Rozdział piąty - Przełom


            Spotkałam się z Jakem jeszcze kilka razy. I to zazwyczaj w skate parku, gdzie nieustannie próbował mnie nauczyć jeździć na desce. Jednak jego deskorolka mnie nie lubiła – z resztą z wzajemnością – i nabiłam sobie kilka siniaków. I tak mi to różnicy wielkiej nie zrobiło, bo ciągle chodzę poobijana.
- Dasz radę. Dobrze ci idzie – powtarzał jak mantrę, gdy jakiś cudem odepchnęłam się na deskorolce i udało mi się nie wyrżnąć. Jake jak zawsze stał obok mnie i asekurował mnie by w razie czego złapać mnie i uratować.
            Właśnie stałam na desce i Jake trzymał mnie, bo przed chwilą byłam bliska wywalenia się.
            – Zerwałem z Amy – wypalił.
            – Aaa. Em… – Nie wiedziałam co powiedzieć. Ucieszyło mnie to, ale przecież nie zacznę skakać z radości, bo zerwał ze swoją dziewczyną.
            – Nie cieszysz się? – zapytał.
            – Zależy jak na to patrzeć…
            – Dee – chwycił moje ręce. –Zerwałem z nią dla ciebie.
            Zaczęłam chwiać się na desce, więc on automatycznie inaczej mnie chwycił. Utkwiliśmy w jakieś dziwnej pozie. Uznałam, że bezpieczniej będzie, jak zejdę z deskorolki. Usiedliśmy na ławce.
            – Jake, bo ja… Ja nie wiem czy jestem warta tego, żebyś zrywał ze swoją dziewczyną, którą kochasz. Nie jestem ani ładna, ani szczególnie mądra.
            Czułam, że się pogrążam.
            A on zamiast przyznać mi rację lub chociażby wyśmiać po prostu mnie pocałował. I to jak! Całował z takim uczuciem, tak gorąco. Motyle w moim brzuchu zaczęły się szamotać. Nie byłam bardzo obeznana w sprawach damsko-męskich. Miałam kiedyś kilku chłopaków, ale to były bardziej przelotne znajomości.
            – Uwierz mi jesteś warta. Jej po prostu już nie kocham. I to od dłuższego czasu.
            Moje policzki znów zmieniły barwę na czerwoną.
            – Chodźmy się przejść –zaproponował. Wstałam, on również. Wziął w rękę deskorolkę i ruszyliśmy w kierunku plaży.
            Na plaży napotkaliśmy Amy i jej świtę równie sztucznych i plastikowych koleżanek jak ona sama. Gdy zobaczyła mnie z Jakem i to trzymających się za rękę zagotowało się w niej. Od razu podeszła do nas.
            – Kogo ja tu widzę. Jakaś małolata zajęła moje miejsce u twojego boku, Jake – powiedziała słodkim głosem. Miałam ochotę się wyrzygać.
            – Może nie małolata co? – zapytałam.
            Ta zmierzyła mnie wzrokiem, jakby kalkulowała, która z nas jest ładniejsza. Może lepiej niech kalkuluje, która z nas ma mniej tapety na mordzie?
            – Mam drobną uwagę dla ciebie. Zwracaj się do mnie per pani. Jestem znacznie starsza od ciebie i pragnę szacunku – powiedziała ostro.
            Tym razem ja zmierzyłam ją wzrokiem. No fakt, wyglądała na starszą. Albo ten fluid i solarium tak ją postarzały.
            – Co jeszcze?
            – Co jeszcze? – powtórzyła. –Jeszcze odpierdol się od Jake’a. On jeszcze do mnie wróci.
            Poczułam się, jakby ktoś właśnie kopał pode mną dół, w którym się zapadałam. Próbowałam zachować godność. Szkoda tylko, że Jake milczał.
            – Coś mi się nie wydaje, żeby chciał wrócić.
            – Pożyjemy zobaczymy. Ty i tak mu nie dasz tego co ja.
            Zaczęłam zastanawiać się nad jej słowami. Jedyne co przychodziło mi do głowy to to, że ona mu się oddawała.
            – Skąd wiesz? Nawet mnie nie znasz.
            – Jesteś tylko gówniarą jak dla mnie.
            – Ej tylko bez wyzwisk! – odezwał się Jake. Szkoda, że nareszcie!
            – Bo co? – zapytała robiąc krok do przodu.
            – Bo tak ci przypierdolę, że ci ta tapeta z mordy odleci – powiedziałam.
