głos taty. No to po mnie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Cześć – powiedziałam, przeciągając sylaby i szczerząc się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wygrałam – powiedziała moja mama.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie wiedziałam co jest grane.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Założyliśmy się o której wrócisz. Liczyłem, że po północy – przyznał. <span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zaśmiali się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Mama podeszła do mnie. Zmierzyła mnie wzrokiem.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ładna bluza.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Niech to cholera. Nie oddałam mu bluzy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A to kto? – zapytał tata spoglądając na zawiniątko, które trzymałam w rękach.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Eee… Piesek?<br />
-<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span> Nie wiedziałem, że mamy psa. No dobra zjesz coś? Opowiesz coś o tym małym.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie jestem głodna – mruknęłam, kierując się w stronę sofy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A żelków nie chcesz? – zapytała mama.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chcę! – krzyknęłam. Usiadłam na kanapie. Jakie położył się mi na kolanach i zasnął.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No to opowiedz coś o tym małym– powiedział tata zajmując miejsce obok mnie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Opowiedziałam całą historię zajadając się żelkami. Na końcu zapytałam, czy może z nami zostać. Rodzice bez wahania zgodzili się. Warunkiem było to, że mam wychodzić z nim na spacery. Ucieszyłam się. Jakie był takie słodki, że nie umiałabym go teraz wyrzucić na ulicę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Poszłam do siebie. Byłam totalnie wykończona. Zdjęłam trampki i padłam na łóżko.<br />
<br />
<br />
<br />
Basiahttp://www.blogger.com/profile/15625343881239709730noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-645991511996035323.post-49312376067217140022013-04-02T01:31:00.002-07:002013-04-02T01:31:28.394-07:00Rozdział drugi - Zamyślona<br />
<span style="font-size: large;">W</span>racając do domu wspominałam rozmowę z Jake’m. Uznałam, że chyba zbyt wielkiej idiotki z siebie nie zrobiłam.<br />
– Wiesz myślę sobie, że powinienem cię przeprosić za to, że tak ostatnio na ciebie wpadałem – powiedział po chwili milczenia.<br />
– Nie to raczej moja wina. Mogłam nie patrzeć na buty tylko przed siebie… – mruknęłam. Nogi miałam jak z waty. W brzuchu miałam jakieś dziwne „coś”. Jakoś zbytnio nie wiedziałam co.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Podrapał się po karku. Widać było jak na dłoni, że się krępuje.<br />
– To może dasz się… Em… Zaprosić gdzieś jutro? – spytał. Kurczę tylko nie to, pomyślałam.vNie chcę iść na randkę. Nie z nim.<br />
– W sumie czemu nie – odpowiedziałam. Przeniosłam wzrok ze swoich butów na Jake’a. Uśmiechał się lekko, a oczy jakby mu rozbłysły, gdy usłyszał moją odpowiedź.<br />
– Tak?! –był widocznie zdziwiony. – Dasz mi swój numer?<br />
Ta chyba buta, pomyślałam.<br />
– Jasne –odpowiedziałam sztucznie się uśmiechając. Podyktowałam mu swój numer.<br />
– Zadzwonię później. To cześć.<br />
– Pa –odpowiedziałam i w miarę szybko odeszłam. Jednak nie na tyle, by pomyślał, że uciekam.<br />
