Rozdział dziewiąty - Jake


Dopiero, gdy drzwi z pokoju cicho trzasnęły Anna rozpłakała się na dobre. Przytuliłam ją i mamrotałam jakieś słowa pocieszenia. Był środek nocy, a o tej porze słabo kontaktuję. Usiadłyśmy na sofie. Wyjęłam z torby pudełko chusteczek, a przy okazji wypadły żelki, na które Anna omal się nie rzuciła.
- Żelka dostaniesz, jak przestaniesz płakać – zaszantażowałam przyjaciółkę. Wyjęła z pudełka chusteczkę i głośno wysmarkała się w nią. Wyjęła kolejną, którą otarła sobie oczy. Jej oczy ciągle  świadczyły o tym, że przed chwilą wylały rzekę łez, jednak Anna wyglądała już nieco lepiej. Otworzyłam paczkę żelek, a moja przyjaciółka wyjęła z niej kilka kolorowych, glutowatych miśków. Sama też się poczęstowałam.
- „Pieniądze szczęścia nie dają, ale za pieniądze można kupić żelki, a to już całkiem blisko do szczęścia” –  zacytowała Anna. Uśmiechnęłam się. Była to stuprocentowa prawda. Nic nie sprawia większego szczęścia niż żelki i nic nie poprawia nastroju jak żelki.
- A teraz powiedz, co ten frajer zrobił – powiedziałam.
- Przyszedł do mnie wieczorem kompletnie nawalony z jakąś półnagą laską u boku. Powiedział mi, że nigdy mnie nie kochał, nigdy mu się nie podobałam, po czym zaczął się całować z tą dziewczyną. – I znów się rozpłakała. Jak on mógł?! Anna jest najlepszym materiałem na dziewczynę, a ten ją tak traktuje?! Po prostu nogi z dupy mu powyrywam i do tego wykastruję tego frajera.
- Zabiję go, słyszysz? Nie płacz przez takiego frajera. – Przytuliłam przyjaciółkę, po czym staram skierować naszą rozmowę na bardziej przyjemny temat. Wpadam na pomysł, by jakiś kolega Jake’a poszedł z Anną na imprezę, bo nie chcę, by była sama. Nie chcę, by była bardziej zdołowana.
Jakieś dwie godziny później kładziemy się spać. Nie ma mowy o tym, by rano przekroczyć próg szkoły. Wpadniemy dopiero w piątek po świadectwa i pożegnamy się ze szkołą na dwa miesiące.
Ze snu wyrwał mnie rozdzwoniony telefon. Spadłam z łóżka, po czym zaczęłam szukać komórki. Gdy ją znalazłam, spojrzałam na rozświetlony wyświetlacz. Jake się dobija.
Odebrałam naciskając zieloną słuchawkę.
- Tak? – spytałam.
- Dee, jestem pod twoim domem. Za ile zejdziesz?
- Em, bo ja jestem u Anny. Przyszłam do niej w nocy, bo dzwoniła… Ten koleś, z którym widzieliśmy ją ostatnio rzucił ją i musiałam przyjść do niej.
- Przyszłaś do niej w nocy?! Sama? – spytał zszokowany.
- Nie, specjalnie obudziłam tatę żeby mnie zawiózł – zironizowałam.
- Mogłaś zadzwonić do mnie – powiedział oschłym głosem.
- Tak, miałam budzić cię po północy, żebyś mnie podrzucił do Anny! – uniosłam się. Zaczęłam chodzić w kółko po pokoju.
- Nie spałem o tej porze. Nigdy nie śpię o tej godzinie.
Nastała cisza.
- Przepraszam – powiedziałam cicho.
- Wiesz, że się o ciebie martwię… – mruknął. Jest taki troskliwy…
- Spotkamy się popołudniu? – zapytałam.
- Jasne. Przyjdę po ciebie koło czwartej.
- Przyjdę do skate parku o czwartej, ok?
- Ok. Nie będzie cię w szkole? – spytał szybko.
- Nie.
- Cześć.
- Pa – rozłączyłam się. Odwróciłam się. Anna obudziła się.
- Kto dzwonił?
- Jake – odparłam. Moja przyjaciółka przetarła dłońmi oczy.
- Co chciał?
- Przyjechał po mnie i pytał się za ile zejdę. Znaczy… Przyjechał pod mój dom. – Zrobiłam parę kroków i rzuciłam się na łóżko.
- Aaa. Idziemy do szkoły?