            – Taka młoda, a taka wulgarna…- powiedziała spokojnie. – Coś ci powiedziałam. Masz się odnosić do mnie z szacunkiem, dziwko – dodała głosem pełnym jadu. Na jej ostatnie słowo we mnie się zagotowało. Wyrwałam dłoń z uścisku Jake’a i podeszłam do niej.
            – Mnie się przesłyszało prawda? –spytałam z ironią.
            – Nie czemu? Jak dla mnie jesteś dziwką. Mogę znaleźć jeszcze kilka innych określeń.
            – Ty, słoneczko, nie wiesz  kto to dziwka. Ale uświadomię cię, że ja nią nie jestem. Może ty tak i któraś z twoich koleżanek. Ale nie ja. I nie pozwolę mówić tak o sobie. Zapamiętaj to sobie, bo inaczej porozmawiamy inaczej.
            – Niby jak?
            – Hmm… No nie wiem. – Podniosłam rękę w celu zamachnięcia się, ale ktoś ją chwycił. Liczyłam, że to Amy, ale jej ręce były splecione pod biustem.  Jake. –Puść – wysyczałam. – Muszę jej przywalić.
            Jake puścił moją rękę, ale zanim zdążyłam się zamachnąć, on odsunął mnie od niej.
            – My już pójdziemy. Cześć –powiedział. Objął mnie mocno i ruszyliśmy przed siebie.
            – Jake, cholera! Ja nie pozwolę sobie jej tak traktować. Zasłużyła na to!
            – Destiny… – zaczął.
            Ze świstem wypuściłam z siebie powietrze. Nie lubię, jak ktoś tak mówi.
            – Posłuchaj. To, że byś jej przywaliła nic by nie dało. Ewentualnie byś jej coś złamała, albo by miała siniaka, co by ją bardziej wkurzyło. Ignoruj ją, ok? Może czasem się wciąć w nasz związek, ale nie zwracaj na nią uwagi. Ona musi się pogodzić z tym, że ją zostawiłem. Przepraszam za nią, że cię tak nazwała, ale ona tak ma.
            Czy on powiedział „nasz związek”? To znaczy, że co…? Że jesteśmy… pa-pa-parą?!
            Doszliśmy na dzielnicę, gdzie mieszkał Jake. Po obu stronach ulicy ciągnęły się rzędy domków jednorodzinnych zabudowie szeregowej. Każdy budynek miał dwa piętra, garaż i za domem zapewne ogródek. Weszliśmy do ostatniego domku po lewej stronie.
            – Mamo, to ja! – powiedział Jake, zamykając za mną drzwi, w których przepuścił mnie pierwszą. Hol był jasny, pachniało w nim kwiatami. Po chwili przyszła do nas szczupła, średniego wzrostu kobieta i miłym uśmiechem. Miała długie, ładnie falowane włosy w barwie miodu i brązowe oczy.
            – Ty pewnie jesteś Destiny –powiedziała, pochodząc do mnie. Uścisnęłyśmy sobie dłonie. – Jesteś jeszcze bardziej ładniejsza niż wyobrażałam sobie, gdy opowiadał mi o tobie Jake –przyznała.
            Chciałam zapaść się pod ziemię.
            – Napijesz się czegoś? A może jesteś głodna? – zapytała z typową matczyną troską.
            – W sumie… – mruknęłam cicho. Byłam trochę głodna. Od lunchu nic nie jadłam.
            – Zaraz i tak będzie obiad –stwierdziła i poszła zapewne do kuchni.
            – Tak, to moja mama – przyznał. Chwycił moją rękę. – Pokażę ci swój pokój – powiedział i poszliśmy w stronę schodów. Weszliśmy na pierwsze piętro. – To nie tutaj – odparł, gdy się zatrzymałam. Wspięliśmy się na poddasze. – To tutaj.
            Rozejrzałam się. Były trzy pary drzwi. Jedne na wprost mnie, a pozostałe po prawej i lewej.
            – Tam na wprost to mój pokój. Tam łazienka – wskazał na drzwi po lewej. – A tam coś jakby sala prób. Ćwiczymy tutaj często z chłopakami. Co chcesz pierwsze zobaczyć?
            – Twój pokój – powiedziałam. Poszliśmy na wprost.
            – Tylko mam mały bałagan – ostrzegł. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
            Pokój miał klimat. Ściana przy łóżku była pokryta fototapetą, która przedstawiała most Golden Gate nocą. Druga była cała w cegłówkach i było na niej mnóstwo znaków drogowych, tabliczek informacyjnych i różnych napisów. Przy oknie stało biurko. Tuż obok szafa. Oczywiście podłoga była tu najniższą półką i po niej walały się ubrania, śmieci i inne takie.