Nie wyszłam chyba na idiotkę. Pomińmy fakt, że jedno myślałam, a drugie mówiłam. Nieco mnie irytował. I nie wiem czemu do cholery się z nim umówiłam! Mnie musiało się już do reszty poprzewracać w głowie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Może od tego słońca…?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Albo jego uśmiechu…?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie wiem czemu. Mniejsza o to. Przede wszystkim Caroline i Anna o niczym się nie dowiedzą. Nie mogą. Żyć minie dadzą i będą wypytywać o każdy szczegół. Kocham je, ale nie chcę mieć ich jeszcze na głowie i ich dziwnych pytań.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dopiero odbicie w szybie wystawowej uświadomiło mnie, że się uśmiecham. Domyśliłam się, że przez Jake’a. A niech go piorun trzaśnie, pomyślałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Głupek.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Myśli, że się z nim umówię? Haha. Pff… Dobry żart! W życiu. Po moim trupie. Niech zapomni, że kiedykolwiek się z nim spotkam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zapamiętać: nigdy nie umówić się z Jake’m.<br />
<br />
Będąc w domu przypomniało mi się, że muszę kupić coś na obiad. Więc musiałam się wrócić i zejść po schodach z piątego piętra. Windy nie używam. Zacięłam się kilka razy i już nie jeżdżę nimi. Zostawiłam jedynie torbę w domu, wzięłam trochę pieniędzy, które włożyłam do tylnej kieszeni jeansów i wyszłam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jakiś kwadrans później stałam przy kuchence smażąc warzywa na patelni. Czy jestem wegetarianką? Można by powiedzieć, że tak. Jednak ja po prostu unikam mięsa. Nie przepadam za nim, ale jeśli mam ochotę zjeść pizzę czy hamburgera to już wezmę z szynką lub z kotletem. Co do moich upodobań kulinarnych czy smakowych to jestem ogromną fanką czekolady.<br />
Po dłuższej chwili zorientowałam się, że moje rozmyślania zeszły na temat Jake’a i tego co mu powiem, jak zadzwoni. Oczywiście, gdyby zapytał, czy się z nim umówię odpowiedziałabym, że tak. Ja to mam jakieś rozdwojenie jaźni, pomyślałam. Postanawiam jedno a robię drugie.<br />
Gdy warzywa się już wystarczająco podsmażyły przełożyłam je na czarny kwadratowy talerz. Wzięłam widelec i poszłam do salonu. Włączyłam telewizję i zaczęłam śledzić fabułę jakiegoś taniego serialu. Łatwo było przewidzieć kolejne wydarzenia. Gdy zjadłam prędko wyłączyłam telewizor i poszłam do siebie. Po drodze zostawiłam pusty talerz w kuchni. W swoim pokoju włączyłam laptopa i zaczęłam przeglądać różne stronki. Pisałam też z Maritem.<br />
Martin to mój kolega. Od dłuższego czasu piszemy ze sobą. Poznaliśmy się na forum o naszym ulubionym wykonawcy. Nie znał go jeszcze tak dobrze jak ja, więc zaoferowałam, że go „dokształcę”. Jednak prędko ta „nauka” przerodziła się coś więcej niż wymiany zdań dwóch fanów o swoim idolu. Piszemy teraz niemal codziennie. I na skype’ie i SMS’y. Martin jest strasznie słodkim chłopakiem. Czasem zbyt słodkim i nie zachowuje się jak na swój wiek. Jest dziecinny, a ma przecież siedemnaście lat! Odnoszę wrażenie, że ktoś mu zabrał dzieciństwo i dopiero teraz oddał. Jednak potrafi pocieszać i rozbawiać. Wystarczy dziesięć minut rozmowy i już się uśmiecham. Jego kolejną zaletą – czy może wadą – jest to, że strasznie uzależnia. Jak raz się z nim zacznie pisać to już trzeba ciągle. A no i jeszcze zbyt często rozgaszcza się w moich myślach. Był niby tylko dla mnie kolegą i to chyba niewiele znaczącym, jednak potrafił długimi chwilami przebywać w mojej głowie. Zmienił nieco moje życie. Uświadomił mi wiele rzeczy i pokazał inny pogląd na jakieś sprawy. Czasem, gdy przeglądam jego zdjęcia na facebook’u i jego wpisy o koleżankach robię się nieco zazdrosna. Nie wiem czemu, ale – brzydko mówiąc –szmat nie lubię. Działają mi na nerwy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Gdy tylko zalogowałam się do Skype’a Martin był pierwszą osobą jaka do mnie napisała.<br />
<br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Martin: Cześć ! ;*</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Destiny: Hej =*</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