- Chyba sobie żartujesz – mruknęłam. Anna podniosła się i klepnęła mnie w tyłek.
- Chodź zrobić śniadanie, panno zakochana po uszu w największym ciachu z naszej szkoły.
- Ej! – mruknęłam. Moja przyjaciółka pociągnęła mnie za nogę, przez co znów przyjrzałam się z bliska podłodze. Pozbierałam się, otrzepałam i poszłam za Anną do kuchni.
Wróciłam do domu przed dziesiątą. Zjadłam śniadanie, poszłam na spacer z Jakiem i uprzątnęłam kuwetę Frankie’go. Z racji z tego, że mi się nudziło włączyłam wieżę na cały regulator i zaczęłam sprzątać salon i kuchnię. Tańcząc ze szmatką w rękach i ślizgając się w skarpetkach po parkiecie, ścierałam kurze. Naczynia włożyłam do zmywarki, po czym nastawiłam odpowiedni program i uruchomiłam urządzenie. Wykrzesałam z siebie ostatni sił i przetarłam powierzchownie podłogi. Zmęczona do granic możliwości padłam na swoje łóżko. Po chwili przydreptał do mnie Frankie, więc gdy tylko wskoczył na łóżko zaczęłam go drapać za uchem, aż nie zaczął mruczeć. Niedługo potem przybiegł też Jakie i też wskoczył na łóżko, więc i jego musiałam głaskać.
W końcu czas zmusił mnie do tego, że musiałam wstać z łóżka i zacząć się szykować. Zrobiłam klasyczny make-up: tusz i eyeliner. Ubrałam luźną szarą koszulkę i do tego niebieskie rurki i czerwone Converse. Włosy spięłam w koka i przeczesałam kilka razy grzywkę, by była ułożona tak jak powinna. Do torby powrzucałam parę niezbędnych rzeczy takich jak portfel, niewielka kosmetyczka, klucze, kalendarz, telefon i gumy. Podłączyłam słuchawki do iPoda i włączyłam Drive by Train. Do koszyka, który był umocowany z przodu mojego czerwonego roweru Electra. Wyprowadziłam rower z pokoju i doprowadziłam do drzwi. Cholera, będę musiała jechać windą, pomyślałam, a mój żołądek splótł się w supeł na samą myśl o jeździe windą. Wychodzę z domu, zamykając drzwi na klucz. Gdy tylko winda przyjechała nieśmiało do niej weszłam, prowadząc rower. Nacisnęłam przycisk z liczbą zero i czekałam na to, by już móc wysiąść z tej przeklętej maszyny. Gdy drzwi rozsunęły się, czym prędzej wyszłam. Chwilę później byłam już na powietrzu. Usiadłam na rowerze, mocno złapałam gumowe rączki kierownicy, wzięłam głęboki oddech i ruszyłam. Nie jest tak źle, pomyślałam po przejechaniu dłuższego dystansu. Niedługo potem dojechałam do skate parku. Wszyscy patrzyli na mnie wielkimi oczami. Chwilę później u mojego boku zjawił się Jake z deską pod pachą.
- Ty jeździsz na rowerze? – zapytał wyraźnie zdziwiony.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz – żartuję, susząc do niego zęby.
- Czyli nigdy wcześniej nie jeździłaś?
- Jeździłam, ale jakoś przestałam – odpowiedziałam, po czym zeszłam z roweru i zajęłam miejsce na prowizorycznych trybunach. – No ja już cię zaskoczyłam, więc teraz ty to zrób.
Jake uśmiechnął się, po czym rzucił deskę na ziemię, wskoczył na nią i odpychając się parę razy odjechał w stronę najbliższej rampy. Gdy parę razy przejechał po rampie zaczął robić różne tricki, które zapewne mają jakieś fachowe nazwy, których ja nie znam. Parę razy się wystraszyłam, że zaraz coś Jake’owi się stanie, bo to co wyczyniał było dość niebezpieczne, bynajmniej dla mnie. Chwilę później wrócił na chwilę do mnie.
- Zaskoczona? – spytał z tym swoim zwalającym z nóg uśmiechem.
- I to bardzo – odparłam.
Jake napił się wody, poprawił włosy, przez co omal nie umarłam i zmienił deskę na bmx’a. Znów zaczął robić różne tricki i obroty, a ja przyglądałam się temu, jak łapie wszelkie zasady fizyki.
Zanim pojechaliśmy do mnie, stwierdziliśmy, że fajnie byłoby się przejechać, więc pojeździliśmy po parku, a potem okrężną drogą do mojego domu.