            – Fajnie tu masz.      
            Chłopak pociągnął mnie w stronę łóżka. Było starannie zaścielone, co totalnie nie pasowało do tego pokoju. Panował w nim rozgardiasz, a tu nagle czystość.
            Jake zajął miejsce na łóżku, które lekko zaskrzypiało. Usiadłam mu na kolanach, a nogi splotłam za nim. Objął mnie w talii, a ja położyłam mu dłonie na ramionach.  Uśmiechał się figlarnie. W jego orzechowych oczach tańczyły iskierki. Delikatnie zmierzwiłam dłonią jego włosy, burząc tym samym jego fryzurę. Uśmiechnął się złowieszczo. Zdjął gumkę z moich włosów.
            – Ej! – zaśmiałam się.
            – Ty możesz, to ja też – wytknął język.
            – Bo cię zaraz w niego ugryzę – zagroziłam.
            – Taka jesteś pewna? – zapytał i przybliżył się do mnie. Delikatnie przegryzł moją dolną wargę, po czym pocałował mnie. Tak namiętnie. Tak na serio. Mój organizm ciągle nie umiał przyzwyczaić się do jego pocałunków. Robił to w tak cudowny sposób… Moje serce waliło z zawrotną prędkością, w brzuchu latały motyle, a w głowie miałam totalną pustkę. Rozpływałam się.
            Gdy chciał przestać mnie całować, kurczowo mocniej objęłam go, nie pozwalając mu na oddalenie się ode mnie. Poczułam jak się uśmiecha. Wsunął mi swój język do ust, a mój od razu się z nim splótł. Jego jedna dłoń zaczęła śledzić linię wzdłuż mojego kręgosłupa wywołując tym przyjemne dreszcze.
            – I co? Jakoś ci nie wyszło – zachichotał.
            – Bo po prostu… Bosko całujesz –wypaliłam. No pięknie.
            Jake uśmiechnął się szeroko i zabawnie poruszał brwiami. On jest dobry w te gierki. Miał pewnie już niejedną dziewczynę, więc milion takich i innych doświadczeń za sobą.
            – Gdybyś mogła przeczytać moje myśli sprzed dwóch minut… – powiedział cicho.
            – Co rozbierałeś mnie w myślach? –zażartowałam. Ostatnio przebywanie w jego obecności przychodziło mi zbyt łatwo. Za swobodnie czułam się w jego towarzystwie. Zaczęłam na wiele sobie pozwalać.
            – A żebyś wiedziała – powiedział i cmoknął mnie w usta. Znów motyle zawirowały, serce zaczęło szybciej bić. Jestem ciekawa kiedy się do tego przyzwyczaję. Wychodzi na to, że jestem jego… dziewczyną.
            Ja, Dee jestem dziewczyną samego Jake’a! Największego ciacha w mojej szkole, o którym marzy ¾ lasek w mojej szkole. Czad.
            Dłonie Jake’a powędrowały w górę i spoczęły idealnie na moich łopatkach. Ciągle się uśmiechał, jednak jego uśmiech co chwila ulegał zmianie. Z zabójczego na subtelny, z łobuzerskiego na figlarny… Chwilami trudno było za nim nadążyć.
            Zorientowałam się, że się odchylam do tyłu. Po chwili wręcz leżałam na kolanach Jake’a. On tylko szaleńczo się uśmiechał. Dla żartu rozsunął swoje kolana i gdyby nie jego ręce, które ciągle mnie trzymały spadłabym na podłogę. Gdy na powrót złączył nogi pochylił się nade mną. Wwiercił swój wzrok ze mnie, jakby zastanawiał się nad tym, o czym myślę. Subtelnie musnął wargami moją szyję. Następnie nieco wyżej. Delikatnie przegryzł płatek mojego ucha. Jego usta znalazły się jeszcze na zakrzywieniu mojej żuchwy, policzkach, czole i w końcu znów na ustach.
            Ktoś zapukał. Jake odsunął się ode mnie, ale nie przywrócił mnie do pionu.
            – Tak? – zapytał głośno. Do pokoju weszła jego mama. Ciekawe, co sobie pomyśli…
            – Obiad zaraz będzie – oznajmiła spokojnym głosem.
            – Okej, zaraz zejdziemy – mruknął. Jego mama uśmiechnęła się ciepło po czym zaraz wyszła. Po chwili oboje wybuchliśmy śmiechem. – Z czego się śmiejemy? – zapytał.
            – Nie wiem. Ciekawe co twoja mama sobie teraz pomyślała.
            – Pewnie nic. Nie przejmuj się nią.