Wychodzę z założenia, że skoro on pierwszy napisał to on musi się pytać, co tam, czy jak tam.<br />
<br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Martin: Jak tam? :d</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Destiny: Właśnie zjadłam obiad.;D Dobry był. A u ciebie?</span><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zalogowałam się na Twitter’a. Martin ma zwyczaj powolnego odpisywania, co strasznie mnie wkurzało. Ja jak widzę, że ktoś pisze odpowiadam po sekundzie, a nie kilku minutach. I tak też było tym razem. Zdążyłam dodać kilka wpisów, przeglądnąć wpisy innych, a on dalej nie odpisał. Włączyłam sobie <i>Love me</i> Justina Biebera. Belieberką bym siebie nie nazwała. Lubię niektóre jego piosenki, ale jego osoba jest mi totalnie obojętna. Wychodzę z założenia, że muzyka jest zbyt piękna by zamykać się w jednej kategorii. Słucham zatem rock’a, pop’u, dance, rapu i większości innych gatunków.<br />
Siedząc na krześle, jak zwykle z poplątanymi nogami odruchowo pstrykałam palcami i ruszałam się w rytm muzyki. Martin odpisał.<br />
<br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Martin: A nawet. Tyle, że belferka z chemii dowaliła taki sprawdzian, że szkoda słów. ;o Kapa jak nic. Smacznego! ;D</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Destiny: Trzeba było się uczyć, a nie przed komputerem siedzieć! ;P Masz teraz za swoje. Trochę za późno, ale dzięki. <3</span><br />
<br />
Zalogowałam się na Facebook’a. Przeglądnęłam wpisy znajomych, udzieliłam odpowiedzi w kilku ankietach, skomentowałam nowe zdjęcia Anny i Caroline. Ciągle słuchałam <i>Love me</i>. Wkręciłam się w tą piosenkę. Nie wiem, który już raz wcisnęłam przycisk: jeszcze raz.<br />
<br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Martin: Uczyłem się, ale ja nie czaję tego przedmiotu. -,- Laska jest powalona i tyle. Na to już nic nie poradzę. Całe szczęście, że to już ostatni sprawdzian, jaki mogła zrobić. Będę się cieszył, gdy nie będę już musiał oglądać jej mordy codziennie.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Destiny: My już nie mamy żadnych sprawdzianów ani kartkówek.  Hihi. Oceny już nam ołówkiem wystawiają i mamy spokój. Filmy oglądamy albo mamy wolne lekcje. ;P</span><br />
<br />
Sprawdziłam kilka blogów czy są nowe rozdziały opowiadań. Niestety na żadnym nie było niczego nowego. Włączyłam Never let you go też Justina i zaczęłam odrabiać lekcje, których miałam niewiele. W między czasie odpisywałam Martinowi, który jak zwykle pisał co pięć czy dziesięć minut. Rozmawialiśmy o szkole i o tym, gdzie teraz pójdzie skoro kończy liceum. Wybrał collage. Nie uczył się znowu tak najgorzej i egzaminy w miarę napisał, więc powinien się dostać.<br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Destiny: Ja już idę. Muszę skończyć czytać książkę. See ya! =*</span><br />
<br />
Poczekałam chwilę aż odpisze, co zrobił wyjątkowo szybko.<br />
<br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Martin: Pa słońce. <3 ;*</span><br />
<br />
Wylogowałam się ze Skype’a. Wyłączyłam laptopa. Wzięłam iPoda, książkę i wyszłam na taras. Włączyłam muzykę i zaczęłam czytać.<br />
– Dee, to my! – usłyszałam głos mamy. Całe szczęście nie słuchałam głośno muzyki. Zamknęłam książkę i ściągnęłam słuchawki. Poszłam do rodziców.<br />
– Jak w szkole? Jadłaś coś? – zaczął wypytywać tata.<br />
– Tak, jadłam. Fajnie. Na angielskim oglądaliśmy film.<br />
– Co zjesz na kolację?<br />
Zamyśliłam się.<br />
– Może pizzę? – zrobiłam minę smutnego psiaka.<br />
– Zamawiamy czy idziemy? – spytała mama.<br />
– Możemy iść tylko się przebiorę. – poszłam szybko do swojego pokoju. Włożyłam to co miałam w szkole, poprawiłam makijaż. Zajęło mi to zaledwie pięć minut. <i> Transformersi</i> się mogę przy mnie schować. Wzięłam jeszcze torbę i byłam gotowa.<br />