- Nie wjedziesz windą, prawda? – zapytał Jake, gdy staliśmy na klatce. Pokiwałam przecząco głową. – Znosiłaś rower po schodach? – I znów taki sam gest. – Jechałaś windą? – Uśmiecham się. – Więc i teraz pojedziesz – powiedział, a ja już chciałam zaprotestować, gdy on pocałował mnie przelotnie, zamykając mi usta. Poprowadził swojego czarno-fioletowego bmx’a ku windom, a ja zostałam zmuszona, by iść za nim. Cała wystraszona wsiadłam do windy. Jake wcisnął guzik z piątką, a po chwili drzwi się zamknęły, tak samo jak moje oczy.
- Nie bój się! – powiedział Jake. Poczułam jak mnie przytula.  Usłyszałam jak drzwi się rozsuwają, więc wyrwałam się z uścisku Jake’a i prędko wyszłam z windy. Będąc już na klatce słyszałam śmiech orzechowookiego. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam, że powoli wychodzi z windy. Pokręciłam głową. Weszliśmy do mojego domu, a już na wejściu czułam zapach kurczaka i nagle zgłodniałam.
- To ja! – krzyknęłam, a z kuchni wychylili się moi rodzice najwyraźniej ucieszeni.
- Dobry wieczór – przywitał się Jake.
- Cześć – odpowiedzieli moi rodzice. Zastanawiałam się z czego oni się tak cieszą.
- Jake, zjesz z nami? – zapytał mój tata.
- Jasne – odpowiedział. Zostawiliśmy rowery na korytarzu i poszliśmy umyć ręce, przy czym nie obyło się bez tego, że byłam cała mokra, a Jake wyszedł suchuteńki. Gdy z powrotem pojawiliśmy się w okolicach kuchni mama dała mi talerze, a Jake’owi sztućce do rozłożenia na stole. Po tym jak nakryłam do stołu i poprawiłam sztućce, które Jake źle rozłożył, poczułam jego dłonie na swojej talii. Odwróciłam się twarzą do niego i uśmiechnęłam się. Ciągle wydawało mi się, że to wszystko jest pięknym snem, z którego zaraz wyrwie mnie mój budzik. Zatracając się w orzechowych oczach Jake’a, nawet nie spostrzegłam, kiedy zaczęliśmy się całować jak zawsze delikatnie, z wyczuciem, a mimo to z uczuciem.
Niedługo potem w czwórkę zasiedliśmy do kolacji. Tata nie szczędził różnych upokarzających historii z mojego dzieciństwa, przez co miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Mam nadzieję, że zaopiekujesz się Dee, kiedy my wyjedziemy – powiedział nagle.
- Ale że jak: wyjedziemy? Sami jedziecie? Beze mnie? – zapytałam. Zwykle w trójkę wyjeżdżaliśmy na wakacje.
- Tym razem my z tatą jedziemy sami na tydzień, a potem pojedziemy razem – uspokoiła mnie mama. I tak dalej uważam, że to nie fair.
- Zajmę się Dee – zaoferował się Jake.
- Tylko wiesz: niech jej włos z głowy spadnie, a porozmawiamy inaczej – powiedział tata i mimo żartu jego głos brzmiał raczej poważnie.
- Włos z głowy jej nie spadnie – przyrzekł. Uścisnęli sobie dłonie, a ja z mamą przyglądałyśmy się temu z miną: „Ach, ci faceci”.
- A kiedy jedziecie? – zapytałam.
- W poniedziałek – odpowiedziała mama.
Po kolacji poszliśmy z Jake’iem do mojego pokoju. Wyszliśmy na taras i przyglądaliśmy się morzu, które cofało się i wracało z powrotem. Jake obejmował mnie od tyłu i miał opartą głowę na moim ramieniu.
- Te wakacje zapowiadają się całkiem ciekawie, nie? – spytał, przerywając prowizoryczną ciszę między nami.
- Tak – odpowiedziałam. – Wprowadzisz się do mnie na tydzień? – zapytałam odwracając się lekko, by spojrzeć na Jake’a.
- Jeżeli twojemu ojcu chodziło o tak dogłębną opiekę nad tobą, to czemu nie – wzruszył ramionami uśmiechając się przy tym jak mały chłopiec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za KAŻDY komentarz.
Jeśli komentujesz z Anonima podpisz się imieniem, nickiem z Twittera lub inicjałami.