         
            – Jake zostań na chwilę – poprosiła jego mama, po skończonym obiedzie.
            – Po co? Nie może to zaczekać? –zapytał zniecierpliwiony.
            – To zajmie tylko minutę.
            – Aż minutę – powtórzył wkurzony.
            – Poczekam na górze – powiedziałam spokojnie. Odeszłam od stołu i skierowałam się w stronę schodów. Moja ciekawość wzięła górę. Weszłam tylko na pierwszy stopień.
            – Jake, widzę, że ty i Dee to coś poważniejszego. Ale zastanowiłeś się nad tym dobrze? Wiesz co może się stać.
            O co chodzi? Co może się stać?
            – Mamo… – zaczął znudzony. – Uwierz mi zastanawiałem. Ale nie mam ochoty być zabawką Amy. Ona najnormalniej w życiu mnie wykorzystywała. Z Dee jest inaczej. Przy niej czuję się szczęśliwy. Będę uważał. Na siebie. Na nią.
            – Moje zdanie poznałeś. Tylko żebyś potem nie żałował.
            Szybko weszłam po schodach na górę i wpadłam do pokoju Jake’a. Jak gdyby nigdy nic usiadłam na łóżku. W głowie miałam mętlik.
            Co się może stać? O co chodzi? Te pytania obijały mi się o czaszkę. Westchnęłam i położyłam się.
            Po chwili do pokoju wszedł Jake. Uśmiechał się znów, ale oczy go zdradzały. Nie był już tak szczęśliwy jak przed obiadem.

            Staliśmy pod moją klatką i nie mogliśmy się rozstać.
            – Zaraz moi rodzice tu będą –powiedziałam smutno.
            – Przydałoby się sprostować, że chyba jestem dla ciebie kimś innym niż kolegą – odparł uśmiechając się cwaniacko.
            – Jake… Tak nagle? Dopiero co im wmawiałam, że jesteś tylko kolegą, a już mam mówić, że jednak nie?
            – W sumie to sami się zorientują, gdy rzadziej zaczniesz przebywać w domu i często będę przychodził po ciebie.
            – No właśnie.
            Uśmiechnęłam się. Na ulicy dojrzałam samochód rodziców. No to przyjechali. Wspięłam się na palce i ostatni raz na dzisiaj posmakowałam ust Jake’a.
            – Cześć. – Chciałam odejść, jednak on nie rozplótł naszych palców.
            – Czekaj jeszcze – powiedział. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił. W jego ramionach świat wydawał się nieważny. Liczyło się tylko to, że słyszałam bicie jego serca.
            – Moi rodzice już przyjechali. Widzimy się jutro w szkole. Cześć.
            – Przyjadę po ciebie. Cześć.

            Weszłam do domu.
            – Czeeść! – krzyknęłam. Zdjęłam trampki i poszłam do kuchni. Pod nosem nuciłam piosenkę.
            – A ty co taka zadowolona? –zapytała mama. Jej i tacie dałam buziaka w policzek.
            – A tak jakoś. Co na obiad? Bo ja to bym zjadła… – zaczęłam główkować. – Może… Pizza? Spaghetti?
            Tata podszedł do mnie i przyłoży łdłoń do czoła. Gdy tylko ją zabrał poprawiłam grzywkę.
            – Gorączki nie masz. Dobrze się czujesz? – zapytał. Moja mama dusiła w sobie śmiech.
            – Tak. A nawet ci powiem, że bardzo dobrze! – Wyszczerzyłam się. – No to co na obiad? W zasadzie to nie jestem głodna. Jadłam u Jake’a. Idę odrobić lekcje. Pa! – Poszłam do swojego pokoju. Włączyłam laptopa i muzyką. Na cały regulator. What makes you beautiful One direction. Mieli świetne piosenki. Wyjęłam z torby zeszyt i usiłowałam skupić się na zadaniu z historii, ale Jake siedział mi w głowie. Ciągle i ciągle. I ciągle nie umiałam wyrzucić go zmyśli.
            – Czyli zero nauki na dziś, Dee –powiedziałam sama do siebie. Sprawdziłam, czy da się jeszcze głośniej włączyć muzykę. Nie dało się. Położyłam się na łóżku. Zamknęłam oczy i ujrzałam Jake’a. Jak zwykle wyglądał bosko. Te jego włosy, orzechowe roześmiane oczy, łobuzerski uśmiech… Oto co sprawia, że się w nim zakochałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za KAŻDY komentarz.
Jeśli komentujesz z Anonima podpisz się imieniem, nickiem z Twittera lub inicjałami.