– Gotowa! –oznajmiłam gdy weszłam od salonu i podskoczyłam. Dziwnym trafem rozpierała mnie energia. Mogłabym góry przenosić.<br />
– Pamiętaj, żeby jak będziemy wracać kupić jedzenie dla Frankie’go. Jak wszyscy są gotowi to idziemy.<br />
Wyszliśmy z domu. Ładna pogoda nadal się utrzymywała, więc samochód zostawiliśmy w garażu i poszliśmy piechotą.<br />
Gdy byliśmy w centrum handlowym po jedzenie dla Frankie’go – i milion innych rzeczy – rozdzwonił się mój telefon. Wyświetlił mi się numer, a nie nazwa kontaktu, więc domyśliłam się, że to Jake. Odeszłam kawałek i odebrałam.<br />
– Cześć, tu Jake. Miałem zadzwonić – gdy tylko usłyszałam jego głos zalała mnie fala ciepła.<br />
– Hej. Pamiętam miałeś zadzwonić.<br />
Destiny, opanuj się!, rozkazałam sobie. Do fali ciepła dołączyły się palpitacje serca.<br />
– To jak? Jutro ci pasuje? – zapytał.<br />
– Tak. O której?<br />
Przechadzałam się po dziale z ubraniami. W jednym z luster dostrzegłam, że się uśmiecham i oczy mi błyszczą. Policzki miałam zaróżowione. Nigdy to się nie zdarzało przy chłopaku. A to tylko rozmowa przez telefon! Boję się co się stanie, jak go zobaczę.<br />
– Hej, jesteś tam? – jego głos sprowadził mnie z powrotem na Ziemię. Wychwyciłam nutę troski.<br />
– Sorki zamyśliłam się. To o której się spotkamy?<br />
– Będzie ci pasowało o trzeciej?<br />
– Tak –odparłam bez zastanowienia.<br />
– Może przyjdę po ciebie?<br />
– W sumie czemu nie. Wyślę ci później SMS’em adres, ok?<br />
– W takim razie będę czekał. Do zobaczenia.<br />
– Cześć –niechętnie się rozłączyłam. Zaczęłam szukać rodziców. Cholera, znowu ich zgubiłam, pomyślałam. Niech to szlag trafi. Szukając ich zorientowałam się, że Jake jest świetnym manipulatorem. Swoim miękkim, kuszącym głosem tak mnie zwiódł, że zapomniałam o swoim postanowieniu.<br />
– Gdzie byłaś? Szukaliśmy cię – powiedziała mama, gdy ją i tatę w końcu znalazłam. Chyba trzy razy obeszłam cały supermarket.<br />
– Ja was też! – mruknęłam z wyrzutem. – Co kupiliście?<br />
Spojrzałam do wózka. Był żwirek do kuwety, duża paczka suchej karmy, jogurty, paczka chipsów o smaku zielonej cebulki, kilka paczek moich ulubionych żelków, sok pomarańczowy i butelka czerwonego wina.<br />
– Żelki! –zaczęłam suszyć zęby z zachwytu ukazując tym samym mój aparat ortodontyczny.<br />
– Zamknij buzię– mruknął tata rozbawiony. – Chcesz coś jeszcze czy idziemy do kasy?<br />
Zamyśliłam się.<br />
– Chyba wszystko już jest.<br />
<br />
W domu wzięłam szybki prysznic i usiadłam z rodzicami w salonie. W telewizji leciał nasz ulubiony film. W międzyczasie pisałam z Caroline o jej imprezie na zakończenie roku szkolnego. Podczas mojej ulubionej sceny zadzwonił Jake. Cholera miałam mu podać adres, pomyślałam spanikowana. Chciałam jak najszybciej być w swoim pokoju, żeby odebrać. Zapomniałam, że siedziałam po turecku i omal się nie zabiłam.<br />
– Kurczaki!– zaklęłam. Gdy się pozbierałam szybko poszłam do kuchni. – Hej – powiedziałam przeciągając sylaby. Odbija ci Dee, pomyślałam.<br />
– Cześć. Nie chcę być nachalny czy coś ale miałaś mi wysłać SMS’em swój adres – w jego głosie było słychać zdezorientowanie.<br />
– Tak wiem. Przepraszam, ale na śmierć o tym zapomniałam. Wiesz gdzie jest osiedle Tych apartamentów przy plaży? – spytałam retorycznie i podałam mu numer budynku i mieszkania.<br />
– To jutro o trzeciej mam przyjść tak? – upewnił się. Miał taki radosny głos…<br />
– Tak, tak. O trzeciej.<br />
– Dobranoc. Śpij dobrze.<br />
– Ta ty też. Dobranoc.<br />
Wróciłam do rodziców. Serce biło mi jak szalone, a w głowie miałam milion myśli o tym co zaraz powiedzą rodzice.<br />
– Nasza mała Dee chyba się zakochała – powiedziała mama lekko rozbawiona.<br />
– Wcale nie!<br />
– Jakby dzwoniła Caroline lub Anna byś tutaj plotkowała.<br />
– Dobra. Dzwonił kolega – widząc ich miny pośpiesznie dodałam: – Tylko kolega.<br />
– Zobaczymy za kilka dni. – Tata się roześmiał. – Na kiedy się z nim umówiłaś?<br />
– Na jutro. Mogę iść tak?<br />
Rodzice spojrzeli na siebie udając, że się zastanawiają.<br />
– Hmm.. No nie wiem. Ostatnio się koszmarnie zachowujesz. Powinnaś dostać szlaban wiesz?<br />
– Tato!<br />
Rodzice roześmiali się.<br />
– Możesz iść. Tylko wróć przed północą, Kopciuszku.<br />
– Na bal się nie wybieram, więc na pewno wrócę grubo przed północą – odpowiedziałam. Nie zależy mi na nim, więc na pewno szybko to minie. Pogadamy chwilę, rozmowa nie będzie się kleić, więc po jakieś godzinie wrócę do domu. – Nie wiem jak wy, aleja idę spać. Dobranoc. – Dałam rodzicom po buziaku w policzek i poszłam do siebie. Wzięłam laptopa do łóżka i posiedziałam chwilę na Internecie. Będąc na Facebook’u zawędrowałam na profil Jake’a. Kichać to wszystko. Musiałam zaspokoić swoją potrzebę zobaczenia go.Jego ślicznego, słodkiego uśmiechu. Jego złotych oczu. Jego całego. <br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Gdy tylko załadował się jego profil – co trwało nieco przydługo – taka zajebistość ma prawo długo się władowywać – i zobaczyłam jego zdjęcie główne moje serce zaczęło bić chyba czterdzieści razy szybciej. Na mojej twarzy natychmiast zakwitł szeroki uśmiech. Najechałam kursorem na napis: <i>zdjęcia (15)</i>. Po chwili się władowały jego albumy. Miał tylko dwa. Zdjęcia główne i <i>Skatepark</i>. Najpierw włączyłam ten drugi. Miał zdjęcia, jak jeździ i robi tricki na deskorolce i bmx’ie. Robiło to wrażenie. Przynajmniej na mnie – osobie, która nienawidzi wszelkiego rodzaju sportu (chyba, że spanie i opieprzanie się można uznać za sport) i nie jest w nim specjalnie uzdolniona. Na jedną fotografię wpatrywałam się dosyć długo. Zdjęcie to było niezwykle słodkie – trzymał na nim małego ślicznego kotka. Uśmiechał się przy tym uroczo. Chyba nawet największy twardziej rozczuliłby się widząc tą słodką dwójkę. Posunęłam się aż tak daleko, że pobrałam to zdjęcie i przesłałam na komórkę. Ustawiłam też sobie na tapetę w laptopie. Trochę głupie i dziwne, ale ja już tak mam. Oto uroki bycia szesnastolatką. Teraz mogłam się godzinami wpatrywać w monitor.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>I wyobraź sobie, że ten oto słodziak się właśnie z tobą umówił, powiedział cicho głosik wewnątrz mnie. Tak to zapewne Serce.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ty Serce! Jeszcze może wszystko może się zdarzyć i może odwołać spotkanie. A poza tym ponoć ci się nie podoba. No więc jak jest? – zapytał drugi głosik. To na sto procent był Rozum.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Byłam rozdarta. Nigdy przecież nie pomyślałabym, że on umówi się ze mną. Z Anną czy Caroline. Lub połową innych dziewczyn ze szkoły to tak. Ale z taką łamagą jak ja? Muszę śnić. Tak na pewno śnię i zaraz zadzwoni budzik! No już dzwoń! Czemu nie słyszę <i>Fallen angels</i> Black Veil Brides?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Głupiejesz moja droga, zauważył Rozum.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>A idź w cholerę, pomyślałam. Nie wiem jakim cudem, ale wyłączyłam laptopa. Włożyłam go pod poduszkę. Wyszłam jeszcze z łóżka i zaczęłam szukać iPod’a. Gdy go znalazłam wróciłam się i włączyłam go. Prędko udało mi się znaleźć<i> Leave out all the rest </i>–Linkin Park. Zasnęłam przy tym.<br />
<br />
<br />
Basiahttp://www.blogger.com/profile/15625343881239709730noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-645991511996035323.post-90172455379587459852013-01-30T01:24:00.001-08:002013-04-01T14:18:50.338-07:00Rozdział pierwszy - Coś więcej<br />
<br />
<span style="font-size: large;">Z</span>adzwonił dzwonek obwieszczający całej szkole przerwę na lunch. Powoli spakowałam książki do torby słuchając muzyki. Równie ślamazarnym tempem wyszłam z klasy. Wzrok jak zwykle miałam wbity w ziemię.<br />
Nagle poczułam, że wpadam na kogoś. Moje duże słuchawki zsunęły mi się. Podniosłam głowę do góry, by sprawdzić kto tym razem padł ofiarą mojej niezdarności. Był nią Jake – największe ciacho w szkole. Chyba ¾ lasek, w szkole dostaje palpitacji serca na jego widok. Ja jednak do nich się nie zaliczam. Jakoś mało interesuje mnie jego osoba. Przystojny może i był. I chodzi ze mną na angielski… Ale to by było tyle na jego temat.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wydukałam przeprosiny. Posłał mi czarujący uśmiech. Nieco mnie onieśmielił i ogłupił. Jak najszybciej stamtąd uciekłam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Coś długo wracałaś – zauważyła Caroline. Caroline jest moją przyjaciółką. Znamy się niemal od piaskownicy. Caroline ma figurę modelki: długie, szczupłe nogi, smukłą sylwetkę, wysoka. Zazdrościłam jej długich, prostych – niczym struny w gitarze – blond włosów. Były w odcieniu miodu. Pięknie wyglądały wraz z jej czekoladowymi oczami. Nic dziwnego, że podobała się każdemu chłopakowi w tej szkole. Jednak byli oni niepocieszeni – serce Caroline było zajęte przez Davida.<br />
– Wiesz doskonale, jakie mam tempo…<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span> – No tak – odpowiedziała ze swoim uśmiechem numer pięć i zaczęła plotkować z dziewczynami siedzącymi przy stoliku. Wyjęłam z torby zielone jabłko. Wyłączyłam się włączając na powrót muzykę.<br />
<br />
Po trzech następnych lekcjach wróciłam do domu. Zaraz po zamknięciu drzwi wejściowych przybiegł do mnie Frankie – mój kot - z ogonem uniesionym do góry.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Miauknął.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Miał śliczną szarą sierść i błękitne oczy. Był ciągle mały. Wzięłam go na ręce.<br />
– Hej mały. Nudziłeś się, nie? – spytałam drapiąc go za uchem. W odpowiedzi zaczął cicho mruczeć. Uśmiechnęłam się. Ciągle trzymając go na rękach zdjęłam buty i wraz z nim poszłam do kuchni. Sprawdziłam, czy ma karmę, wodę i czy mleko nie skisło. Wszystkie miski musiałam napełnić, bo były puste.<br />
<br />
Wraz z rodzicami mieszkam w jednym z najlepszych apartamentów w San Francisco. Są prawnikami i dużo pracują. Jednak codziennie o siódmej wieczorem jemy wspólnie kolację. Nie ma opcji, żeby było inaczej. Rodzice są bardzo fajni i świetnie się dogadujemy. Jestem dla nich najważniejsza, głównie przez to, że jestem ich jedyną córką. Dzięki temu, że są prawnikami stać nas na drogie meble i elektronikę, markowe ubrania, wyjazdy do Europy… Mimo wszystko nie jestem rozpieszczona. Jeśli chcę dostać coś „ponadprogramowego” – nową konsolę czy iPoda – to muszę na to zasłużyć lub zaoszczędzić.<br />
– Dostaniesz prawie wszystko, co zechcesz, jeśli tylko będziesz dobrze się uczyć, myszko – powiedział tata, gdy zaczynałam pierwszą klasę. Jednak prędko polubiłam szkołę – i lubię ją do dzisiaj – i jakoś nie mam wielkich problemów z nauką. No może z matematyką. Ale mam korepetycje, więc daję radę.<br />
Zostawiwszy Frankie’go w kuchni poszłam do swojej sypialni. Uwielbiałam w niej przebywać. Była moim azylem, sacrum. Nikt bez mojej zgody nie mógł tu wejść. Nie żebym miała coś do ukrycia. Po prostu cenię prywatność, a rodzice w pełni to szanują. Zawsze pukają albo z góry uprzedzają, że idą po coś, gdy jestem dajmy na to w salonie.<br />
<br />
Moja sypialnia ogólnie jest kwadratowa. Jednak jest w niej wydzielona garderoba i łazienka, więc sam pokój przypomina odwrócą o sto osiemdziesiąt stopni w prawo literę L. Jest niemal banalnie urządzony. Ściany były pokryte jasnoszarą farbą. Jednak ściana na wprost, gdy stoi się w drzwiach była oknem z wyjściem na taras. Rozpościerał się z niego najpiękniejszy widok na ocean i pobliską plażę. Stojąc w wejściu po prawej stronie są drzwi do łazienki i garderoby. Dalej w połowie długości ściany stoi duże biurko zrobione w starym stylu: dębowe, z dużą ilością szuflad. Przy nim było krzesło pasujące bardziej do jadalni niż biurka. Miało obicie z czarnej skóry ekologicznej. Idąc dalej – we wnęce przy ścianie – stało moje łóżko. Pojedyncze z szarą pościelą z czarnymi wzorami. Obok niego stała niewielka szafka nocka z lampką. Na podłodze leżał biały dywanik z długim, miłym w dotyku włosiem – ot tak, by po przebudzeniu nie stawiać stóp od razu na parkiet, tylko na miły dywanik. Mała rzecz a cieszy. Podłoga w całym pokoju była z białych paneli. Na ścianach wisiały póki, na których miałam ramki ze zdjęciami bliskich mi osób lub siebie z czasów dzieciństwa. Po prawej stronie od biurka póki były ustawiane od ziemi do ¾ wysokości ściany – niczym regał. Miałam na nich mnóstwo książek, które uwielbiam czytać i zbierać.<br />
<br />
Torbę rzuciłam byle gdzie i poszłam do łazienki. Zmyłam makijaż, rozczesałam dokładnie włosy i przebrałam się w szare luźne spodnie z dresu z opuszczonym krokiem, męski T-shirt, a włosy spięłam w niedbałego kucyka.<br />
Łazienka była niewielkim pomieszczeniem z czarnymi kafelkami na ziemi i ścianach. Mieściła najważniejsze rzeczy: prysznic, umywalkę, toaletę, mnóstwo półek i lustro.<br />
<br />
<br />
Następnego dnia idąc szkolnym korytarzem pod klasę, gdzie miałam kolejną lekcję znów się potknęłam. Nie do końca z mojej winy. Szłam, szłam, szłam i nagle potknęłam się o coś. Upadając ktoś w ostatniej chwili złapał moją rękę i mocno pociągnął mnie na siebie. Cudem moja twarz nie spotkała się z ziemią. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, że na kimś leżę. Uświadomił mi to granatowy T-shirt. Jak najszybciej umiałam pozbierałam się. O nie, pomyślałam, gdy doszło do mnie na kogo wpadłam – lub raczej – przez kogo. Jake siedział na ziemi z wyprostowanymi nogami. Był lekko rozbawiony tą sytuacją. Znów czarująco się uśmiechał, a w oczach miał dwie iskierki. Jak najszybciej mogłam zniknęłam.<br />
<br />
Na moje nieszczęście kolejną lekcją był angielski. Przez bite czterdzieści pięć minut czułam na sobie wzrok Jake’a. Jak zwykle siedziałam w drugiej ławce w środkowym rzędzie, a on pod ścianą w trzeciej. Kilka razy odwróciłam się. Nawet nie krył się z tym, że się patrzy! Gdy tylko zabrzmiał dzwonek, prędko się spakowałam (choć nie wiem, jak to możliwe przy mnie) i wyszłam z klasy. Przeklinałam w myślach Jake’a. Gdy byłam na schodach zwolniłam. Inni za to biegli jak szaleni na stołówkę. Byli jak stado wygłodniałych tygrysów. Włączyłam muzykę i szłam swoim tempie. Mi przecież nigdzie się nie śpieszy. Będąc przed stołówką minęłam się z Jake’m. Uśmiechał się. Byłam w stu procentach pewna, że do mnie, bo w pobliżu nie było nikogo innego. Pewnie wspominał moją dzisiejszą glebę i się śmiał w myślach, pomyślałam. Ech, walić to. Moja reputacja i tak jest zszargana.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>– Zauważyłam, że przez cały angielski Jake nie spuszczał z ciebie wzroku – powiedziała Caroline, gdy tylko usiadłam zdejmując słuchawki. Żyć mi nie da.<br />
– Tsa – burknęłam, wyjmując picie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>– Wiesz, że połowa dziewczyn chciałaby by być na twoim miejscu?! Na przykład ja – wtrąciła Anna. Anna była moją drugą najlepszą przyjaciółką. Ją jednak poznałam dopiero w liceum. Do niej też pół szkoły zarywało. Anna podobnie jak Caroline wygląda jak modelka. Tylko ja jakaś jestem niewydarzona. Ma figurę modelki, długie lekko kręcone rudawe włosy, zielone niczym morska trawa oczy…<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>– To idź do niego po numer. Nie wiedzę przeszkód – odparłam, po czym upiłam łyk ze swojego soku pomarańczowego.<br />
– Dziewczynie nie wypada. - Anna ma też swoje zasady. Nigdy nie zaprosi pierwsza chłopaka na randkę, nie zacznie z nim rozmowy, nie poprosi go o numer. Według niej to on powinien to wszystko zrobić pierwszy. Cała Anna.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span> – Co mamy potem? – spytałam z innej beczki. Nie miałam ochoty ciągnąć tego tematu dalej.<br />
– Biologię.<br />
<br />
Wracałam do domu skąpana w promieniach słonecznych. Był już czerwiec i słońce niemiłosiernie przygrzewało. Jak zwykle szłam zatracona kompletnie w tym, co słyszałam w słuchawkach. Komu w drogę temu słuchawki w uszy – tak często mówię wychodząc gdzieś. To moja główna zasada. Muzyka jest jednym z moich uzależnień. Nie umiałam się bez niej obyć.<br />
Wyjęłam iPoda z kieszeni, by zmienić piosenkę, bo ta nie pasowała do mojego nastroju. Wolałam coś szybszego, jak Maroon 5 Moves like Jagger. Szukając jej byłam wpatrzona w niewielki ekranik. Drogę znałam na pamięć więc nie patrzyłam przed siebie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>A powinnam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie wiem jakim cudem, ale szedł tędy też Jake. Z tego co wiedziałam jego dom był w całkowicie innym kierunku.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Oczywiście zderzyłam się.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie mogłeś popatrzeć przed siebie?!, pomyślałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>– Dwa razy to przypadek – zaczął, obdarzając mnie zniewalającym uśmiechem, przez co cała moja złość, gdzieś zniknęła.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>– Ale trzy to już coś więcej.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Już chciałam odpowiedzieć, ale gdy się do tego zbierałam sam odpowiedział:<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>– To przeznaczenie.<br />
<br />
Basiahttp://www.blogger.com/profile/15625343881239709730noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-645991511996035323.post-87743593722328978052013-01-30T01:02:00.003-08:002013-04-01T14:06:25.987-07:00Prolog<div align="left" class="MsoNormal" style="background-color: white; border: 0px; margin-bottom: 1.625em; margin-top: 4.8pt; outline: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
</div>
<div align="left" class="MsoNormal" style="border: 0px; margin-bottom: 1.625em; margin-top: 4.8pt; outline: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
</div>
<div align="left" class="MsoNormal" style="border: 0px; margin-bottom: 1.625em; margin-top: 4.8pt; outline: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="color: #373737; font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 22px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><span style="font-size: large;">N</span>ie wierzę w Boga. Bóg nie istnieje. To ludzie wymyślili go setki lat temu i ciągle w Niego wierzą i czczą. Ludzie wierzący są naiwni i głupi. Biegają do Kościoła,modlą się, błagają o łaski i płaszczą się przed kimś, kogo nawet nie interesują.</span></span></div>
<div align="left" class="MsoNormal" style="border: 0px; margin-bottom: 1.625em; margin-top: 4.8pt; outline: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="color: #373737; font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 22px;"> Wierzę w Przeznaczenie. To ono kieruje naszym życiem. Łączy ludzi, sprawia, że obces obie osoby spotykają się i przyjaźnią lub zakochują się w sobie. To ono sprawia, że postępujemy tak a nie inaczej. Że robimy coś w taki a nie inny sposób. Że jesteśmy tacy a inni. </span></span></div>
<br />Basiahttp://www.blogger.com/profile/15625343881239709730noreply@blogger.com0